U Madonny z Guadalupe
Przed Sanktuarium Królowej Meksyku
Na różańcu modlimy się codziennie w kręgu najbliższej rodziny, raz w tygodniu – wspólnie z czterema innymi rodzinami, naszymi sąsiadami. Natomiast modlitwa różańcowa na placu, tak blisko cudownego obrazu Matki Bożej z Guadalupe, w towarzystwie wielu tysięcy ludzi ze wszystkich stron świata, była czymś naprawdę niezwykłym. Przed nami była ogromna bazylika, w której od 1976 r. (rok naszego ślubu) „mieszka” umiłowana przez Meksykanów (i nie tylko) Matka Boża w swym cudownym „niemalowanym ludzką ręką” wizerunku.
Nieopodal znajduje się wielki, kilkumetrowy pomnik Jana Pawła II. W odległości kilkudziesięciu metrów znaleźliśmy jeszcze dwa mniejsze. Czwarty pomnik – ogromny i bardzo ciekawy – stoi przy stołecznej katedrze. Powstał on z symbolicznych kluczyków od dzieci z całego kraju. Papież otworzył serca dzieci, a one po Jego śmierci przysłały tysiące kluczyków „do swoich serc”, z których odlano pomnik Papieża. Meksykanie tak kochają naszego Wielkiego Rodaka, że jak tylko wspominaliśmy, że jesteśmy z Polski, natychmiast mówili o Janie Pawle II.
Nad starą bazyliką widać wzgórze objawień z najstarszą, małą świątynią na szczycie. Tam też jest domek, w którym po objawieniach zamieszkał Juan Diego (kanonizowany przez Jana Pawła II) i tysiącom pielgrzymów opowiadał bez końca o spotkaniu z Morenitą (pieszczotliwe określenie Matki Bożej), o cudzie kwiatów, które zakwitły w środku zimy i wreszcie o powstaniu cudownego wizerunku Madonny na jego płaszczu (tilmie). Dopiero niedawno odkryto, że w źrenicach oczu Matki Bożej z Guadalupe jest „zdjęcie” sceny sprzed pięciuset lat. Wyraźnie widoczna grupa osób przez każde oko jest postrzegana pod trochę innym kątem, tak jak u żywego człowieka. Gwiazdy na płaszczu Matki Bożej odpowiadają konstelacji z 12 grudnia 1531 r., widzianej… od strony nieba. Tkanina z włókien agawy normalnie niszczeje po kilkudziesięciu latach, tymczasem płaszcz z cudownym wizerunkiem ma już prawie 500 lat! Barwy są nietknięte i świeże, a obraz urzeka nieziemskim pięknem… Dzięki świadectwu Juana Diego nawróciły się tysiące Indian przybywających do miejsca objawień.
W strugach deszczu
Przyszło nam się modlić na różańcu w tak niecodziennej, cudownej – dosłownie – scenerii. W trakcie spotkania wolontariusze przeszli przez plac z wielkimi workami pełnymi różańców. Rozdali je wszystkim obecnym na placu. Jak wspomnieliśmy, modlitwa różańcowa była przeplatana świadectwami rodzin, którym przyszło stawiać czoła niezwykłym przeciwnościom. Nam szczególnie zapadło w serce świadectwo rodziny pakistańskiej, żyjącej wśród muzułmanów (w Pakistanie żyje ok. 2% chrześcijan). Opisali oni sytuację, gdy ich samochód utknął w tłumie manifestantów (było to krótko po pamiętnym 11 września, w czasie wojny w Afganistanie). Syn, obawiając się agresji protestujących, chciał ściągnąć różaniec wiszący na wewnętrznym lusterku przy przedniej szybie ich samochodu. Ojciec nie pozwolił, mówiąc, że różaniec ich wybawi. I rzeczywiście wyszli cało z opresji, traktując to jako cud. Od tego wydarzenia w ich rodzinie różaniec stał się szczególnie ulubioną modlitwą…
A na placu różaniec zakończył się niecodziennie – spadł rzęsisty deszcz, co o tej porze roku jest rzadkością (pora sucha). My jednak pozostaliśmy tam do końca modlitwy… Nie było w tym żadnego bohaterstwa, bowiem nasze miejsca były tuż obok podestu dla kamer telewizyjnych, pod który się schroniliśmy. Pod „nasz dach” przygarnęliśmy księdza biskupa z Afryki z Jezusem Miłosiernym przypiętym do klapy. Okazało się, że jest propagatorem kultu Bożego Miłosierdzia w Nigerii (poczuliśmy się jak w domu). Po chwili deszcz przestał padać, a my poszliśmy jeszcze do bazyliki pokłonić się Matce Bożej. To było cenne dla nas spotkanie.