Rytuał uwodzenia

Nie musiałam nic robić. Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Już nie byłam sama. Sebastian odwiedzał mnie niemal codziennie.
Czasem zostawał na kilka godzin, czasem na całą noc.
Byliśmy parą od 4 lat, żyliśmy bez ślubu. Mieliśmy dużo pieniędzy, wspaniałe perspektywy. O Bogu nie myśleliśmy wcale, uważaliśmy, że religia jest dla ciemnych umysłów. Rafała straciłam w tragicznych okolicznościach. Po pomoc poszłam do wróżki.
     Piąta po południu, dzwoni telefon. Zamarłam, gdy usłyszałam w słuchawce głos szefa Rafała: samochód wpadł do rzeki, niestety ciała nie odnaleziono. Miałam wtedy 27 lat.

Przywoła ducha Rafała
     Minęło kilkanaście dni, a ciała nie odnaleziono. Mijały kolejne dni. Już tylko leki utrzymywały mnie w znośnym stanie. Zaczynałam tracić powoli kontakt z rzeczywistością. Unikałam rodziny i znajomych. Liczył się wyłącznie Rafał. I wówczas pojawiła się myśl, że przecież są ludzie, którzy podobno potrafią wywoływać duchy zmarłych. Jeśli Rafał nie żyje, to mógłby zostać przywołany. I tak, choć uważałam się za nowoczesną, poszłam do kobiety, która zajmuje się spirytyzmem. Kobieta ta była medium. Najpierw przywoływała ducha, a następnie tak jakby umawiała się z nim, w jaki sposób ma on odpowiadać na zadawane pytania – przez poruszanie wahadełka. W pewnym momencie wahadełko rzeczywiście zaczęło się poruszać i to bardzo intensywnie. Padały pytania i odpowiedzi. Na koniec seansu spirytystka zwróciła się do ducha z pytaniem, czy chce jeszcze coś przekazać. Po czym zamknęła oczy, położyła ręce na stole i tak trwała przez kilka minut. Wtedy wstrząsnął mną dreszcz, po mojej ręce, od dłoni aż do ramienia, bardzo powoli przesunęło się przenikliwe zimno. Było to odrażające odczucie. I chociaż myślałam, że to duch Rafała, to przerażenie i odraza całkowicie zniechęciły mnie do dalszych seansów.
     Spotkanie jeszcze się nie zakończyło. Duch przekazał, że Rafał nie żyje, że jest mu dobrze, że mnie widzi itd. Jednak najważniejszym w całej sprawie okazało się pytanie, które kobieta-medium zadała duchowi na końcu.
     Wówczas, jak powiedziała spirytystka, w głowie
usłyszała taki oto przekaz dla mnie: Jest w twoim otoczeniu mężczyzna, żonaty, bez
dzieci, on ze mną pracował. Ja będę przez niego działał, w nim będziesz mogła mnie dostrzegać. Musisz go zdobyć dla siebie i wtedy będziemy razem.
Niemal oszalałam ze szczęścia.

Pomogą czary
     Kobieta-medium powiedziała, że za dodatkową opłatą może spowodować, że ten mężczyzna odejdzie od żony i zwiąże się ze mną. Bez wahania poprosiłam o tę usługę. Zażądała ode mnie współpracy. Dostałam następujące polecenia: po pierwsze musiałam zdobyć konsekrowaną hostię. Wytłumaczyła, że to po to, by ją podać Rafałowi podczas kolejnego z nim spotkania, bo – jak wyjaśniła – hostia taka ma silną energię i jest duchowi potrzebna. To już była czarna magia. Dała mi jakiś amulet i kazała go nosić zawsze na szyi. Powiedziała, że każde jego zdjęcie z szyi spowoduje przerwanie rytuału i wszystko będzie musiało zostać przeprowadzone od początku.

Przynieś swoją krew!
     Rytuał pozyskania Sebastiana trwał pół roku. W tym czasie wykonywałam tak wiele poleceń czarownicy, że nie miałam czasu na żałobę po Rafale. Kilka razy dostawałam nowe amulety do noszenia, ale także na polecenie medium podrzucałam obcym ludziom różne dziwne przedmioty, które wcześniej były poddawane czarom. Podrzucałam je do ogrodów, samochodów, do firm. Nie zastanawiałam się wtedy, po co mam to robić. Byłam w jakimś totalnym amoku. Dostałam na kartce specjalną formułę, którą miałam codziennie odczytywać, niemal jak modlitwę. Dziś wiem, że było to przyzywanie mitycznych bóstw, ale też i demonów, zwłaszcza tych, których imiona znajdują się na pentagramie. Na koniec spirytystka poleciła mi, abym dostarczyła zdjęcie Sebastiana, oraz swoją krew menstruacyjną. Przyniosłam. Po odpowiednim rytuale krew została mi zwrócona i z nią było związane ostatnie zadanie: podanie krwi do spożycia Sebastianowi razem z jakimś napojem czy pokarmem, ale nie później niż w ciągu siedmiu dni. Zadanie wykonałam. Zrobiłam kawę, dodałam krwi i tyle. Co się stało potem? Sebastian sam zadzwonił i się wprosił. Nie musiałam nic robić. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Już nie byłam sama. Sebastian odwiedzał mnie niemal codziennie. Czasem na kilka godzin, czasem na całą noc. Czułam się szczęśliwa. Byłam z Sebastianem, a myślałam wyłącznie o Rafale. Po około trzech miesiącach o Rafale zapomniałam.

Traktował mnie jak przedmiot
     Po jakimś czasie przestałam być dla Sebastiana człowiekiem. Traktował mnie jak niewolnicę. Musiałam zawsze być na jego zawołanie. Zażądał, bym rzuciła pracę. Gdy na początku nie chciałam tego zrobić, zjawiał się u mnie w biurze i robił awantury. Zrezygnowałam i zwolniłam się. Zaszłam w ciążę, jednak szybko poroniłam. Płakałam po stracie dziecka, ale on tego nie zauważał. Domagał się tylko uległości. Po 2 latach postanowiłam zerwać ten związek. Wymieniłam zamki. Wróciłam do pracy. Sebastian nie dawał za wygraną. Nachodził mnie w domu i w pracy. I choć było to coraz rzadsze, to zauważyłam, że jestem od niego uzależniona. Po tygodniu jego nieobecności sama dzwoniłam, aby mnie odwiedził. Odwiedziny takie trwały kilka godzin i kończyły się moim płaczem, bo byłam traktowana jak przedmiot. Mijał tydzień lub dwa i znowu dzwoniłam. Mój stan psychiczny tak mocno się pogorszył, że niemal codziennie pojawiały się myśli samobójcze.

Demon gwałcił mnie we śnie
     Jednak najgorsze było to, co się wydarzyło pewnej nocy. Przebudził mnie koszmarny sen, w którym dziwna postać, której nie potrafię opisać, a jedynie powiedzieć, że była przerażająca, brutalnie mnie gwałciła. Po przebudzeniu odczuwałam przenikliwe zimno, odór i potworny ból. Nie mogłam się ruszać ani krzyczeć przez co najmniej kilka minut. Potem, gdy udało mi się wstać, pobiegłam do łazienki i tam zostałam do rana, ciągle wymiotując. Tak było niemal każdej nocy. Przestałam normalnie funkcjonować. Coraz ciężej przychodziło mi wykonywanie obowiązków zawodowych. Sebastian pojawiał się nadal, ale już bardzo rzadko.

Szukałam ratunku
     Pewnego razu natrafiłam w internecie na wywiad z włoskim egzorcystą. Przeczytałam o rzeczach, które były właśnie moim udziałem. Nabrałam wewnętrznej pewności, że to w Kościele mogę znaleźć pomoc. Przeszukując strony internetowe, natrafiłam na informację o Mszach św. odprawianych w intencji uwolnienia. Poszłam. Dziwnie się czułam, ale nie dlatego, że nie chodziłam do kościoła i jakakolwiek modlitwa była mi całkiem obca. Nie modliłam się na tej Mszy. Stałam, słuchałam i trzęsłam się. Nie wiem, co to było, ale moje ciało cały czas przeszywał silny dreszcz. Na końcu miała nastąpić jakaś modlitwa wstawiennicza, a potem błogosławieństwo indywidualne nad każdym, z nałożeniem rąk. Nie miałam zielonego pojęcia, o co tu chodzi, ale bardzo na to czekałam. Wtedy traktowałam tę modlitwę jak odczarowanie tego, co zaczarowała czarownica. Szukałam magii przeciwko poprzednim czarom. Tak to wtedy rozumiałam. Po Mszy kapłan modlił się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Ja natomiast doznałam niesamowitego bólu oczu. Nie mogłam patrzeć na Jezusa. Kapłan modlił się językami. Myślałam, że to jakiś obcy, wschodni język. Nie rozumiałam, po co to robi, ale pamiętam, że w czasie tej dziwnej modlitwy zrobiło mi się niedobrze. Wówczas wybiegłam z kościoła. Objawy natychmiast ustąpiły. Zrozumiałam, że to musi mieć związek z modlitwą. Weszłam do kościoła ponownie. Liczyłam, że nałożenie rąk może zakończyć mój problem. Kapłan modlił się indywidualnie nad każdym. Pomyślałam, że podejdę na końcu, bo był tłum ludzi. A teraz, skoro ławki opustoszały, to usiądę i zaczekam. Przeliczyłam się jednak.

Pomoc znalazłam w Kościele
     Gdy w kościele pozostało już mało osób, postanowiłam wstać i podejść do błogosławieństwa. Wówczas stało się to, co działo się niemal każdej nocy po koszmarnym śnie. Moje ciało zesztywniało, pojawił się przenikliwy chłód, a na dodatek głowa została w niezrozumiały sposób wciśnięta pomiędzy kolana. Chciałam krzyczeć, ale zęby zacisnęły się, a wargi zostały jakby wypchnięte do przodu. W takiej pozycji pozostawałam około 10 minut. Gdy to ustąpiło, kapłana już nie było. Wyszłam na zewnątrz. Był tam mężczyzna, który na małym stoliku miał ułożonych kilkanaście książek o tematyce religijnej. Kiedy podeszłam bliżej, przeraziłam się. Na jednej z okładek zobaczyłam coś, co było odrażające, ale tak bardzo podobne do tej postaci, która dręczyła mnie nocami. Była to postać z okładki książki „Okultyzm”. Nie odważyłam się wziąć jej do ręki, tylko zapytałam, co to takiego i dlaczego tutaj to sprzedają. Dopiero ten mężczyzna objaśnił mi, że to książka, która mówi o tym, jakie niebezpieczeństwa niesie okultyzm i magia. Z uczuciem wielkiego obrzydzenia kupiłam ją. Noc po powrocie do domu była niemal całkowicie bezsenna, ale tym razem nie z powodu koszmarnego snu, lecz lektury. Pochłonęłam ją w całości do godziny piątej nad ranem. Zrozumiałam to wszystko, co wydarzyło się w moim życiu od chwili wejścia do gabinetu spirytystki-czarownicy. Uświadomiłam sobie, jak bardzo dałam się zwieść złu, jak perfidnie moje nieszczęście i brak wiedzy zostały wykorzystane przez czarownicę i demony. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Zaczęłam szukać kontaktu. Po tygodniu byłam już gotowa do spowiedzi generalnej. Po przyjęciu Komunii św. koszmarne sny ustąpiły. Zaczęłam regularnie uczęszczać na Msze św. z modlitwą o uwolnienie.