Tak bardzo chciałbym zostać kumplem Twym!
Cały tekst piosenki o znamiennym tytule „Bóg” to monolog skierowany do Najwyższego. Nieustannie przewija się tam fraza o Bogu, który jest „daleko tak, daleko daleko tak…” wraz z pretensjonalnym zwrotem, który stoi w sprzeczności z chrześcijańskim rozumieniem Bożej Opatrzności: „czasem znajdujesz dla mnie czas…” Najbardziej jednak uderza mnie refren piosenki, wyrażający pragnienie: „Tak bardzo chciałbym zostać kumplem Twym…” Oj, jakież to głębokie pragnienie…
Piosenka stała się dla mnie inspiracją do zastanowienia się nad dzisiejszym obrazem Boga, jaki nosimy w sobie. Zdaje się, że dziś Bóg nie powinien być już zwany Panem i wszechpotężnym Stwórcą - Władcą nieba i ziemi (no chyba że w tekstach liturgicznych, które i tak uważamy często za przestarzałe i niedostosowane do współczesnego języka). Boga dziś klepie się po plecach i nazywa kumplem, co pobożniejsi zwą Go jeszcze „Bozią” – bo tak ich babcia nauczyła. Na Wielkanoc idziemy zobaczyć „Jezuska w grobie”, a wysoką popularnością wśród pielgrzymkowej młodzieży cieszy się również przeróbka zagranicznego hitu z użyciem imienia Maryi, zaczynająca się od słów: „Maria tu, Maria tam, Maria kocha, Maria czeka…”
Wygodniejszy jest Bóg – kumpel, bo taki nie ma prawa nic ode mnie wymagać… Relacja z kumplem jest raczej luźna, a rozmowy niekoniecznie głębokie… Kumpel dziś jest, a jutro już go nie ma – wtedy można sobie znaleźć nowego kumpla! Z kumplem idzie się na piwo i do kina, co raczej nie tworzy między nami więzów, które potrafiłyby przetrwać dłużej niż czas szkoły lub wspólnej pracy.
Bóg nie chce być naszym kumplem – On chce być dla nas Bogiem i Przyjacielem… Ta głęboka relacja do której jesteśmy zaproszeni przez krzyż i cierpienie Jezusa oraz przez Jego zmartwychwstanie nie pozostawia złudzeń. Bóg traktuje nas jak najbardziej serio i tak też chce być traktowany. Kwestia wypracowania w sobie dojrzałego obrazu Boga to zadanie bardzo ważne dla każdego chrześcijanina, który wyrasta właśnie z lalek Barbie i „Transformersów”. Pozostawienie bowiem starego obrazu z dzieciństwa lub co gorsza spłycanie relacji, którą Bóg zawiera z każdym człowiekiem to podcinanie sobie samemu skrzydeł wiary, które z biegiem lat mają nas wznosić coraz wyżej i wyżej.
Dojrzała relacja z Bogiem, to rzeczywistość niezwykle dynamiczna. To tak jak w ludzkiej przyjaźni są wzloty i upadki, radości i smutki, cierpienie i zdrowie… To tak jak w ludzkiej przyjaźni jest próba czasu, niekiedy odległości, aż po wielką próbę zdrady i przebaczenia. Dojrzała przyjaźń rozwija się stopniowo – nigdy nie pozostaje na jednym poziomie – każdego dnia zmienia się, transformuje, wzrasta. Jednego w tej niezwykłej przyjaźni można być pewnym – Bóg w swej doskonałości nie zdradza! On pozostaje zawsze wierny i zarazem łaskawy, bo potrafi wybaczyć nawet największe zdrady z naszej strony…
Myślę, że dobrym przykładem tego, o czym tutaj mówimy jest patriarcha Jakub. Przypomnijmy sobie krótki epizod z jego życia, zapisany na kartach Księgi Rodzaju w rozdziale trzydziestym drugim: Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: «Puść mnie, bo już wschodzi zorza!» Jakub odpowiedział: «Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!» Wtedy tamten go zapytał: «Jakie masz imię?» On zaś rzekł: «Jakub». Powiedział: «Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś». Potem Jakub rzekł: «Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię?» Ale on odpowiedział: «Czemu pytasz mnie o imię?» - i pobłogosławił go na owym miejscu. Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówił: «Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie». Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę.
Relacja Jakuba z Bogiem była głęboka. Śledząc jego dzieje, zapisane od dwudziestego piątego rozdziału Księgi Rodzaju widzimy, jak bogate w różnego rodzaju doświadczenia było jego życie. To wszystko wpłynęło na jego relację z Panem. Jakub wykazuje się niesamowitą odwagą i determinacją walcząc o Boże błogosławieństwo. Czy naprawdę Bóg nie mógł go pokonać? Oczywiście, że mógł… Bóg jednak pozwala Jakubowi zmagać się ze sobą, pozwala mu doświadczyć duchowej walki, której obrazem jest to fizyczne zmaganie. Ale ten krótki epizod, to jakby streszczenie całego życia patriarchy, które przesycone było wielkim zawierzeniem się Bogu. Bóg pozwala zmagać się ze sobą, bo wie, że to zmaganie wzmacnia i utwierdza wzajemną przyjaźń.
Gwałtownicy zdobywają Królestwo niebieskie (zob. Mt 11,12) – słowa Jezusa są dla mnie zaproszeniem do dynamicznej i głębokiej relacji z Bogiem. Wiara to nie marazm, trwanie w jakimś zawieszeniu i oczekiwaniu. Wiara zakłada prawdziwą duchową walkę i zmaganie, radości zwycięstwa nad samym sobą i łzy porażki, upadanie i powstawanie, pot i odpoczynek.
Jakub wychodzi z duchowej walki jako zwycięzca, choć utykając na nogę. Prawdziwym zwycięzcą jest również Bóg, który zawsze pragnie obdarzać swoim błogosławieństwem tych, którzy tego naprawdę chcą. Bóg zaprasza mnie do prawdziwej przyjaźni – nie idealnej, doskonałej i bezbłędnej… Bóg zaprasza do przyjaźni prawdziwej, to znaczy pełnej ryzyka, wyrzeczenia, czasem doświadczonej zdradą, zmaganiem i kłótnią. Ale On wie, że tylko taka przyjaźń pozwoli człowiekowi doświadczyć bliskości Stwórcy… Duch Święty działa na różne sposoby, więc może kiedyś jakiś artysta napisze o Bogu bliższą prawdy piosenkę z przesłaniem „blisko tak, blisko blisko tak…” i będzie ją można usłyszeć na pielgrzymkowym szlaku do Częstochowy…