Z Dzienniczka św. Faustyny (12)
(Dz 115)
***
Mój Jezu, Ty wiesz, co doznaje dusza moja na wspomnienie tych cierpień. Nieraz dziwiłam się, że Aniołowie i Świeci siedzą cicho na takie cierpienia duszy. Jednak oni nas szczególnie w tych chwilach kochają. Dusza moja nieraz krzyczała za Bogiem, jak małe dziecię, kiedy matka zasłoni swoje oblicze, a ono jej poznać nie może, krzyczy, ile sił ma. O Jezu mój, za te doświadczenia miłosne niech Ci będzie cześć i chwała. Wielkie i niepojęte jest miłosierdzie Twoje. Wszystko o Panie, coś zamierzył względem mej duszy, jest przeniknięte miłosierdziem Twoim.
(Dz 116)
***
Wspomnę tu, że otoczenie nie powinno dodawać cierpień zewnętrznych, bo naprawdę, dusza, kiedy ma kielich po brzegi, to czasami właśnie ta kropelka, którą my dorzucamy do jej kielicha będzie akurat za wiele i przeleje się kielich goryczy. I kto za taką dusze odpowie? Strzeżmy się dorzucać cierpień innym, bo to się nie podoba Panu. Gdyby Siostry czy Przełożeniu wiedzieli, lub się domyślali, że dana dusza jest w takich doświadczeniach, a mimo to, jaszcze ze swej strony dodawaliby jej cierpienia, grzeszyłyby śmiertelnie i sam Bóg upomniałby się za taka duszą. Nie mowie tu o wypadkach, które z natury stanowią grzech, ale mówię o rzeczy, która w innym razie nie byłaby grzechem. Strzeżmy się mieć takie dusze na sumieniu. Jest to wielka wada w życiu zakonnym i powszechna, że jak się widzi dusze cierpiącą, to zawsze chce jej się dodać jeszcze więcej. Nie mówię o wszystkich, ale są. Pozwalamy sobie na wydawanie sądów rozmaitych i mówimy tam, gdzie nie powinniśmy tego nieraz powtarzać.
(Dz 117)
***
Szereg łask, które Bóg zlewa na dusze po tych ognistych próbach. Cieszy się ścisłym jednoczeniem z Bogiem. Wiele ma widzeń zmysłowych i umysłowych, wiele słyszy słów nadprzyrodzonych i nieraz wyraźnych rozkazów, jednak pomimo tych łask, nie wystarcza sama sobie. Tym właśnie mniej, że ja Bóg nawiedza tymi łaskami, bo jest w okazji różnych niebezpieczeństw i łatwo może popaść w złudzenie. – Powinna prosić Boga o przewodnika duchowego, ale nie tylko się modlić o przewodnika, ale trzeba się starać i szukać takiego wodza, który zna się na rzeczy, jak wódz, który musi znać drogi, którymi ma prowadzić do walki. Duszę, która jest zjednoczona z Bogiem, trzeba ją przygotować do wielkich i zaciętych walk.
Po tych oczyszczeniach i próbach, Bóg obcuje w duszy w sposób szczególny jednak dusza nie zawsze współpracuje z tymi łaskami. Nie, żeby ona sama z siebie nie chciała pracować, ale natrafiła na tak wielkie trudności zewnętrzne i wewnętrzne, że naprawdę trzeba cudu , aby się taka dusza utrzymała na tych wyżynach. Tu potrzebuje koniecznie kierownika. Duszę moją często napełniali wątpliwościami, a nieraz i sama się trwożyła, bo myślałam sobie, że przecież jestem nieukiem, nie znam się na wielu rzeczach, a tym więcej na rzeczach duchownych. Jednak, jeżeli wątpliwości się zwiększały, szukałam światła u spowiednika, albo u Przełożonych. Jednak nie otrzymywałam tego, czego pragnęłam.
(Dz 121)
***
W pierwszych chwilach dusza moja zawsze jest strwożona, ale później, dziwny spokój i moc napełnia duszę.
(Dz 124)
***
Wszystko było jeszcze do zniesienia. Ale kiedy Pan zażądał, abym malowała ten obraz, już teraz naprawdę zaczynają mówić i patrzeć na mnie, jako na jakąś histeryczkę i fantastyczkę i już to jest trochę głośniejsze. Jedna z Sióstr przyszła, aby ze mną pomówić w poufałości. I zaczęła się nade mną litować. Mówi mi: słyszę, że mówią o Siostrze, że jest fantastyczka, że ma jakieś widzenia. Biedna Siostra, niech się Siostra broni przed tym. Szczera była ta dusza i co słyszała – powiedziała mi szczerze. Ale podobne rzeczy codziennie wysłuchiwać musiałam. A jak to mnie męczyło, jeden Bóg tylko wie. Jednak postanowiłam sobie wszystko znosić w cichości, ani się nie tłumaczyć na zadawane mi pytanie. Jednych drażniło to moje milczenie, a zwłaszcza więcej ciekawych. Drugie – głębiej myślące – mówił, że jednak Siostra Faustyna musi być bardzo blisko Boga, że ma siłę znieść tyle cierpień. I widziałam przed sobą jakby dwie grupy sędziów. Starałam się o ciszę wewnętrzną i zewnętrzną. Nie mówiłam nic, co się tyczyło mojej osoby, chociaż byłam przez niektóre Siostry wprost pytana. Zamilkły usta moje. Cierpiałam, jak gołębica, nie skarżąc się. Jednak niektóre Siostry miła jakoby przyjemność, aby mi w jakikolwiek sposób dokuczyć. Drażniła je moja cierpliwość, jednak Bóg dawał mi wewnętrznie tyle siły, że znosiłam to ze spokojem.
(Dz 125-126)