Ludzie wolni
Gdyby Miesięcznik przestał pisać prawdę, straciłby rację swego istnienia. Wybierając poprzedni podtytuł (prawdziwe historie), chcieliśmy podkreślić cechę prawdziwości w odniesieniu do tych ludzkich historii zawartych np. w świadectwach, które w oczach osób nieobytych z tematyką zagrożeń duchowych wydają się niesłychane czy wręcz nieprawdziwe.
Nie zarzucano nam nieprawdziwości?
Nie. Zresztą kazusy te są solidnie udokumentowane, chociaż ukrywamy dane personalne, podając pseudonimy. Jako redakcja jesteśmy zobowiązani do ochrony osób dających nam świadectwa, by w swym środowisku nie stały się przedmiotem kpin, czy nawet agresji. Był tylko jeden przypadek, gdy autorka świadectwa chciała wystąpić pod własnym imieniem i nazwiskiem. Mimo że próbowaliśmy ją od tego odwieść, nawet za pośrednictwem jej ojca duchownego, nie udało się to. Uparła się, uzasadniając, że w swym życiu publicznie wyrządziła wystarczająco dużo złego, by teraz publicznie to przekreślić. Swoją drogą w tym kontekście to słuszny wybór moralny.
Tytuł pisma kojarzy się z walką o wyzwolenie od Złego. Kim są wolni ludzie , do których skierowany jest Miesięcznik?
Wyjdźmy od wyjaśnienia, czym jest ludzka wolność. To fundamentalna i konstytutywna cecha bytu ludzkiego, która wyróżnia go z całego świata przyrody, a bardziej upodabnia do Boga (stworzeni jesteśmy na Jego wzór i podobieństwo). Ponieważ jednak człowiek jest ograniczony, również jego wolność jest ograniczona. Zatem należy odszukać jej właściwe granice. Dziś problem granic ludzkiej wolności ma powszechny wymiar.
No właśnie, wszyscy dziś mówią o wolności…
Niestety, niektóre modne ideologie, oparte na minimalistycznych podstawach filozoficznych, proponują dalekie odsunięcie jej granicy.
Na przykład?
No chociażby wtedy, gdy mówi się za oświeceniowymi liberałami, że granicą mojej wolności jest wolność drugiej osoby. To powiedzonko ładnie brzmi, ale nie uwzględnia kompleksowego namysłu nad człowiekiem, światem i ich ostatecznymi przyczynami. Gdy ktoś popełnia samobójstwo, to popełnia zło (często też ingeruje w wolność drugiej osoby), czyli wprowadza w czyn nieprawdziwe rozeznanie sensu i celu swego istnienia i działania, jakim jest prawda i przecież ostateczna Prawda.
Pomijam przypadki, gdy wolność została ograniczona przez skrajne emocje, depresję itp. – wtedy to może być przymus. Ten temat jest bardzo ciekawy, warto by go rozwijać. Tutaj jednak chodzi mi tylko o to, aby pokazać, że ludzka wolność, wyrażająca się w konkretnych decyzjach i czynach, nie jest niezależna od niczego. Można paradoksalnie powiedzieć, że jest „determinowana”, ale nie jakimś fatum, przeznaczeniem, układem gwiazd na niebie, a jedynie ludzką autonomiczną decyzją, kierującą się rozpoznaną i zreflektowaną prawdą o kondycji człowieka.
Prawda w ludzkim poznaniu jest odpowiednikiem dobra w działaniu. Jeżeli zatem działanie człowieka będzie się trzymać w granicach dobra, wtedy będzie swą wolność realizował zgodnie z powołaniem – każdy jest powołany do miłości (bo miłość to czynienie dobra). Ponieważ człowiek został zraniony przez grzech, dlatego jego wolność zawsze będzie potrzebować pomocy Boga. Musi się zatem zdać na Ducha Świętego, by oczyścić swą wolę z nienawiści, egoizmu, materializmu, nieprawości.
Chrześcijańska koncepcja wolności różni się zasadniczo od koncepcji nowożytnej, która upatruje istotę wolności w autonomii od Boga. Właśnie dla chrześcijan Boża wolność jest rękojmią tego, że człowiek nie podda się pod panowanie rzeczy, i że będzie w stanie rozróżniać dobra trwałe od nietrwałych. Podstawą wolności jest więc życie w Prawdzie. Kłamstwo stoi u podstaw antywolności, która dziś jest parodiowaniem wolności.
Jak to rozumieć w kontekście pisma i wyzwolenia od Złego?
Bo tu nie chodzi tylko o uwolnienie się od Złego, ale przede wszystkim o „uwalnianie się” od wszelkich fałszów, błędów i mitów całej otoczki kulturowej, w jakiej żyjemy, które non stop nas bombardują, poszerzając rozmiar naszej niewiedzy, tworząc tak naprawdę współczesny obraz ciemnoty.
Chcemy położyć nacisk na stronę kulturową i poznawczą człowieka, zachęcając do skupienia się na tym, co istotne i naprawdę ważne, zaś do porzucenia tego, co tylko zjawiskowe i przemijające; do odrzucenia świata ułudy. Jak znakomicie ujął to Stanisław Sojka: Kariera, sławy blaski to tylko są obrazki. O to chodzi – by odrzucić obrazki, a dotrzeć do istoty rzeczy, do jej ostatecznego sensu. I tu jest miejsce na aspekt informacyjno-formacyjny pisma.
Kim są ci ludzie wolni? To czytelnicy?
Każdy człowiek rodzi się wolnym, choć nie od razu może z tej wolności korzystać. Pismo chce zachęcić do właściwego korzystania z wolności i odrzucania ograniczeń, o których wcześniej mówiłem.
W skrócie: te ograniczenia obejmują nie tylko nasze wygodnictwo, gdy wolimy poprzestać na „obrazkach”, zamiast skupić się na tym, co nie przemija. Ograniczenia te to również moralne patologie, nałogi, złe nawyki, ale także zniewolenia duchowe, z demonicznymi włącznie.
Pismo nie szuka odbiorcy, który już jest „w pełni wolny” – nie mamy dodatku dla Aniołów – ale takiego, który pragnie wyzwolenia albo takiego, który nawet nie wie, że o tę wolność warto zawalczyć.
Ostatnio wokół magazynu sporo się dzieje. Krytykują go media, także katolickie – czasami można to odczytywać jako atak. Czy ta krytyka spowoduje zmianę tematyki, a może tytułu?
Wyjdźmy od określenia, czym jest krytyka. W sensie ścisłym jest to rozumiejące spojrzenie na coś od strony merytorycznej, logicznej, formalnej itp. Z taką krytyką „Miesięcznika Egzorcysta” do tej pory niestety się nie spotkałem. W sensie popularnym, potocznym, słowo „krytyka” rozumiane jest jednoznacznie jako wystąpienie przeciwko czemuś. Takie formy oczywiście w mediach się pojawiały.
Z „Tygodnika Powszechnego” i jezuickiego portalu Deon wychodziły nawet wielokrotnie i co ciekawe, za każdym razem powtarzając te same kategorie zarzutów. Notoryczne powtarzanie bardziej odczytuję jako objaw nawyku niż stylu dialogu. A tak naprawdę dobrego dialogu się spodziewałem, bo w Krakowie jak nigdzie indziej w Polsce namysł filozoficzny czy teologiczny nad dialogiem od dawna jest uprawiany. Niestety, nie pojawił się.
A konkretnie co nam zarzucają?
Konkretnie to same ogólniki. W dodatku wszystkie nietrafione i nie poparte przykładami.
Żeby nie być gołosłownym, sparafrazuję stale powtarzające się zarzuty: „Miesięcznik Egzorcysta” za dużo pisze o zagrożeniach duchowych. To należałoby odebrać jako pochwałę konsekwencji, bowiem pismo o zagrożeniach duchowych rzeczywiście pisze o zagrożeniach duchowych. Gdyby pisało np. o rowerach, wtedy z całą pewnością tytuł byłby mylący.
Inny zarzut, mówiący, że „Miesięcznik Egzorcysta” wprowadza myślenie magiczne, jest chybiony, a nawet przewrotny, ponieważ od samego początku pismo przestrzega przed magią i magicznym myśleniem (czyli zabobonnym), które nie należy dziś do rzadkości. To rozminięcie się z faktami może sugerować, że autorzy owego zarzutu nie czytali Miesięcznika lub czytali go niedokładnie.
Kolejny przedziwny zarzut mówi, że pisząc o złu i Szatanie, promujemy go. Promować to znaczy popierać i namawiać do czegoś. „Miesięcznik Egzorcysta” jednoznacznie ostrzega przed złem w każdej postaci, pokazuje sposoby uwalniania się od niego. Zaleca jedyny skuteczny sposób „walki” ze złem: wspieranie dobra. Należy promować dobro – o tym traktuje Miesięcznik. Każdy artykuł w tym piśmie to dowód na zwycięstwo dobra. Weź dowolny artykuł i sprawdź, a przekonasz się, kto ma rację. Te zarzuty, to jakiś kosmiczny odlot.
Wymieniłem tylko kilka, ale one wszystkie mają charakter ogólnikowy – nie są syntezami, bo nie przytacza się żadnych konkretnych argumentów czy przykładów. Z czego więc miałyby być syntetyzowane? Można się domyślać, że stoi za nimi metoda „skojarzeniowa”. W tym przypadku może to być następujący ciąg asocjacyjny: egzorcysta – opętanie – diabeł – średniowiecze – ciemnota. Być może zaważyły lata szkolnej edukacji, zdominowanej ideologią socjalistyczną?
Osobiście odczytuję ową „krytykę”, a zwłaszcza jej czasową intensywność, by nie powiedzieć nachalność, jako potwierdzenie właściwie obranej przez Miesięcznik drogi. Jestem przekonany, że zamysł jest słuszny i Bogu niech będą dzięki!
Podobno księża egzorcyści zbyt wiele udzielają się w mediach, a Miesięcznik jest ich trybuną. Co naprawdę jest przyczyną działania miesięcznika: komercja, fascynacja złem czy pragnienie głoszenia Dobrej Nowiny?
Trudno odnosić się do pogłosek. Nie mnie oceniać, czy ktoś się udziela za mało, czy za dużo. „Miesięcznik Egzorcysta” jako medium prasowe jest miejscem, w którym księża egzorcyści, i nie tylko oni, mogą pisać bez obaw, że ich wypowiedzi zostaną przeinaczone lub przekłamane. Zaufania, jakim nas obdarzyło wielu biskupów i kapłanów, w tym egzorcystów, nie zawiedliśmy. Niestety, w pewnych pismach, w tym także katolickich, taki styl (niedezawuujący czy nieprzeinaczający) nie jest zachowywany, są na to dziesiątki dowodów.
Wystarczy, że wspomnę o umieszczeniu zdjęcia egzorcysty ks. Michała Olszewskiego bez jego zgody na okładce tygodnika „Wprost”. Choć gazeta miała zdjęcia księdza z wcześniejszej sesji, to powinna zapytać go o zgodę na taki wulgarny fotomontaż.
Odpowiedź „Wprostu” na protest ks. Olszewskiego była cyniczna, pokazująca, że ludzie z tej gazety mają za nic podstawowe zasady moralne. Zresztą również niedawna okładka „Tygodnika Powszechnego” przedstawia twarz ks. Olszewskiego w bardzo niekorzystnej grafice, z jakimiś cieniami pod oczyma itp. Co to ma wspólnego z uczciwością? W moim odczuciu to mowa nienawiści. Wiadomą rzeczą jest, że „Tygodnik Powszechny” nie lubi egzorcystów.
Właśnie dlatego ci księża chętnie u nas publikują. To, o czym pisze Miesięcznik – a więc przede wszystkim o zwycięstwie Chrystusa i wyzwoleniu człowieka – bierze się z tego, co powiedziałeś: z pragnienia głoszenia Ewangelii; to prosta konsekwencja. Dobrą Nowinę może głosić każdy, a nawet powinien, bo jest nakaz ewangelizacyjny, obejmujący każdego chrześcijanina. Do tego też zachęcamy. Oczywiście można to robić w różny sposób, np. świadectwem życia. W naszym przypadku dochodzi kwestia przekazu medialnego, a więc jeszcze większa odpowiedzialność, bo dotyczy większej grupy ludzi.
Ale Dobrej Nowiny nie można głosić w odłączeniu od Kościoła, a Miesięcznik jest krytykowany także przez biskupów.
Ja nie słyszałem krytyki od strony biskupów, ponieważ, jak już wcześniej wspomniałem, nie słyszałem jej od nikogo. Owszem, słyszałem wypowiadane przez niektórych Pasterzy różne opinie. Pamiętajmy, że w głos biskupów trzeba się wsłuchiwać, nawet jeżeli nie jest on pochwalny. To głos Pasterzy. Owca, która nie słucha głosu pasterza, zbłądzi i trzeba będzie psem zaganiać. Jeszcze gorzej jest, gdy owca występuje przeciw pasterzowi.
I znów przychodzi na myśl wspomniany „Tygodnik Powszechny” z jego otwartą krytyką np. abpa Michalika, abpa Hosera, abpa Jędraszewskiego (lista mogłaby zapełnić stronę) i pouczaniem ich, jak należy postępować, by być w zgodzie z Matką Eklezją. Mnie to się nie mieści w głowie, że owca poucza pasterza, którędy należy iść.
Już na początku tego roku wysłaliśmy kilku biskupom prośbę o ojcowskie upomnienie, gdyby tylko nadarzyła się nam jakaś doktrynalna czy inna wpadka i do tej pory uwag negatywnych nie dostaliśmy, a pismo na pewno jest przez nich czytane. W gronie Autorów i Rady Programowej Miesięcznika są przecież ludzie z tytułami uniwersyteckimi.
Miesięcznik zbliża się do 18 numeru. Czy przypuszczałeś, że będzie się tak szybko i prężne rozwijał?
Na pewno wiedziałem, że będziemy mieli masę nieustających problemów i trudności. I one są. Ale mają jedną ciekawą cechę: są pokonywalne i pokonywane.
Zbliżają się Święta, czego należy życzyć zespołowi wydającemu „Miesięcznik Egzorcysta”? Czego Ty życzysz Czytelnikom?
Życzę wszystkim, by każdy umiał rozpoznać wolę Bożą w stosunku do siebie, bo wtedy każdy będzie szczęśliwy, a przecież szczęścia zawsze życzymy innym przy każdej okazji. Dla zespołu związanego z Miesięcznikiem i pracującego nad nim prosiłbym o modlitwę, byśmy bez uszczerbku z naszej winy pełnili wolę Bożą przewidzianą względem nas.