Braciszek i zabójcy

     Pewien święty mnich miał zwyczaj za każdym razem, kiedy nabierał tchu, mówić "Ave Maria". Był więc bardzo oddany Najświętszej Pannie i polecał się Jej we wszystkich sprawach swego żywota.
     Razu jednego ów braciszek musiał wyjść, by omówić z pewnym możnowładcą sprawy klasztoru, a śledzili go dwaj zbójcy.
     Brat miał zabrać ze sobą dużo pieniędzy i zbójcy, wiedząc o tym, postanowili zastawić nań pułapkę, by zabić go i obrabować.
     Czuwali więc przez całą noc w pobliżu klasztoru, a kiedy zaświtało, zobaczyli, jak nadjeżdża z daleka na koniu, lecz przyjrzawszy mu się lepiej popadli w osłupienie. Zobaczyli bowiem, że obok brata jest piękna niewiasta, która podsunęła mu pod brodę białą chustę, by pochwycić rzecz jakąś dobywającą się z jego ust. Były to róże i szlachetna dama, która jechała z braciszkiem, zbierała je w płócienną chustę.
     Zdawało się, że braciszek nie widzi, co się z nim dzieje. Niewiastą, którą zbójcy widzieli, była Najświętsza Panna, a różami były Zdrowaśki, albowiem braciszek odmawiał je po drodze.
     Złoczyńcy, widząc cud, jakby wrośli w ziemię i pożałowali tego, co mieli zamiar uczynić. Kiedy braciszek znalazł się już przy nich, z jego skupionej twarzy pojęli, że nie widzi, co się z nim dzieje, a to przeraziło ich jeszcze bardziej, więc rzucili się mu do stóp i błagali, by wybaczył im zamiar zabójstwa. Zapytali go potem, co stało się z niewiastą, która z nim była, lecz on odpowiedział, że żadnej niewiasty nie widział.
     Zbójcy, z powodu wielkiego cudu, którego byli świadkami, nawrócili się i także zostali braciszkami.
Bonvesin da Riva, Leggende cristiane, Milano 1963, s. 259