Zabójca w białym kitlu

Josef Mengele na zdjęciach wygląda zupełnie normalnie. I to nie jedyny powód, dla którego dziś dałby sobie świetnie radę. Był przecież zwolennikiem takich postępowych idei jak aborcja czy eutanazja. I po ucieczce z Auschwitz rozwinął pracę abortera – czytaj: specjalisty od zdrowia reprodukcyjnego oraz założył firmę farmaceutyczną.
     Jeden z najbardziej znanych z okrucieństwa niemieckich lekarzy z Auschwitz na fotografiach nie wygląda na wcielenie zła, zabójcę, mordercę czy ludobójcę. Do tego lubił zwierzęta. Potrafił być nawet miły dla dzieci, częstować je cukierkami i zabierać na przejażdżki samochodem. Przystojny, elegancko ubrany - był przecież bardzo wykształconym lekarzem, zawsze ubranym w nieskazitelnie biały kitel. Czasami pogwizdywał sobie melodie Wagnera, Straussa czy Verdiego. Miał więc wszystkie te cechy, które złożyłyby się na poprawny wizerunek poważanego człowieka. Czy dziś nie mógłby być profesorem ginekologii, ekspertem od bioetyki, przedstawicielem przemysłu farmaceutycznego, właścicielem kliniki in vitro, aborterem, chętnie cytowanym przez niektóre media?
     Mengele trafił do Auschwitz na półtora roku, prawdopodobnie na własną prośbę, aby prowadzić tam dalsze badania, mające mu służyć do pracy habilitacyjnej. Finansowanie zapewnił mu Niemiecki Komitet Badań Naukowych, a obóz koncentracyjny - stały dopływ przedmiotów i próbek badawczych w ściśle kontrolowanych, czyli idealnych warunkach. Wykształconego w Monachium, Bonn, Wiedniu i Frankfurcie 32-latka interesowała szczególnie genetyka oraz dziedzina, którą obecnie nazywa się „zdrowiem reprodukcyjnym”. Jednym z nauczycieli Mengele był znany prof. Ernst Rüdin, autor niemieckich ustaw o przymusowej sterylizacji, genetyk, którego artykuły feministka Margaret Sanger publikowała w Stanach Zjednoczonych na łamach „Birth Control Review”.
     To między innymi i w Auschwitz niemieccy lekarze specjalizowali się w eutanazji, sterylizacji, a także „aborcji” (tzw. przed- i pourodzeniowej). Przeprowadzali eksperymenty ze sztucznym zapłodnieniem, na kobiecych macicach i jajnikach, męskich narządach rodnych. Laboratorium Mengele było wyposażone w najbardziej nowoczesny z możliwych sprzęt. Głównym jego zajęciem było dokonywanie selekcji na rampie. Mengele posyłał w ten sposób masowo ludzi na śmierć. Można powiedzieć, że dokonywał terminacji, eliminacji i selekcji. To brzmi dużo lepiej. Czasami chodziło przecież „tylko” o użycie strzykawki. Mengele był przecież pedantem ze swoistym poczuciem piękna, eliminował więc z tego świata tych, których życie nie było w jego oczach warte kontynuacji, a także więźniów z chorobami skórnymi czy bliznami. Noworodki kazał wrzucać w ogień jak odpady medyczne, a niektóre płody trafiały w słojach do jego kolekcji, obok kamieni żółciowych. Tacy lekarze jak Mengele działali legalnie, a ramy ich pracy wyznaczały ustawy.
     W książce „The Nazi Doctors. Medical Killing and the Psychology of Genocide” Robert J. Lifton sugeruje, że obsesyjne studiowanie przez Mengele bliźniąt miało na celu rozwiązanie zagadki ciąży mnogich, aby zapewnić Niemcom „lepsze”, bo wyselekcjonowane społeczeństwo. Jako lekarz należący do SS wyszkolony był także w tzw. aborcjach, również używanych do celów selekcyjnych. Niemieckie prawo zezwalało na nie w przypadku ratowania życia kobiety, ze względów eugenicznych i dla zachowania „czystości rasowej”. Prawo do zabicia swych nienarodzonych dzieci miały Żydówki i kobiety w krajach podbitych. Podobnie było w Auschwitz, gdzie czasami „aborcji” dokonywały więźniarki-położne, które sądziły, że w ten sposób ratują kobiety w stanie błogosławionym od eksperymentów i śmierci. W przeciwieństwie do niemieckich zbrodniarzy, miały poczucie wyrządzonego zła i wiedziały, że stały się przez nich morderczyniami. Polska położna, Stanisława Leszczyńska, która wraz z innymi lekarkami pomagała kobietom rodzić i opiekować się noworodkami, nie obciążyła swojego sumienia żadną „aborcją”. Dziesiątkom tych dzieci udało się przeżyć obóz. „Doktor Śmierć” nie był panem każdego istnienia.
     Po wojnie Mengele, podobnie do innych niemieckich lekarzy, nadal zajmował się medycyną. Z tekstu „Mengele, an Abortionist, Argentine files suggest”, opublikowanego w 1992 r. przez „New York Times” wynika, że po ucieczce z Auschwitz wykonywał w latach 50. zawód lekarza w Buenos Aires. „Miał reputację specjalisty od aborcji”, która była wtedy (i nadal pozostaje) w Argentynie nielegalna. W książce „Mengele. The Complete Story”, Gerald L. Posner i John Ware piszą, że jej bohater został zatrzymany wraz z innymi lekarzami z podejrzeniem o przeprowadzanie nielegalnych sztucznych poronień, kiedy jedna z kobiet zmarła w wyniku takiego „zabiegu”. Mengele wręczył jednak łapówkę w wysokości 500 dolarów i po trzech dniach został wypuszczony na wolność.
     Miał wielu przyjaciół, którzy nie uważali go za potwora. W latach 50. nabył również firmę Fadro Farm KGSA, która produkowała środki farmaceutyczne i produkty medyczne. A i na tym nie kończy się jego kariera w sektorze zdrowia.
     Według argentyńskiego historyka Jorge Camarasy, eksperymenty z Auschwitz mogły przynieść owoce. W artykule “Nazi angel of death Josef Mengele created twin town in Brazil“, opublikowanego w “Telegraph” (2009 r.) czytamy, że Mengele mógł być odpowiedzialny za wysoki wskaźnik urodzeń bliźniąt (jeden na pięć ciąży), głównie niebieskookich o blond włosach, w miejscowości Cândido Godói w Brazylii. Mengele miał w latach 60. wielokrotnie odwiedzać tę niemiecką enklawę i zajmować się kobietami w stanie błogosławionym, aplikując im różne specyfiki. Miał również chwalić się, że potrafi przeprowadzić sztuczne zapłodnienie nie tylko u krów, ale i u ludzi. Przez miejscową ludność jest zresztą wspominany ciepło.
     Choć kontrowersyjna teoria Camarasy wydaje się w tamtych czasach dość nieprawdopodobna do zrealizowania, trudno zaprzeczyć, że manipulacje reprodukcyjne znajdowały się jak najbardziej w polu obsesyjnych badań Mengele.

Obrońcy kryminalnych aborterów?
     Możemy się zastanawiać, co by się stało, gdyby dr Mengele, pracujący pod fałszywym nazwiskiem dr Helmut Gregor, został dziś zatrzymany za nielegalne aborcje czy przeprowadzanie sztucznego zapłodnienia? Lokalne feministki z Argentyny nieznające jego przeszłości w Auschwitz, zapewne zaświadczyłyby, że nie splamił się niczym haniebnym, a tylko realizował kobiece prawa reprodukcyjne. Jedna z organizacji zajmujących się ich promocją i sterująca działaniami organizacji feministycznych na świecie, daje im nawet podobne instrukcje! Amerykańska International Women’s Health Coalition, która opłacała Wandzie Nowickiej nie tylko prowadzoną przez nią organizację, ale również wyjazdy na konferencje, poleca na swojej stronie internetowej, aby wspierać i bronić providerów oskarżonych o kryminalną „aborcję”.
     A Mengele, swoją drogą, nigdy nie przyznał, że w swoim życiu kogokolwiek zabił, zranił czy wyrządził krzywdę. Uważał za to, że sam stał się ofiarą niesprawiedliwości. Z pewnością uważał się za humanistę i racjonalistę z dużymi sukcesami naukowymi na polu zdrowia reprodukcyjnego, który pomagał kobietom. Do tego interesował się przecież leczeniem raka. Gdyby dożył do dnia dzisiejszego, prawdopodobnie tych, którzy by go krytykowali, oskarżyłby o zniesławienie. I czy naprawdę nie znalazłby popleczników?

Natalia Dueholm
artykuł ukazał się na www.pch24.pl
Czytelnia: