Wybór życia lub śmierci - o sercu

     Nieco inaczej wyraża prawdę o naszej konstytucji biblijne pojęcie serca. W postaci skondensowanej wyraża je Katechizm Kościoła Katolickiego: Serce jest mieszkaniem, w którym jestem, gdzie przebywam (według wyrażenia semickiego lub biblijnego: gdzie „zstępuję”). Jest naszym ukrytym centrum, nieuchwytnym dla naszego rozumu ani dla innych; jedynie Duch Boży może je zgłębić i poznać. Jest ono miejscem decyzji w głębi naszych wewnętrznych dążeń. Jest miejscem prawdy, w którym wybieramy życie lub śmierć. Jest miejscem spotkania, albowiem nasze życie, ukształtowane na obraz Boży, ma charakter relacyjny: serce jest miejscem przymierza (KKK 2563).
     To określenie wydaje się wyrażać doświadczenia pokoleń. Zawiera się w nim prawda, że to, co najważniejsze w nas samych, jest dla nas misterium „nieuchwytnym dla naszego rozumu ani dla innych; jedynie Duch Boży może je zgłębić i poznać”. Zatem jeszcze nie jesteśmy sobą prawdziwie. Jednocześnie w owym misterium, czyli w sercu, dokonuje się wybór życia lub śmierci, czyli wybór siebie prawdziwego lub fałszywego, mającego zakorzenienie w misterium Boga lub zatopionego w przemijalności świata. Ta ostateczna decyzja dokonuje się w spotkaniu z Bogiem, który jedynie przenika nasze serce i je kształtuje. Może tego dokonać tylko wówczas, gdy Mu na to pozwolimy. Nasz udział w tworzeniu naszego prawdziwego „ja”, co jest tożsame z dokonaniem wyboru życia, polega na właściwych wyborach dokonywanych w naszej świadomości, czyli w duszy. Jeżeli nie podejmujemy w niej Bożego wezwania, tym samym Go odrzucamy i nie dokonuje się w sercu przemiana w nowe stworzenie.
     Pojęcie serca powtarza prawdę o nas: istnieje w nas misterium niedostępne bezpośrednio, które wymyka się naszej świadomości i rozumowi, w których dokonujemy konkretnych wyborów. Jednak przez te wybory dokonuje się w owym misterium przed Bogiem wybór życia lub śmierci na wieki. Zatem wyraża ono tę samą prawdę o nas jako o tych, którzy przez swoje wybory w zwykłym życiu uczestniczą w akcie stwarzania siebie do pełni istnienia.
     Na zasadę wyboru siebie przez konkretne wybory życiowe nakłada się jeszcze prawda odnosząca się do tego wszystkiego, co się pojawia w naszej myśli i wyobraźni. Nie są one naszymi „produktami”, ale do nas przychodzą. Tę podstawową prawdę życia duchowego trzeba sobie dobrze uprzytomnić. Stanowiła ona fundament duchowej walki mnichów na pustyni. To zjawisko bardzo trafnie określa platońska formuła przypomniana przez ks. Józefa Tischnera: „ktoś mi myśli”. Ksiądz Tischner dopowiada dalej: podmiotem myślenia jest się w innym sensie niż na przykład podmiotem chcenia. Mogę powiedzieć: „ja chcę”, ale nie mogę w tym samym sensie powiedzieć: „ja myślę”. Powinienem raczej rzec: „jestem tym, dla kogo myślenie myśli”.
     W myśleniu chodzi o odkrycie prawdy i to zasadniczo w wymiarze egzystencjalnym, czyli prawdy dotyczącej życia i to życie dającej. Bóg tak nas stworzył, abyśmy potrafili ją rozpoznać i przyjąć. W Księdze Mądrości Syracha czytamy: Pan stworzył człowieka z ziemi i znów go jej zwróci… 6 Dał im wolną wolę, język i oczy, uszy i serce zdolne do myślenia. Napełnił ich wiedzą i rozumem, o złu i dobru ich pouczył. Położył oko swoje w ich sercu, aby im pokazać wielkość swoich dzieł… I dał każdemu przykazania co do jego bliźniego (Syr 17,1.6–8.14).
     To „wyposażenie” człowieka pozwala mu rozpoznać prawdę i dobro i odróżnić od fałszu i zła. Dzięki temu możemy pożądać rzetelnego dobra, a odrzucać zło, iść za prawdą, a nie dać się zwieść kłamstwu. Nieco inaczej wyraził tę prawdę św. Augustyn, mówiąc, że w każdym z nas jest wewnętrzny Nauczyciel, który mu podpowiada, co jest prawdą, a co nią nie jest. Dzięki niemu możemy odróżnić prawdę od fałszu. Dla św. Augustyna tym Nauczycielem jest Jezus Chrystus, wcielony Logos.
     Warto jednocześnie zauważyć, że w tekście mówiącym o stworzeniu człowieka podkreślone jest podobieństwo do Boga i ukierunkowanie na Niego. W schemacie antropologii Ewagriusza odpowiada to pojęciu nous. W Ewangelii Pan Jezus także daje nam jako zasadnicze kryterium naszego postępowania podobieństwo do „Ojca, który jest w niebie” (zob. np. Mt 5,48). Przy postawie odnoszenia się do Boga jako wzoru w postępowaniu drugi człowiek nie stanowi dla nas ani żadnej konkurencji, ani kryterium porównawczego, bo każdy z nas na swój niepowtarzalny sposób musi odnaleźć swoje podobieństwo i zakorzenienie w Bogu. Kryterium moralnym nie jest wówczas porównanie z czymś na zewnątrz, czy to z innym człowiekiem, czy z zasadami panującymi w życiu społecznym, czy nawet z Bożym Prawem, które zawsze w określonym czasie i środowisku przyjmuje swoistą interpretację inną niż w innym czasie i środowisku, ale przez nieustanne odnoszenie się do Boga autentycznie otwieramy się na prawdę i dobro pochodzące od Niego.
     Ksiądz Tischner pisze o tym nieco dalej: „Myślenie jest podobne do światła, które świeci temu, kto szuka drogi”. Rozstrzygające jest to, czy autentycznie pragniemy szukać prawdy i dobra, czyli czy w istocie szukamy Boga. Dokładnie takie podstawowe kryterium rozpoznania powołania do życia monastycznego dał św. Benedykt w swojej Regule. Od nas zależy otwarcie się lub zamknięcie na myślenie, natomiast nie mamy władzy nad owocami myślenia, czyli nad samą prawdą i dobrem, jakie się w myśleniu odsłaniają. Dlatego pełnia myślenia obejmuje także akt przyjęcia prawdy, jaka się ukazuje i wprowadzenie jej w życie. Myślenie ma charakter egzystencjalny, a nie jedynie intelektualny. Ono dokonuje się w sercu, a nie w mózgu, jak obecnie się powszechnie przyjmuje. Autentyczne myślenie nie ma niczego wspólnego z manipulacją, w której chodzi o przeforsowanie swojego. Ksiądz Józef Tischner mówi dalej: Myśleć to: być skupiony w słuchaniu. Niemniej, nie ten jest naprawdę panem myślenia, kto potrafi się skupić w słuchaniu, ale ten, kto gotów jest przyjąć owoce swej myśli.
     U podstaw prawdziwego myślenia leży zasada rezygnacji z własnych chęci i wyobrażeń na rzecz czegoś nowego, co się pojawia, a co może okazać się całkowitym zaprzeczeniem naszych oczekiwań. Jest to decyzja w pełni egzystencjalna, bo wymaga odwagi przyjęcia prawdy, która, wydaje się całkowicie podważać sens naszego życia. Bardzo wyraźnie oczekuje takiego zdecydowania od nas Pan Jezus w najczęściej powtarzającym się w Ewangeliach wezwaniu: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16,24n i par.).
     Przyjęcie lub odrzucenie prawdy nie sprowadza się jedynie do intelektu, ale przyjmuje konkretny kształt w życiu przez podjęcie właściwej postawy i działania. Na tym w istocie polega pokora, która jest zdolnością przyjęcia prawdy w egzystencjalnym wymiarze. Jednocześnie właśnie tego oczekuje od nas Pan Jezus w słowach: Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku (Mt 7,24–26).
     Wiąże się to z pełną harmonią ducha i ciała, jaka powinna istnieć w człowieku. Nie są one odrębnymi rzeczywistościami w nas, ale jedynie dwiema stronami naszego życia. Duch jest ukierunkowany ku Bogu – w naszej duszy odpowiada mu jej racjonalna część, a ciało jest czymś, co nas łączy ze światem – w duszy odpowiada mu jej część irracjonalna, czyli zmysłowa. Przy czym świat w Biblii – trzeba sobie z tego dobrze zdać sprawę – to wpierw i przede wszystkim istniejące więzi międzyludzkie, a wtórnie dopiero przyroda, która jest swoistym tłem życia społecznego albo, mówiąc językiem ks. Tischnera – sceną, na której rozgrywa się dramat ludzkiego życia. Dlatego też w Ewangelii najważniejszym przykazaniem jest przykazanie miłości posiadające dwa wymiary: miłość Boga i miłość bliźniego. Wyraża ono jedność tych obu wymiarów naszego istnienia: ducha i ciała. Święty Jan w swoim liście bardzo jednoznacznie napisał: Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego (1 J 4,20n).
     Ostatecznie tajemnica królestwa Bożego polega na miłości obejmującej wszystko: Boga i świat, czyli ludzi i wszystkie stworzenia. Nasza wiara w to królestwo nie może być jedynie duchowym uniesieniem oderwanym od życia w więzi braterskiej, czyli życia w ciele. Jeżeli mamy w pełni być ludźmi, to nasze myślenie musi mieć wymiar egzystencjalny, czyli przekładać się na konkretną postawę wobec innych, co podkreśla ks. Tischner. Wydaje się jednak, że jego rozważania odnoszące się do myślenia i myśli w ogóle trzeba rozszerzyć i zastosować do używanego przez Ewagriusza pojęcia logismoi, które obejmują nie tylko myśli, ale także wszelkie wyobrażenia, pamięć i uczucia. Logismoi przychodzą do nas z zewnątrz. Od nas jednak zależy, czy je przyjmiemy do naszego serca, czy odrzucimy. Mogą one pochodzić z dobrego źródła lub ze złego, mogą pochodzić od Boga, aniołów, naszej natury, naszych egocentrycznych skłonności lub od duchów złych. Przyjęte mogą nas budować lub niszczyć. Zatem logismoi bywają dobre lub złe, prawdziwe lub fałszywe. Rozstrzygające jest to, czy je przyjmujemy za swoje, czy odrzucamy. Aby to dobrze zrobić, trzeba wpierw rozeznania, a następnie pełnego zdecydowania i zawierzenia prawdzie i dobru w konkretnej postawie.
     Ewagriusz podaje pewne wskazania odnośnie do rozpoznawania źródła myśli. Pisze między innymi o różnicy, jaka istnieje między myślami przychodzącymi od aniołów i od demonów i od nas samych: Po długiej obserwacji spostrzegliśmy, że różnica pomię­dzy myślami anielskimi, ludzkimi i demonicznymi polega po pierwsze na tym, że anielskie myśli badają naturę rzeczy i zgłębiają ich duchowe zasady (...) Natomiast myśl demoniczna ani nie zna takich rzeczy, ani ich nie poznaje. Podpowiada zuchwale tylko to, by posiąść materialne złoto, i obiecuje korzyść z niego oraz przyszłą chwałę. Natomiast myśl ludzka ani nie zabiega o posiadanie, ani nie wnika w to, czego symbolem jest złoto, lecz jedynie wprowadza do umysłu czystą kategorię złota, oddzieloną od namiętnej zachłanności. Tę samą prawdę należy powiedzieć również o innych rzeczach, trzymając się duchowo tej reguły (De mal. cogit. 7).
     Można by jeszcze dodać, że demony kuszą nas atrakcyjnością rzeczy i szybko osiągalną korzyścią. Przy czym z reguły perspektywa korzyści jest krótka. Kiedy w naszym myśleniu włączymy długą perspektywę, atrakcyjność pokusy spada albo wręcz ukazuje swoją pustkę. Myśli pochodzące od aniołów zawsze mają na celu ostateczne zbawienie, a nie chwilową przyjemność.
     Niemniej zasadniczo poznaje się ich źródło po owocach, jakie przynoszą. To poznanie jest najpewniejsze. Oczywiście chcielibyśmy znać wartość podejmowanego czynu, zanim do niego przystąpimy. I tutaj mamy szereg pomocy: przede wszystkim Prawo Boże przekazane nam przez Pismo Święte i całą tradycję. Możemy się konsultować z innymi ludźmi, którzy lepiej znają sprawę, ale najważniejsza jest osobista nauka polegająca na stopniowym zdobywaniu doświadczenia i rozwoju naszej wewnętrznej intuicji, która z góry mówi, jakie będą owoce podjęcia określonej myśli i działania. Dusza oczyszczona przez wypełnianie przykazań wprowadza do umysłu nienaruszony porządek, czyniąc go zdolnym do przyjęcia stanu, którego szuka (De or. 2).
     W Bożym zamyśle stwórczym zostaliśmy wyposażeni w Jego „oko”, które pozwala nam widzieć Jego dzieła i ich dobro. Natomiast po grzechu pierworodnym nastąpiło w nas zaburzenie i dlatego zaczęliśmy zarówno widzieć inaczej, jak i pożądać tego, co złe, nawet wówczas, gdy rozpoznajemy to jako złe. W ten sposób właściwy dynamizm rozwojowy człowieka został zaburzony zarówno od strony poznawczej, jak i od strony woli realizacji dobra. Bardzo dramatycznie pisze o tej tajemnicy mieszkającego w nas zła św. Paweł w 7. rozdziale Listu do Rzymian: Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka (Rz 7,14–20).
     W związku z tym, że życie mnichów na pustyni było nieustanną walką z logismoi pochodzącymi od złych duchów i z własnej upadłej natury, samo określenie logismoi zaczęło być właściwie utożsamiane ze złymi logismoi, czyli myślami namiętnymi lub złymi duchami.
Czytelnia: