Pielęgnujmy w sobie miłosierdzie chrześcijańskie
Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie!
Ewangelia daje nam prawo miłosierdzia, którego najlepszym wyrazem są słowa Chrystusa, dobrego Samarytanina, oraz przykład, jaki daje nam On swym postępowaniem: chce, abyśmy kochali Boga i wszystkich naszych braci, a przede wszystkim tych, którzy są w potrzebie. Albowiem miłosierdzie pozwala nam uwolnić się od egoizmu, burzy mury naszego odosobnienia, otwiera nam oczy i pozwala odkryć obecność bliźniego — tego, który jest blisko, tego, który jest daleko i całą ludzkość. Miłosierdzie stawia wymagania, ale daje też siłę, gdyż w nim spełnia się nasze podstawowe powołanie chrześcijańskie, pozwalając nam uczestniczyć w Miłości Pana.
Nasza epoka to — jak wszystkie inne — epoka miłosierdzia. Nie brak w niej z pewnością okazji, aby owo miłosierdzie przeżywać. Mass-media codziennie docierają do naszych oczu i serc, przekazując niepokojące i ponaglające wezwania milionów nieszczęsnych braci, którzy padli ofiarą różnych klęsk, zarówno naturalnych, jak i zaistniałych z winy człowieka: braci, którzy głodują, którzy odnoszą rany na ciele i na duszy, braci chorych, wywłaszczonych, uchodźców, osamotnionych i pozbawionych wszelkiej pomocy. Wyciągają ręce ku nam, chrześcijanom, pragnącym żyć zgodnie z Ewangelią i zgodnie z wielkim i jedynym przykazaniem miłości.
My o tym wszystkim wiemy. Ale czy czujemy, że dotyczy to także nas samych? Czyż po przeczytaniu codziennej gazety lub obejrzeniu telewizji można jeszcze podróżować jako chłodny, spokojny turysta; albo oceniać zachodzące wydarzenia, nie rezygnując choćby w części z własnych wygód? Czyż widok tych milionów ludzkich istot, które są naszymi braćmi i siostrami, które są takimi jak my stworzeniami Bożymi, powołanymi do życia wiecznego, może nie wzbudzać w nas zamętu i niepokoju, czy może nie poruszyć nas i nami wstrząsnąć? Czyż można patrzeć obojętnie na dzieci o spojrzeniu pełnym rozpaczy i ciałach przypominających szkielety? Czyż nasze chrześcijańskie sumienie może zupełnie się nie przejmować owym cierpiącym światem? Czy jeszcze ma dla nas jakikolwiek sens przypowieść o dobrym Samarytaninie?
Na początku Wielkiego Postu — czasu pokuty, refleksji i wielkoduszności — Chrystus zwraca się do was wszystkich z nowym wezwaniem. Kościół, który chce być obecny w świecie, a zwłaszcza w świecie, który cierpi, liczy na was. Wasze wyrzeczenia, nawet te najmniejsze, ocalą ciała i ożywią dusze, a „cywilizacja miłości” nie będzie już tylko czczym hasłem.
Miłość nie zna wahań, ponieważ w niej wyraża się nasza wiara. Niechaj więc otworzą się serdecznie wasze ręce, aby dzielić się ze wszystkimi, których uczynicie waszymi bliźnimi. „Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13).
Ewangelia daje nam prawo miłosierdzia, którego najlepszym wyrazem są słowa Chrystusa, dobrego Samarytanina, oraz przykład, jaki daje nam On swym postępowaniem: chce, abyśmy kochali Boga i wszystkich naszych braci, a przede wszystkim tych, którzy są w potrzebie. Albowiem miłosierdzie pozwala nam uwolnić się od egoizmu, burzy mury naszego odosobnienia, otwiera nam oczy i pozwala odkryć obecność bliźniego — tego, który jest blisko, tego, który jest daleko i całą ludzkość. Miłosierdzie stawia wymagania, ale daje też siłę, gdyż w nim spełnia się nasze podstawowe powołanie chrześcijańskie, pozwalając nam uczestniczyć w Miłości Pana.
Nasza epoka to — jak wszystkie inne — epoka miłosierdzia. Nie brak w niej z pewnością okazji, aby owo miłosierdzie przeżywać. Mass-media codziennie docierają do naszych oczu i serc, przekazując niepokojące i ponaglające wezwania milionów nieszczęsnych braci, którzy padli ofiarą różnych klęsk, zarówno naturalnych, jak i zaistniałych z winy człowieka: braci, którzy głodują, którzy odnoszą rany na ciele i na duszy, braci chorych, wywłaszczonych, uchodźców, osamotnionych i pozbawionych wszelkiej pomocy. Wyciągają ręce ku nam, chrześcijanom, pragnącym żyć zgodnie z Ewangelią i zgodnie z wielkim i jedynym przykazaniem miłości.
My o tym wszystkim wiemy. Ale czy czujemy, że dotyczy to także nas samych? Czyż po przeczytaniu codziennej gazety lub obejrzeniu telewizji można jeszcze podróżować jako chłodny, spokojny turysta; albo oceniać zachodzące wydarzenia, nie rezygnując choćby w części z własnych wygód? Czyż widok tych milionów ludzkich istot, które są naszymi braćmi i siostrami, które są takimi jak my stworzeniami Bożymi, powołanymi do życia wiecznego, może nie wzbudzać w nas zamętu i niepokoju, czy może nie poruszyć nas i nami wstrząsnąć? Czyż można patrzeć obojętnie na dzieci o spojrzeniu pełnym rozpaczy i ciałach przypominających szkielety? Czyż nasze chrześcijańskie sumienie może zupełnie się nie przejmować owym cierpiącym światem? Czy jeszcze ma dla nas jakikolwiek sens przypowieść o dobrym Samarytaninie?
Na początku Wielkiego Postu — czasu pokuty, refleksji i wielkoduszności — Chrystus zwraca się do was wszystkich z nowym wezwaniem. Kościół, który chce być obecny w świecie, a zwłaszcza w świecie, który cierpi, liczy na was. Wasze wyrzeczenia, nawet te najmniejsze, ocalą ciała i ożywią dusze, a „cywilizacja miłości” nie będzie już tylko czczym hasłem.
Miłość nie zna wahań, ponieważ w niej wyraża się nasza wiara. Niechaj więc otworzą się serdecznie wasze ręce, aby dzielić się ze wszystkimi, których uczynicie waszymi bliźnimi. „Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13).
1986
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Czytelnia:
Jan Paweł II: