Święty Ojciec Pio

Dziennik naocznego świadka świętości Ojca Pio – po raz pierwszy opublikowany po polsku!

Unikalne i niepowtarzalne świadectwo o życiu, cudach i śmierci świętego Ojca Pio, złożone przez człowieka, który stał u jego boku przez kilkadziesiąt lat. Autor szczegółowo relacjonuje też ostatnie godziny doczesnego życia Ojca Pio.

Książkę wzbogacono o nigdy wcześniej niepublikowane fotografie św. Ojca Pio, pochodzące z prywatnego archiwum Autora.

o. Marciano Morra OFMCap, Sekretarz Generalny Grup Modlitwy Ojca Pio
Ta wyjątkowa historia Giovanniego jest prawdopodobnie jedyną tak niezwykłą historią osoby z najbliższego otoczenia Ojca Pio. Czytając poniższy tekst słowo po słowie zadawałem sobie pytanie: ‘Dlaczego nie opublikował tego wcześniej? Oszczędziłby mi tak wiele czasu.’ Dziennikarski styl tekstu współgra z niepodważalną wiernością historyczną w przekazie dotychczas nieznanych wydarzeń z życia Ojca Pio i jego otoczenia w San Giovanni Rotondo.

Ta książka nie jest kolejną z wielu podobnych publikacji powtarzających rzeczy już opisane. Poza przekazem o nieznanych dotąd faktach, niesie ze sobą najważniejsze przesłanie Ojca Pio, który miłość do bliźnich uczynił programem swojego życia.

Informacja o autorze:
Giovanni Siena poznał Ojca Pio w latach dwudziestych XX wieku i pozostał przy nim, aż do śmierci Świętego w roku 1968.

Zawsze stał przy jego boku i był jednym z pierwszych ludzi pracujących w Casa Sollievo della Sofferenza – Dom Ulgi w Cierpieniu, szpitalu założonym przez Ojca Pio.

Wprowadzenie
     Poniższy tekst nie jest biografią, a jedynie świadectwem udziału w Męce Pana człowieka „naznaczonego stygmatami Naszego Zbawiciela”, jak określił go papież Paweł VI ( 21 lutego 1971 roku).
     Poniższe strony zawierają notatki, które zapisywałem w czasie, kiedy miałem zaszczyt żyć w bliskości Ojca Pio. Tu i ówdzie czytelnik znajdzie zaznaczone podobieństwo między Naśladowcą (Ojcem Pio) a Wzorem (Chrystusem). Nie miałem zamiaru przez to porównanie „deifikować” osoby i dzieła Ojca Pio, lecz czułem się zmuszony zwrócić uwagę na przemilczane, źle zrozumiane i mało znane aspekty jego osobowości, umieszczając je w historycznych realiach jego czasów. Chciałem oprzeć się pokusie ukazania go w sposób jednowymiarowy, czyniący go fenomenem odizolowanym i oderwanym od rzeczywistości, swego rodzaju średniowiecznym reliktem, spektakularnym i sensacyjnym zjawiskiem.
     Słowa te, skierowane do szczególnego rodzaju czytelników – przyjaciół i duchowych braci – zostały napisane w specjalnych okolicznościach i niezwykłym stanie ducha. Początkowo zamierzałem wydrukować je na powielaczu, nie licząc na nic więcej. Jednak, nie wiadomo jakim trafem, znalazły się w rękach życzliwych Wydawców, którzy zdecydowali się wydać je drukiem: malgrè ses fautes.
     Nie szukajcie tu bohaterów. Bohater jest tylko jeden. Otaczające go postaci to jedynie statyści. Jeśli znajdziecie tu jeszcze jakiegoś bohatera, to będzie nim najwyżej autor.
     Mimo mojego wieku wciąż jestem tym samym chłopcem, niecierpliwie oczekującym października, ponieważ w tym miesiącu w moim ogrodzie zjawia się rudzik. Modlę się, żeby Pan ochronił go przed kotami. Mimo panującego chłodu cicho powtarzam wystudiowane słowa, abundantia et teneritate cordis, przypominając tym trochę Ojca, który rozrzewniał się z byle powodu.
     Pewnej nocy zaczął padać śnieg, lecz ja nie zwróciłem na to uwagi. Rankiem poszedłem na chór, gdzie siedział Ojciec Pio. Gdy tylko mnie zobaczył wstał i zapytał: „Widziałeś?”
– Co takiego?
– Śnieg.
Otworzyłem okno: „Patrz jaki piękny! Jestem taki szczęśliwy!”
–Dlaczego? – spytałem.
– Ponieważ duszę wypełnia mi radość!
     Dlaczego robiłem te zapiski o Ojcu Pio? Ponieważ sam polecił mi je spisywać. „Musisz je zaprzęgnąć do pracy! Zrozumiałeś?” – powiedział mi pod koniec jednej spowiedzi wymachując piórem, które wyciągnął z kieszeni mojej koszuli. Mimo iż upłynęło ponad pół wieku, nie zapominam o tym jego poleceniu i kontynuuję zapisywanie kolejnych stron, aby zostawić moim dzieciom pamięć o moich z nim spotkaniach oraz jego ojcowskiej opiece nad naszą rodziną. Przeglądałem te zapiski wzbogacając je o wydarzenia, informacje i dokumenty, które udało mi się zdobyć po śmierci ojca Pio i które stały się integralną częścią tej książki.
     Na początku lat pięćdziesiątych miał miejsce jeszcze jeden epizod, który wciąż pozostaje żywy w mojej pamięci. Byłem w zakrystii starego kościoła, tuż po zakończeniu liturgii nieszporów. Ojciec Pio, jak zawsze, zdjął szaty liturgiczne i oddał się długiej modlitwie dziękczynnej. Stałem z innymi mężczyznami (wówczas jeszcze obowiązywał tam zakaz wstępu dla kobiet), chcąc pozdrowić go i życzyć mu dobrej nocy. Nagle wstał, umył dłonie w naczyniu z wodą, a dwa rzędy mężczyzn podeszło ucałować jego naznaczone stygmatami dłonie. Przeszedł powoli krótki odcinek do drzwi prowadzących za klauzurę, po czym zatrzymał się i odwrócił w naszą stronę. Byliśmy zaskoczeni tym niezwykłym zachowaniem. Byłem zszokowany, gdy doszło do mnie, że Ojciec kieruje się w moją stronę. Podszedł i stając na palcach dmuchnął mi w twarz nie mówiąc ani słowa. Potem obrócił się i opuścił zakrystię. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, podczas gdy przez moją głowę przelatywało tysiące myśli. Co chciał przez to wyrazić? Co znaczył ten gest? Jedna rzecz jest pewna, w tym momencie uświadomiłem sobie, że jestem od niego dużo wyższy, choć w moich oczach zawsze był gigantem.
     Podobnie zadziwił mnie, gdy podczas niekończącej się spowiedzi pozwolił sobie na zwierzenia i osobiste przemyślenia. „Pozwól mi odetchnąć”, powiedział, zbliżając się do z mnie krzesłem, kiedy klęczałem na schodku oczekując rozgrzeszenia. Byłem zakłopotany, ponieważ już dawno wykorzystałem przynależny mi czas, nie wiedziałem więc czy wstać, czy czekać na błogosławieństwo. Przysunął się z krzesłem i wbijając swoje kolano w moją nogę, zatrzymał się w tej pozycji na kilka sekund, jak gdyby chciał przekazać mi swoją energię. Odszedłem z konfesjonału zaskoczony, ale szczęśliwy z otrzymanego daru – uczucie dobra i pokoju obecne było w całym moim ciele.
Czytelnia: