Nawrócenie Kropelki

     Dawno temu żył w głębi omszałej kniei pustelnik, człek wielkiej świątobliwości, dzień i noc zmagający się z demonem. Niekiedy stawały przed nim, jak żywe, wspomnienia matki, sióstr, domu zamierzchłego dzieciństwa, sąsiadek oraz sług, lecz gdy tylko spostrzegał omam, chwytał wielki kamień i bił w nim w piersi. Każdego ranka, o świcie, pustelnik czerpał wodę ze źródła.
     A była ona tak lazurowa, tak przejrzysta jakby majowe niebo wpadłszy doń tkwiło aż dotąd; było to źródełko skryte w zaciszu drzew i nikt poza samotnikiem nie mącił jego spokoju. Pustelnik kochał je, bo było śliczne, spowite zielenią paproci, tataraku, mięty, niezapominajek, jaskrów, irysów, kampanuli...
     Zaczerpnąwszy wody, miast wracać spiesznie do swego szałasu, by odmawiać pacierze, starzec, z sercem przepełnionym zachwytem, ociągał się z opuszczeniem tych napierających nań zewsząd, cudowności (na czym niewątpliwie cierpiała jego doskonałość, lecz cóż, trzeba pokazać dokładnie, jak się rzeczy miały).
     Tak spoglądając, dostrzegł któregoś ranka na brzegu wody jakąś postać... Nie było jednak powodów do obaw: to nie była kobieta, tylko mała dziewczynka, tak młodziutka, że trudno nawet określić jej wiek. Srebrzyste jej włosy falami spływały na ramiona a łagodny błękit oczu zdawał się wypełniać całą drobną figurkę. Dziewczynka śmiała się wesoło do całej gromady zwierząt, brykających wokół źródła, a niektóre z nich, brodate, rogate, ostrouche, krzywonose i skośnookie nie były na pewno kozłami najlepszego gatunku.
     Poganka! A jednak, jednak od całej jej postaci bije taka niewinność, że sam Zbawiciel na pewno z przyjemnością by ją zbawił, gdyby tylko można Mu o niej szepnąć słówko i doprowadzić ją do chrztu. Dziewczynka jednak nie pozwoliła się do siebie przybliżyć i ukryła się w trawach, cala drżąca na widok surowego starca, w którego pobrużdżonym obliczu zdawało się kryć najwyższe potępienie dla wszystkich wokół, nieopatrznie roześmianych istot.
Złagodził więc jak tylko mógł brzmienie swego głosu i zapytał:
- Jak się nazywasz? Czy masz jakieś imię?
- Kropelka - wyszeptała.
- Czy jesteś ochrzczona?
Podniosła ku niemu zogromniałe źrenice bez odpowiedzi.
- Nie jesteś ochrzczona?... Nigdy nie spotkałaś Pana Boga?... To nie twoja wina. Lecz ty nie masz duszy. Czy chcesz mieć duszę?...
Umknęła.
- Nic z niej nie wyciągnę - zachmurzył się pustelnik - jest zbyt zdziczała. Któż mógłby ją oswoić?
     Pustelnik ów był mężem tak świątobliwym, że od czasu do czasu odwiedzał go Pan Jezus i właśnie tego dnia przypadła taka wizyta.
- Panie, rzekł samotnik, jest tu w pobliżu źródło, a przy nim dzieweczka, którą musisz nawrócić. Mnie starego dziewczynka się boi, lecz gdybyś Ty zechciał przemówić do niej choć słowem, myślę, że poszłaby za Tobą aż do raju.
     I Pan Jezus, żeby sprawić przyjemność swemu słudze, udał się do źródła. Kropelka siedziała na mchu, stopy zanurzyła w wodzie i bawiła się, przesypując w paluszkach małe, okrągłe kamyczki. Pan Jezus popatrzył na nią łagodnie, a ona zerwała się jednym susem, rzuciła Mu się do stóp, okryła Jego dłonie płynną falą swych włosów i podniosła na Niego swe przejrzyste, głębokie oczy, tak nagle puste, jakby od lat całych błagały o kroplę napoju.
- Czy chcesz być Moja? - spytał Pan Jezus. I natychmiast poszła za Nim. A On pobłogosławił ją zmoczonym w źródlanej wodzie palcem i zaprowadził do samotnika.
- Cóż ja z nią zrobię, Panie? - wykrzyknął święty mąż.
Lecz Pan Jezus już odszedł bez słowa, zostawiwszy pustelnika w nie lada kłopocie.
- Co ja z nią zrobię? Przecież nie zamieszka tu ze mną. Muszę ją ochronić przed lasem i grzechami, które on kryje. Muszę ją ukryć w jakimś pewnym miejscu, gdzie mury są solidne, a bramy szczelnie zamknięte. W przeciwnym wypadku zgubi, nie wiadomo gdzie i jak, swą duszę nieśmiertelną, którą przed chwilą obdarował ją Pan Jezus. Czy aby tylko porządnie się nawróciła?
- Dokąd chcesz pójść, Kropelko? - zapytał.
- Do Pana Jezusa - odrzekła.
To przekonało go, że jej nawrócenie było całkowite i zdecydował zamknąć ją w klasztorze, gdzie mniszki śpiewały nocą jak ukryte źródło. Naprzód jednak pouczył ją:
- Żebyś mogła zostać bliziutko Jezusa, musisz zrezygnować ze swoich lasów, kwiatów, towarzyszy zabaw, zwłaszcza z tych, którzy mają rogi i patrzą dziwnie z ukosa... Rozumiesz mnie, Kropelko? Musisz żyć spokojnie w domu Pana, nie wychodząc na zewnątrz i cały czas zachowywać milczenie.
Kropelka nie potrafiąc już i nie pragnąc niczego innego, jeszcze raz rzekła:
- Chcę być blisko Pana Jezusa.
     Starzec poprowadził ją do klasztoru. Nie wiedziała dokąd idzie, lecz z daleka uśmiechała się do Pana, któremu niosła cały swój skarb: wodę ze źródła. Gdy weszła do kaplicy, w której świece płonęły jak na wielkie święto, pustelnik powiedział:
- Daj mi tę wodę, bym ją pobłogosławił w imię Pana i poświęcił ku Jego służbie.
Wyciągnęła obie dłonie pełne żywej wody, którą poświęcił zamaszystym znakiem i wlał do kropielnicy.
     A Kropelka, składając wilgotne jeszcze rączki, uklękła na chórze, pośród płonących świec, i cała okryta welonem swych włosów, zaczęła się modlić.
     Kiedy jednak klęczała tak bez ruchu, po pewnym czasie znudziło ją to. Stopy jej odczuły szaloną ochotę biegania, ręce - bawienia się, usta - śmiechu. Nie mogła powstrzymać uczucia żalu za radosnym lasem, za listowiem paproci, zapachem mięty, szeptem kamyczków u źródła, za motylami, pszczołami i wszystkimi przyjaciółmi - zwierzętami. A kiedy ona się nudziła, święta woda w kropielnicy traciła swój błękit, swą wrodzoną świeżość, swój zapach martwoty.
     Pewnego dnia, o świcie, kiedy zakonnice śpiewały "Godzinki", jakaś zbłąkana jaskółka przecięta kościół i kalecząc skrzydełka o mury, żałośnie zapiszczała nad krzyżem. Wtedy Kropelka nie wytrzymała, zapomniała o Jezusie, myślała tylko o swym dzikim lesie i uciekła z klasztoru nie uczesana, pląsając w powietrzu chyżą stopą, trzepocząc swobodnymi dłońmi...
     W kropielnicy wyschła święcona woda. Pędząc wprost do źródełka i witając uśmiechem wszystko - paprocie i mięty, i kamyki i wszystkich skrzydlatych, czworonożnych i rogatych sąsiadów, Kropelka poczuła nagle jak serce jej pęka z bólu. Dotąd tęskniła za beztroskimi, szalonymi towarzyszami zabaw, teraz przeniknęła ją tęsknota za Panem.
     I zapłakała mała dzika dziewczynka. Kiedy jednak Jezus daje komuś nieśmiertelną duszę, nie przestaje się nim opiekować. Tak więc zaszedł znów do świętego pustelnika.
- Co robi moja córka. Kropelka?
- Ach, Panie - jęknął zgnębiony starzec. - Kropelka wróciła do swoich grzechów. To zdrajczyni, bezbożnica!
- Tak myślisz? - spytał Jezus.
- Wietrznica!
- Zbyt krótko po prostu żyje po nowych narodzinach i nie zna jeszcze swej drogi. Trzeba mi kogoś, kto by ją strzegł.
- Ja się tym nie zajmę.
- Nie! Ty nie znasz się wcale na dzieciach. Potrzebna mi do tego kobieta. Poszukam jej.
- Kobieta! Jeszcze tylko kobiety tu trzeba!
     Co miał na myśli Pan Jezus?... Kobieta! Lecz Jezus już odszedł i powracał właśnie z kobietą o twarzy czystej jak u Kropelki, do której zresztą była tak podobna, jakby była jej matką. Kropelka była drobna i krucha, jak pączek kwiatu, ta zaś - szlachetna i królewska jak lilia. W ręku trzymała kądziel, przygotowaną do przędzenia.
- Matko - rzekł Pan Jezus - polecam ci Kropelkę. Ona nie zna swej drogi, pilnuj jej dobrze i nie pozwól zginąć.
- Dobrze - odpowiedziała Niewiasta - dobrze, mój Synu, będę jej strzegła. Nauczę ją różnych robótek - dziewczęta powinny to umieć - lecz pozwolę jej biegać po lasach i bawić się ze zwierzętami, bo dzieci muszą się bawić, byleby potem wróciły w ramiona tych, których kochają. Chodź do mnie. Kropelko, córeczko moja, nauczę cię prać.
Kropelka przytuliła się do rąk kobiety i skryta swe jasne oczy w fałdach Jej błękitnej sukni. A Pan Jezus zostawił je same.
     Kobieta nauczyła ją prać i leczyć choroby. Dziewczynka takiej nabrała w tym wprawy, że pustelnik musiał zbudować tuż obok źródełka kaplicę, by mogła pomieścić tłumy chorych i zgnębionych, pragnących uleczyć bóle swych ciał. Gdy je opatrzyła, dojrzała, wyleczyła wszystkich potrzebujących, biegała w podskokach do lasu, tak daleko, by nikt jej nie dostrzegł i tam, w cieniu gęstych gałęzi, bawiła się z łanią, koźlęciem lub innymi leśnymi stworami.
A Matka Boska, która wiedziała, że wkrótce miłość przywiedzie jej Kropelkę uległą, spokojnie czekała przędąc swą kądziel na brzegu źródła.
Marie Noel, "Niepokalana" 1975 nr 2 s. 52-55