Rozeznawać głos sumienia
Sumienie, będąc „głosem Bożym w nas”, wskazuje nam Bożą wolę. Zatem zawsze powinno ono być zharmonizowane z Jego wolą wyrażoną w przykazaniach właściwie odczytanych i uporządkowanych.
W soborowej konstytucji Gaudium et spes czytamy: W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj (16).
Prawo to zostało następnie objawione i streszczone w postaci przykazań. Niemniej sumienie pozostaje bezpośrednim i dla nas najważniejszym świadkiem odczytania tego prawa. Jan Paweł II pisze o tym w encyklice Veritatis splendor: Według słów św. Pawła sumienie w pewnym sensie stawia człowieka wobec prawa, samo stając się ‘świadkiem’ w jego sprawie: świadkiem jego wierności lub niewierności prawu, to znaczy jego istotnej prawości lub niegodziwości moralnej. Sumienie jest świadkiem jedynym: to, co dokonuje się we wnętrzu osoby, jest zasłonięte przed oczyma jakiegokolwiek zewnętrznego obserwatora. Sumienie składa swoje świadectwo wyłącznie wobec samej osoby. Z kolei tylko ona sama zna własną odpowiedź na głos sumienia (VS 57).
Zazwyczaj rozważa się sumienie od strony odczytania prawa i sądu odnoszącego się do naszego działania. Na nim także koncentruje się między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego. W naszych rozważaniach nie chciałbym wracać do tego dosyć dobrze znanego wymiaru działania sumienia, a raczej staram się zwrócić uwagę na wymiar duchowy wiążący się z osobistym dialogiem z Bogiem.
Taki porządek ukazuje nam znana ewangelijna scena z „bogatym młodzieńcem”. Na pytanie skierowane do Pana Jezusa: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? (Mk 10,17), po wskazaniu Boga jako jedynego Dobrego, Pan Jezus zaleca mu przestrzeganie przykazań. Dopiero po zapewnieniu: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» (Mk 10,20n).
Właściwy sens sumienia ukazuje się dopiero w tym momencie. Dotychczas działanie sumienia ograniczało się do wskazania na to, co wolno, a czego nie wolno. Najczęściej sprowadza się je do roli alarmu, ostrzeżenia, że dzieje się coś złego, następuje zejście z właściwej drogi, grozi katastrofa. Działałoby zatem jak „straż pożarna”, interweniując podczas pożaru. Tymczasem prawdziwa współpraca z sumieniem następuje wówczas, gdy człowiek ma uporządkowane podstawowe sprawy, kiedy nie jest grzesznikiem w sensie przekraczania Bożych przykazań. Wtedy dopiero otwiera się możliwość konfrontacji z tym, „czego nam brakuje”, z naszą najgłębszą słabością.
Zwróćmy uwagę jeszcze na interpretację przykazań, jaką daje nam Pan Jezus w tak zwanym „Kazaniu na Górze” (Mt 5–7). Nie akcentując skrupulatności w wypełnianiu formalnych nakazów i zakazów, nie rozszerzając ich zakresu, wskazuje na ich głębię, zwraca uwagę na to, co się dzieje w sercu człowieka. W ten sposób Pan Jezus wskazuje nam kierunek refleksji. Zatrzymajmy się nad tym, wskazując charakterystyczne cechy dialogu Boga z człowiekiem w sumieniu.
Niezmiernie trafnie ukazuje sposób działania sumienia ks. Józef Tischner. Warto przytoczyć większe fragmenty jego wypowiedzi: Sumienie poznaje się po jego owocach. Najpierw i przede wszystkim sumienie coś odsłania. Można je porównać do światła, które wtargnęło do jaskini przez małą szparę i oświetliło jej mroki. Można je również po-równać do „wyjątkowej ciszy”, w której dają się słyszeć głosy zazwyczaj niesłyszalne. Heidegger porównuje je do „milczenia”, które jest pełne „wymowy”, chociaż nie wyraża go żadne „gadanie”. Tak czy owak istotą sumienia jest odsłanianie. Kierunek odsłaniania jest jednak inny niż kierunek preferencji. Preferencja „odsłania” sferę wartości obiektywnych, w sumieniu odsłania się osoba ludzka (persona) w jej odniesieniach do świata wartości. Dzięki sumieniu człowiek „czuje” siebie, „czuje” swój prawdziwy „stan”, „czuje” to, „kim jest”, jego stosunek do wartości bowiem wyciska piętno na jego byciu, jego egzystencji. Sumienie jest zawsze „egzystencjalne”. Nie chodzi o to, co zrobiłeś lub zrobisz, chodzi przede wszystkim o to, kim jesteś, robiąc to lub tamto (...). Sumienie odsłania bądź winę, bądź dobrą wiarę człowieka. Wina towarzyszy upadkowi człowieka. Dobra wiara towarzyszy jego postępowi. Najboleśniej doświadcza człowieka sumienie wtedy, gdy odsłania ono jego winę. „Milczenie sumienia” staje się wtedy „milczeniem złowrogim”, „groźnym”, „milczeniem pełnym wyrzutu”. Wtedy to człowiek postępuje tak, jakby chciał „zagłuszyć” swe sumienie, „zagadać je”, uciec gdzieś od jego „głosu”. Wdaje się on w spór z własnym sumieniem. Ale na próżno. Sumienie nie „kłóci się” z człowiekiem, na wszystkie jego „wyjaśnienia” i „wytłumaczenia”, na każde „nie mogłem”, „byłem zmuszony”, „nie zauważyłem”, sumienie odpowiada wielkim przejmującym milczeniem, z którego rośnie wina człowieka. Mimo że sumienie „milczy”, jego milczenie ma sens. Sens ten można różnie ujmować. Szczególnie trafna jest formuła Heideggera. Sumienie „daje do zrozumienia”, by człowiek „chciał mieć sumienie”. Bo w swym jałowym sporze z sumieniem człowiek chciałby się chętnie zupełnie pozbyć sumienia, „uratować siebie” powrotem w ciemność, utonięciem w zgiełku świata, rozproszeniem uwagi w bezpłodnej „gadaninie” o tym, co „nieistotne”. Stąd przejmujące „milczenie”, które przychodzi „z drugiej strony świata”, milczenie pełne wymowy: „Chciej mieć sumienie”, „Gdzie jesteś?”
Zobaczmy, jak dla sporów Pana Jezusa z faryzeuszami charakterystyczne jest odwoływanie się do oczywistości. Domaga się od nich widzenia i rozpoznawania prawdy i zarzuca im brak takiego rozpoznania.
Sumienie przez swoje milczenie mówi więcej, niż jesteśmy w stanie ująć i zrozumieć. W naszym życiu musimy jednak skonkretyzować, wyartykułować ten głos milczenia. Wydaje się, że najczęściej mówiąc o sumieniu, mówimy właśnie o tym zwerbalizowaniu. Ono jednak niesie w sobie nasze zrozumienie często uwarunkowane wiedzą, wewnętrznymi przeżyciami, lękami, pragnieniami, namiętnościami, urazami, skojarzeniami itd. Oczywiście w swoim działaniu nie możemy być kimś innym niż jesteśmy i dlatego winniśmy działać zgodnie z tym, jak rozumiemy głos sumienia. Niemniej po każdym naszym wyborze następuje dalszy ciąg wydarzeń. I być może ten etap jest najistotniejszy: po owocach poznajemy prawdziwe działanie sumienia. Są one takie same, jak owoce Ducha Świętego, o których mówi św. Paweł we wcześniej przytoczonym fragmencie Listu do Galatów (zob. Ga 5,22n).
Jakie są owoce mojego działania? Co z niego pozostaje: niepokój, lęk, czy odwrotnie pokój i radość? Tutaj bardzo istotne jest otwarcie, które polega na zgodzie, by zostało osądzone moje serce, po prostu na zgodzie na głos sumienia. Pragnienie usprawiedliwienia siebie jest ogromną siłą, która chce zagłuszać wszelką krytykę i osąd, a tym samym sumienie. Ma ona różne formy i charakter: zaprzeczenia faktom, tłumaczenia swoich intencji, oskarżania innych, chowania się za literą prawa... Niemniej ucieczkę zawsze zdradza niepokój, który często wyraża się chęcią wytłumaczenia, natomiast otwarcie się na prawdę i uznanie jej przez wyznanie w skrusze własnej winy przynosi ostatecznie pokój.
Bóg posiada ogromną delikatność i wrażliwość na wolność, którą nas obdarował, dlatego nie narzuca się i nie walczy o uznanie na „targowisku ludzkich sporów i idei”. On milczy. I tak na przykład wobec częstych pytań, a właściwie zarzutów w odniesieniu do Niego dotyczących cierpienia, Bóg nie tłumaczy się, nie wyjaśnia, lecz posyła swojego Syna, który bierze swój krzyż i idzie. I Prowadzą Go jak owcę na rzeź, i jak baranek, który milczy, gdy go strzygą, tak On nie otwiera ust swoich (Dz 8,32; por. Iz 53,7). Milczenie przez czyn daje świadectwo, które jednak łatwo można przeoczyć albo zagłuszyć w sobie, gdy człowiek żyje w chaosie gadaniny. Dlatego potrzebni są ludzie, podobni nam, żyjący w tym samym, co my rozgardiaszu, którzy jednak coś dostrzegają i potrafią to wypowiedzieć. Spełniają oni rolę podobną do owej werbalizacji milczącego głosu sumienia, jaka zachodzi w nas samych. Taką rolę spełniali prorocy w Starym Testamencie.
W soborowej konstytucji Gaudium et spes czytamy: W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj (16).
Prawo to zostało następnie objawione i streszczone w postaci przykazań. Niemniej sumienie pozostaje bezpośrednim i dla nas najważniejszym świadkiem odczytania tego prawa. Jan Paweł II pisze o tym w encyklice Veritatis splendor: Według słów św. Pawła sumienie w pewnym sensie stawia człowieka wobec prawa, samo stając się ‘świadkiem’ w jego sprawie: świadkiem jego wierności lub niewierności prawu, to znaczy jego istotnej prawości lub niegodziwości moralnej. Sumienie jest świadkiem jedynym: to, co dokonuje się we wnętrzu osoby, jest zasłonięte przed oczyma jakiegokolwiek zewnętrznego obserwatora. Sumienie składa swoje świadectwo wyłącznie wobec samej osoby. Z kolei tylko ona sama zna własną odpowiedź na głos sumienia (VS 57).
Zazwyczaj rozważa się sumienie od strony odczytania prawa i sądu odnoszącego się do naszego działania. Na nim także koncentruje się między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego. W naszych rozważaniach nie chciałbym wracać do tego dosyć dobrze znanego wymiaru działania sumienia, a raczej staram się zwrócić uwagę na wymiar duchowy wiążący się z osobistym dialogiem z Bogiem.
Taki porządek ukazuje nam znana ewangelijna scena z „bogatym młodzieńcem”. Na pytanie skierowane do Pana Jezusa: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? (Mk 10,17), po wskazaniu Boga jako jedynego Dobrego, Pan Jezus zaleca mu przestrzeganie przykazań. Dopiero po zapewnieniu: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» (Mk 10,20n).
Właściwy sens sumienia ukazuje się dopiero w tym momencie. Dotychczas działanie sumienia ograniczało się do wskazania na to, co wolno, a czego nie wolno. Najczęściej sprowadza się je do roli alarmu, ostrzeżenia, że dzieje się coś złego, następuje zejście z właściwej drogi, grozi katastrofa. Działałoby zatem jak „straż pożarna”, interweniując podczas pożaru. Tymczasem prawdziwa współpraca z sumieniem następuje wówczas, gdy człowiek ma uporządkowane podstawowe sprawy, kiedy nie jest grzesznikiem w sensie przekraczania Bożych przykazań. Wtedy dopiero otwiera się możliwość konfrontacji z tym, „czego nam brakuje”, z naszą najgłębszą słabością.
Zwróćmy uwagę jeszcze na interpretację przykazań, jaką daje nam Pan Jezus w tak zwanym „Kazaniu na Górze” (Mt 5–7). Nie akcentując skrupulatności w wypełnianiu formalnych nakazów i zakazów, nie rozszerzając ich zakresu, wskazuje na ich głębię, zwraca uwagę na to, co się dzieje w sercu człowieka. W ten sposób Pan Jezus wskazuje nam kierunek refleksji. Zatrzymajmy się nad tym, wskazując charakterystyczne cechy dialogu Boga z człowiekiem w sumieniu.
Niezmiernie trafnie ukazuje sposób działania sumienia ks. Józef Tischner. Warto przytoczyć większe fragmenty jego wypowiedzi: Sumienie poznaje się po jego owocach. Najpierw i przede wszystkim sumienie coś odsłania. Można je porównać do światła, które wtargnęło do jaskini przez małą szparę i oświetliło jej mroki. Można je również po-równać do „wyjątkowej ciszy”, w której dają się słyszeć głosy zazwyczaj niesłyszalne. Heidegger porównuje je do „milczenia”, które jest pełne „wymowy”, chociaż nie wyraża go żadne „gadanie”. Tak czy owak istotą sumienia jest odsłanianie. Kierunek odsłaniania jest jednak inny niż kierunek preferencji. Preferencja „odsłania” sferę wartości obiektywnych, w sumieniu odsłania się osoba ludzka (persona) w jej odniesieniach do świata wartości. Dzięki sumieniu człowiek „czuje” siebie, „czuje” swój prawdziwy „stan”, „czuje” to, „kim jest”, jego stosunek do wartości bowiem wyciska piętno na jego byciu, jego egzystencji. Sumienie jest zawsze „egzystencjalne”. Nie chodzi o to, co zrobiłeś lub zrobisz, chodzi przede wszystkim o to, kim jesteś, robiąc to lub tamto (...). Sumienie odsłania bądź winę, bądź dobrą wiarę człowieka. Wina towarzyszy upadkowi człowieka. Dobra wiara towarzyszy jego postępowi. Najboleśniej doświadcza człowieka sumienie wtedy, gdy odsłania ono jego winę. „Milczenie sumienia” staje się wtedy „milczeniem złowrogim”, „groźnym”, „milczeniem pełnym wyrzutu”. Wtedy to człowiek postępuje tak, jakby chciał „zagłuszyć” swe sumienie, „zagadać je”, uciec gdzieś od jego „głosu”. Wdaje się on w spór z własnym sumieniem. Ale na próżno. Sumienie nie „kłóci się” z człowiekiem, na wszystkie jego „wyjaśnienia” i „wytłumaczenia”, na każde „nie mogłem”, „byłem zmuszony”, „nie zauważyłem”, sumienie odpowiada wielkim przejmującym milczeniem, z którego rośnie wina człowieka. Mimo że sumienie „milczy”, jego milczenie ma sens. Sens ten można różnie ujmować. Szczególnie trafna jest formuła Heideggera. Sumienie „daje do zrozumienia”, by człowiek „chciał mieć sumienie”. Bo w swym jałowym sporze z sumieniem człowiek chciałby się chętnie zupełnie pozbyć sumienia, „uratować siebie” powrotem w ciemność, utonięciem w zgiełku świata, rozproszeniem uwagi w bezpłodnej „gadaninie” o tym, co „nieistotne”. Stąd przejmujące „milczenie”, które przychodzi „z drugiej strony świata”, milczenie pełne wymowy: „Chciej mieć sumienie”, „Gdzie jesteś?”
Zobaczmy, jak dla sporów Pana Jezusa z faryzeuszami charakterystyczne jest odwoływanie się do oczywistości. Domaga się od nich widzenia i rozpoznawania prawdy i zarzuca im brak takiego rozpoznania.
Sumienie przez swoje milczenie mówi więcej, niż jesteśmy w stanie ująć i zrozumieć. W naszym życiu musimy jednak skonkretyzować, wyartykułować ten głos milczenia. Wydaje się, że najczęściej mówiąc o sumieniu, mówimy właśnie o tym zwerbalizowaniu. Ono jednak niesie w sobie nasze zrozumienie często uwarunkowane wiedzą, wewnętrznymi przeżyciami, lękami, pragnieniami, namiętnościami, urazami, skojarzeniami itd. Oczywiście w swoim działaniu nie możemy być kimś innym niż jesteśmy i dlatego winniśmy działać zgodnie z tym, jak rozumiemy głos sumienia. Niemniej po każdym naszym wyborze następuje dalszy ciąg wydarzeń. I być może ten etap jest najistotniejszy: po owocach poznajemy prawdziwe działanie sumienia. Są one takie same, jak owoce Ducha Świętego, o których mówi św. Paweł we wcześniej przytoczonym fragmencie Listu do Galatów (zob. Ga 5,22n).
Jakie są owoce mojego działania? Co z niego pozostaje: niepokój, lęk, czy odwrotnie pokój i radość? Tutaj bardzo istotne jest otwarcie, które polega na zgodzie, by zostało osądzone moje serce, po prostu na zgodzie na głos sumienia. Pragnienie usprawiedliwienia siebie jest ogromną siłą, która chce zagłuszać wszelką krytykę i osąd, a tym samym sumienie. Ma ona różne formy i charakter: zaprzeczenia faktom, tłumaczenia swoich intencji, oskarżania innych, chowania się za literą prawa... Niemniej ucieczkę zawsze zdradza niepokój, który często wyraża się chęcią wytłumaczenia, natomiast otwarcie się na prawdę i uznanie jej przez wyznanie w skrusze własnej winy przynosi ostatecznie pokój.
Bóg posiada ogromną delikatność i wrażliwość na wolność, którą nas obdarował, dlatego nie narzuca się i nie walczy o uznanie na „targowisku ludzkich sporów i idei”. On milczy. I tak na przykład wobec częstych pytań, a właściwie zarzutów w odniesieniu do Niego dotyczących cierpienia, Bóg nie tłumaczy się, nie wyjaśnia, lecz posyła swojego Syna, który bierze swój krzyż i idzie. I Prowadzą Go jak owcę na rzeź, i jak baranek, który milczy, gdy go strzygą, tak On nie otwiera ust swoich (Dz 8,32; por. Iz 53,7). Milczenie przez czyn daje świadectwo, które jednak łatwo można przeoczyć albo zagłuszyć w sobie, gdy człowiek żyje w chaosie gadaniny. Dlatego potrzebni są ludzie, podobni nam, żyjący w tym samym, co my rozgardiaszu, którzy jednak coś dostrzegają i potrafią to wypowiedzieć. Spełniają oni rolę podobną do owej werbalizacji milczącego głosu sumienia, jaka zachodzi w nas samych. Taką rolę spełniali prorocy w Starym Testamencie.
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Czytelnia: