Wiersze różne (30)

Annalena
Lubiłem twoją aksamitną yoni, Annalena,
długie podróże w delcie twoich nóg.

Dążenie w górę rzeki do twego bijącego serca
przez coraz dziksze prądy sycone światłem chmielu i czarnych powojów.

I naszą gwałtowność i triumfalny śmiech
i pośpieszne ubieranie się w środku nocy
żeby iść kamiennymi schodami górnego miasta.

Oddech wstrzymany z podziwu i ciszy,
porowatość zużytych głazów i portal katedry.

Za furtką do plebanii ułamki cegieł i chwasty,
w ciemności dotyk szorstkich oskarpowań muru.

I później patrzenie z mostu na dół na sady
kiedy pod księżycem każde drzewo osobne na swoim klęczniku,
a z tajemnego wnętrza przyćmionych topoli stuka echo wodnej turbiny.

Komu opowiadamy co zdarzyło się nam na ziemi,
dla kogo ustawiamy wszędzie wielkie lustra w nadziei
że napełnią się i tak zostanie?

Zawsze niepewni czy to byliśmy ja i ty, Annalena,
czy kochankowie bez imion na tabliczkach z baśniowej emalii.

***

Gucio zaczarowany
Między mną i nią był stół, na stole szklanka.
Spierzchnięta skóra jej łokci dotykała lśniącej powierzchni.
W której odbijał się zarys cienia pod pachą.
Kropla potu gęstniała nad falistą wargą.
A przestrzeń między mną i nią dzieliła się nieskończenie,
Hucząca pierzastymi strzałami Eleatów.
Nie wyczerpie jej rok ni sto lat podróży,
Gdybym przewrócił stół, co byśmy spełnili.
Ten akt, nie-akt, bo zawsze potencjalny
Jak zamiar wejścia w drzewo, w wodę, w minerały.
Ale ona też patrzyła na mnie jak na pierścienie Saturna
I wiedziała, że wiem, jak nikt nie dosięga.
Tak stanowiona była człowieczość i tkliwość.

Autor wierszy: Czesław Miłosz