O co chodzi w modlitwie Jezusowej?

     Jeden ze współczesnych psychiatrów we wstępie do swojej książki o śmierci ojcostwa, pyta: „Czy można uczyć dzieci modlić się, skoro Bóg jest martwy?”. I zaraz dodaje: „Ale jeśli nie będziemy uczyć ich modlitwy, przekażemy im świat z pustym niebem. Czy w takim świecie jeszcze można żyć?”. Intuicja, które przenika te słowa, pokazuje jak na dłoni ważność i powagę modlitwy, nawet jeśli ów psychiatra podchodzi do problemu w sposób nie do końca właściwy: kwestia istnienia bądź nieistnienia Boga staje się sprawą czysto praktyczną, nie obiektywną prawdą. Modlitwa, by posłużyć się określeniem Ewagriusza z Pontu (zm. 399 r.), to „obcowanie umysłu z Bogiem” (przez umysł należy rozumieć całą ludzką istotę). To, co polski tłumacz oddał jako „obcowanie”, należałoby przełożyć bardziej opisowo: pełne ufności przebywanie z kimś, wynikające z ufności otwarcie się przed kimś. Jak zatem widzimy, chodzi o głęboką więź z Nim i wprowadzenie Go w najbardziej tajne dzieje naszej duszy. W jaki sposób osiągnąć taką zażyłość z Bogiem. Pytanie staje się tym ważniejsze, im bardziej nasze codzienne modlitwy przypominają „klepanie” martwych formułek. W jaki sposób sprawić, aby stare drzewo na nowo zakwitło?
     Starożytni mnisi widzieli drogę do takiej modlitwy w praktyce przyzywania Imienia Jezus – modlitwie Jezusowej. Polega ona na regularnym powtarzaniu modlitewnej formuły (np. „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”). Oprócz wierności tej praktyce konieczne jest unikanie grzechu (przede wszystkim gniewu i nienawiści) oraz uczestnictwo w sakramentach. Ostatecznie ma to doprowadzić do połączenia poszczególnych części dnia w jeden hołd składany Bogu – starożytni autorzy powiedzieliby o ciągłym chodzeniu w Bożej obecności. Nicią łączącą te wszystkie elementy jest wzywanie Imienia Jezus za pomocą wspomnianego modlitewnego aktu.
     Wierne praktykowanie modlitwy Jezusowej ma doprowadzić do modlitwy serca. Co to znaczy? Serce oznacza totalność człowieka i to, co decyduje o tym, kim on jest. We współczesnej polszczyźnie trudno znaleźć synonim: może byłoby nim „istnienie” bądź „człowieczeństwo”? Jeden z autorów pisze:
     serce jest ośrodkiem nie tylko świadomości, ale i tego, co nieświadome, nie tylko duszy, ale i umysłu, nie tylko umysłu, ale i ciała, nie tylko tego, co zrozumiałe, ale i tego, co niepojęte; słowem: serce jest centrum absolutnym.
     Modlitwa serca oznaczałby zatem całościowe poświęcenie się modlitwie; całościowe – czyli zmierzające do tego, aby nie było takiej sfery w życiu, która w modlitwę nie byłaby zaangażowana. Dotyczy to również naszych słabości i mrocznych stron życia: one też muszą wejść w kontakt z Bogiem. Cenimy ludzi, którzy całkowicie poświęcają się wykonywanym zadaniom. Ile czasu i łaski potrzeba, aby cały człowiek poświęcił się modlitwie? To trudne pytanie i odpowiedź zawsze będzie inna, bo każdy człowiek jest inny. Prawdziwa modlitwa serca dzieje się nieustannie: modlitwa Jezusowa, powtarzana wiele razy w ciągu dnia, praktykowana spontanicznie w wolnych chwilach, wprowadza Boga w serce naszego życia, do samego centrum naszego człowieczeństwa. Wcześniej czy później, pośród modlitwy Jezusowej, zrodzi się w nas pragnienie modlitwy nieustannej, a dla Boga największą radością będzie spełnienie tego pragnienia.
Czytelnia: