Konsekrowani w służbie chorym
Życie w miłości – do końca
W ramach opieki stacjonarnej i domowej siostry Jezusa Miłosiernego świadczą pomoc osobom dotkniętym chorobami nowotworowymi i innymi, w ostatniej fazie życia tych osób. Pomoc osobom chorym oraz członkom ich rodzin jest udzielana nieodpłatnie. Tu chory może czuć się jak w domu, otrzymując wsparcie medyczne, duchowe, socjalne, prawne i psychologiczne.
Misją hospicjum jest stuprocentowe odzwierciedlenie miłosierdzia – tego ludzkiego i chrześcijańskiego… Ale, jak mówi s. Michaela Rak, jego istnienie jest też wyraźnym świadectwem, że oddanie się Bogu w ślubach czystości, ubóstwa i posłuszeństwa jest również zupełnym oddaniem się człowiekowi w całkowitym darze z samej siebie. „Jest to miejsce odpowiadające godności człowieka, oparte na wartościach chrześcijańskich. Życie osoby chorej w pełni i do końca w poczuciu bezpieczeństwa i miłości – to nasz hospicyjny cel” – podkreśla nasza rozmówczyni.
Dodaje, że codzienność posługi hospicyjnej to nieustanna akademia mądrości życia. „Tu właśnie się uczymy, by go nie zmarnować i by dzięki naszej mądrości i miłosierdziu budować piękno codzienności swojej i innych osób, które będzie lokowane na wieczność”.
Sługi ubogich
Dom Pomocy Społecznej prowadzony przez siostry loretanki w Loretto w podwarszawskiej gminie Wyszków przeznaczony jest dla kobiet w podeszłym wieku i somatycznie chorych. Celem działalności placówki jest zapewnienie mieszkankom całodobowej opieki oraz zaspokojenie ich niezbędnych potrzeb bytowych. Mieszkanki otoczone są opieką sióstr loretanek oraz personelu świeckiego, m.in. lekarza, pielęgniarek, pracownika socjalnego, fizjoterapeutek.
„Inspiracją i źródłem naszej posługi są słowa: «Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt 25, 40). Miłość bł. ks. Ignacego Kłopotowskiego, założyciela zgromadzenia, do ubogich, w których żyje i cierpi Chrystus, przynagla zgromadzenie do podejmowania prac charytatywnych, którym siostry oddają się ofiarnie i z miłością, pamiętając, że są sługami ubogich” – mówi s. Filomena, dyrektorka DPS w Loretto.
Posługa sióstr polega na niesieniu konkretnej pomocy człowiekowi – takiemu, jaki jest, i na tym etapie życia, na którym się znajduje. „Dziś świat ceni sobie życie piękne, zdrowe, wydajne… My, okazując pomoc chorym, starszym, chcemy ukazywać wartość i godność każdego człowieka, także w jego nieporadności, ograniczeniach i słabości. Nasze podopieczne trzeba nakarmić, umyć, przewinąć… Są na nas zdane całkowicie” – podkreśla siostra dyrektor.
Jak zauważa s. Filomena, siłą osoby konsekrowanej jest jej zjednoczenie z Jezusem, jej wiara, jej konsekracja dla Boga. Na zewnątrz wszystko jest tak samo, ale różnica tkwi w sercu…
Chorzy… na bezdomność
Zgromadzenie Braci Albertynów, tj. Braci Posługujących Ubogim, prowadzi dwa domy dla bezdomnych w Krakowie, dom w Bulowicach oraz we Lwowie i w Zaporożu na Ukrainie. W Polsce w zgromadzeniu posługuje niespełna 40 braci.
„To, co odczytał br. Albert, było tak wyraźne i aktualne, że okazało się trwałe, a posługa – potrzebna w każdym czasie – stwierdza br. Paweł Flis, przełożony generalny zgromadzenia. – Nasz założyciel odkrył, że w tym człowieku: brudnym, brzydkim (może nie tylko fizycznie, ale również moralnie) jest Chrystus, i ta najwyższa godność – podobieństwo do Chrystusa – była dla niego motywem działania, służby. I o tym świadczy obraz Ecce Homo”.
Br. Albert poszedł do bezdomnych i został z nimi, podnosząc ich godność właśnie przez swoją obecność. Nie chodziło nawet o skuteczność, o to, że tylu a tylu ludzi uda się wydźwignąć z problemu bezdomności… Bo jego interesował konkretny człowiek, a nie jakaś masowa akcja.
„Rozmawiamy z każdym przychodzącym, proszącym o miejsce w przytulisku. Bezdomność to nie brak dachu nad głową. To choroba. To brak więzi – zauważa br. Paweł. – Bezdomni to ludzie, którzy muszą przetrwać na ulicy. To jest coś strasznego, co musi się dziać w psychice człowieka, który latami spędza noce na ulicach”.
Niektórzy zarzucają braciom, że dają potrzebującym rybę zamiast wędki. Ale, jak mówi przełożony generalny, człowiek po tylu latach na ulicy już wędki nie utrzyma. Najpierw trzeba go nakarmić i ubrać. „Brat Albert wprost napisał, że problem bezdomności jest tak wielki, że sprostać może temu tylko zakon katolicki, którego członkowie, odpowiednio uformowani, z pobudek nadprzyrodzonych podejmą się tego dzieła – przypomina. – To jest ten wielki dar, jaki mamy – my, osoby niezasłużone. Jesteśmy z nimi i to jest wielka zaleta, że oni wiedzą, że nie uciekamy od nich, jesteśmy z nimi 24 godziny na dobę, jemy zupę z tego samego kotła… To jest dla nich ważne. Nie czują się pensjonariuszami. Czują, że tworzą ten dom, a to jest dla nich namiastka rodzinności” – podkreśla albertyn.
Bracia prowadzą także fundację, która pomaga bezdomnym znaleźć pracę.