Tor lotu

jej tułów falował tak
jakby marmurowy okręt
wynurzał się z pobielanego portu
dookoła drzewa polarna zorza liści
park samotny w sobie tak bliski nicości

ścigał ją Tanatos poznałem po oczach
gdy spytała o drogę dokądkolwiek
byle nie do piekła wskazałem do góry
palcem wygiętym jak pęknięta lutnia

zatem biegła dalej już po bramach chmur
park niknął pod powietrzem konary tlały w oczach
Tanatos zatknął pochodnię u skraju jej sukni
spłonęła na niebie jak słup meteorów
nie został nawet proch

powinna była ukryć się gdzieś w parku
za ławką krzakiem jeżyn gromadą gołębi
w raju jest się widocznym jaśnieje aureolą
ciało duch wszystko zdradza uciekinierów

zapewne zaraz spadną ogniki
jej głowa nogi most ramion i przepaście ust
będą się palić przez chwilę aż zgasną wybuchem krzyku
pora już odejść to jej nieszczęście nie moja w tym rola
by bezkarnie śledzić ten ostatni tor lotu

15.06.2006r.