U skraju rzeki

U skraju rzeki
Czas płynie wolniej
Woda zamarza
A kłęby powietrza
Znajdują ukrycie
W koronach drzew

Jest cicho

Na brzegu
Szerokim jak łuna
I sypkim jak piasek
Lub jego drobiny
Spoczywa ciało
Spokojne i martwe

Ta śmierć
Tak krótka
Jak cień katastrofy
I strzęp płótna
Rzucany na deszcz
Powieki zwarte
Jak podziemia bez światła
A usta otwarte
Jak kamienny wąwóz

U skraju rzeki
Czas płynie wolniej
Woda topnieje
A kłęby dymu
Z palonych ognisk
Zgęszczają powietrze
Tak bardzo nawykłe
Do ruchu i lotu

I sam już nie wiem
Czy słuszny byłby
Krzyk przerażenia
Klęczenie w bezruchu
Lament nad ciałem
I zbitką ubrań
Tworzących zorzę
Z piany i włókien

Odchodzę znad rzeki
Im dalej od brzegu
Tym więcej owadów
Krążących bez celu
Nad moją głową