Dziecko = problem i przeszkoda?

Ojcostwo i macierzyństwo wymagają wiele trudu, ale nie są przeszkodą w życiu
     Oczy nie chcą się otworzyć i całe ciało krzyczy: „NIE!”, bo znów pół nocy nieprzespanej, a może nawet cała, sama nie wiem, zupełnie nie pamiętam ze zmęczenia. Jak zwykle czuję ostry piasek pod powiekami ciężkimi jak ołów. „Jeszcze pięć minut, minutka, sekundka…” – szeptam rozespana, ale nie, już dzisiaj nie pośpię, nie ma co marzyć. Czuję, jak zaczepiają mnie małe dłonie, poszczypują, drapią, ciągną za włosy. Jak to możliwe? Ten szkrab spał przecież tyle samo, co ja, a już jest gotowy do zabawy, już się zerwał na równe nogi i domaga się zainteresowania, pieszczoty, odkrywania nowych lądów za szczebelkami łóżeczka, być może, że już chce jeść, choć przecież nic innego nie robił od wieczora, gdy kładłam go spać aż do tej pory – tylko spał i jadł na przemian. Już nie wspominam marudzenia, które regularnie pojawia się od kilku dni – czasem pobolewa go brzuszek, innym razem zapewne rosnące ząbki dają się małemu we znaki, a tym samym i mnie, bo niemożliwym jest spać, gdy dziecko płacze tuż obok, rozpaczliwie chce złagodzić swój ból, pragnie się choćby przytulić, nic więcej…
     Trudno. Trzeba wstać, mimo że na zegarze dopiero szósta. Przecież sama tak sobie zaprogramowałam dni, decydując się na dziecko i nie żałuję tego, choć czasem tyle bym dała, żeby trochę dłużej pospać, odpocząć. Nie żałuję, bo przemyślanych decyzji się nie żałuje. Nie mogą nas zasmucać, być nam kulą u nogi, zaprzepaszczeniem czegoś, o czym się marzyło. Wystarczy, że popatrzę na maleństwo, które rośnie na moich oczach, stawia pierwsze kroki w życie, co dopiero otwiera się przed nim, a samo to już jest dla mnie wynagrodzeniem wszystkiego. Mój syn jest dla mnie darem.
     Tyle razy jednak słyszymy, że pojawienie się dziecka stanęło na drodze do kariery, uniemożliwiło dalszą edukację, zrujnowało życie; że jest zwykłym nieporozumieniem, głupią wpadką. Ludzie, myśląc w ten sposób, z czasem rzeczywiście przemienią dziecko w gigantyczny wyrzut sumienia, a to może zniszczyć mu życie. Na niechciane dziecko przerzuca się winę jego rodziców, konsekwencje ich wyboru, nie kogoś innego, a dziecko przecież nie jest niczemu winne – ono tylko pojawiło się na świecie, kruche i pełne niewinności. Oczekuje od nas oddania, ciepła, opieki, zaangażowania w jego rozwój, wspomagania go o każdej porze dnia i nocy – tylko tyle, czy może aż tyle, bo obserwując świat wokół, nie wszyscy są w stanie temu podołać, nie wszystkich na to stać. Nasze marzenia możemy realizować zawsze, gdy tylko tego pragniemy i mamy ku temu motywację; możemy uczyć się, studiować, pracować, rozwijać swoje zainteresowania i siebie, tworzyć coś i jednocześnie być dobrymi rodzicami, jeśli tak się na to nastawimy i nie będziemy traktować dziecka jako kogoś, kto zamknął nam drogę, kto nam przeszkadza. Dziecko może nam tylko pomóc lepiej zrozumieć nas samych, nasze pragnienia i oczekiwania względem innych, a także nasze niedociągnięcia i ułomności, gdy cierpliwość się kończy, gdy brakuje i sił, i snu…
     Decyzji o przyjściu potomka na świat nie podejmujemy sami, tylko ze współmałżonkiem, zatem jest ktoś, kto zawsze pomoże, wyręczy w czymś, poda dłoń. Jest też i Bóg. Nie pozwólmy nigdy odczuć naszemu maleństwu, że jest niechciane, niemile widziane, że nam w czymś przeszkadza, że przez nie czegoś nigdy nie zrobiliśmy. To tylko głupie wymówki, przenoszenie winy na kogoś innego.
Namiot dłoni (14.09.2005)
porozmawiaj ze mną
jak zawsze
nieznacznie
bezgłośnie
w namiocie
złożonych razem dłoni
pod prysznicem
spływających łez

opowiem Ci…
grosz do grosza
dziecko chore
tysiąc spraw
a czasu mało
wszystko opowiem

Ty zaświecisz znów
słońce za oknem

uśmiech
na kochanych twarzach
przytulisz
ciepłymi ramionami męża

Miłość: