"O tym, jak bramkarz strzelił gola"

     Kiedy Karol skończył sześć lat, poszedł do szkoły mieszczącej się niedaleko jego domu. Już od pierwszego dnia bardzo dobrze się uczył, był obowiązkowy i sumienny. Chętnie pomagał kolegom i koleżankom. Wszystko go ciekawiło, chciał się jak najwięcej nauczyć, jak najwięcej dowiedzieć o świecie, książkach, sławnych ludziach, zwierzętach, roślinach. Zawsze z niezwykłą starannością odrabiał prace domowe. I choć dużo czasu poświęcał na naukę, tak jak wszystkie dzieci na świecie bardzo lubił się bawić.
     Jesienią, kiedy padał deszcz, grał w ping – ponga, czytał książki i bawił się z córką sąsiadów, Ginką. Wspólnie bawili się w teatr: najpierw wymyślali bohaterów, potem pisali dialogi, a na końcu zamieniali się w aktorów. Zimą, kiedy na drzewach pojawiały się śniegowe czapy, jeździł na sankach, łyżwach i nartach. Wiosną, kiedy wszystko rozkwitało i z godziny na godzinę robiło się coraz ciepłej, bawił się w ogrodzie, biegał po łące. A latem, gdy świeciło słońce, Karol dokazywał na podwórku, pływał w rzece i grał w piłkę z kolegami. Był najlepszym piłkarzem na całym podwórku. Grał w ataku i obronie. Często stał też na bramce. Innym zawodnikom trudno było wtedy strzelić gola.
     Pewnego dnia chłopcy z sąsiedztwa spotkali się na podwórku. Wybrali spośród siebie dwóch kapitanów, którzy w ciągu kilku minut skompletowali swoje drużyny. Karol stanął na bramce. Sędzia zagwizdał na palcach na znak rozpoczęcia meczu. Walka była zacięta. Po kilkunastu minutach drużyna, w której grał Karol, wygrywała już 2:0. Choć piłka wiele razy leciała w stronę bramki Karola, on ani razu jej tam nie wpuścił. Bronił bramki tak, jak rycerz broni wejścia do zamku, w którym mieszka księżniczka.
     Kiedy do końca meczu zostało zaledwie pięć minut, jeden z piłkarzy tak mocno kopnął piłkę w kierunku bramki, że Karol musiał podskoczyć i kopnąć ją jeszcze mocniej. Piłka z niesamowitą szybkością leciała, leciała i leciała. Wydawało się, jakby chciała dolecieć do chmur. Ale nagle skręciła, wybiła w oknie kościoła szybę i wpadła do środka. Mecz skończył się przed planowanym czasem. Na boisku zapanowała cisza. Piłkarze zamienili się w kamienne posągi. Dopiero po chwili pobiegli do księdza. Po południu, kiedy w kościelnym oknie była już nowa szyba, piłkarze i ksiądz zastanawiali się, czy uznać tę bramkę strzeloną przez Karola, czy też nie.
Fragment z książki "Jan Paweł II czyli jak Karolek został Papieżem"
Czytelnia: