Ewangelia wg świętego Łukasza 21, 25-36
Można powiedzieć obrazowo, że taki czy inny świat zawsze się kończy. Skończył się świat naszego dzieciństwa. Już nikt z nas nie skacze na jednej nodze „w klasy”, nie cieszy się ani jednym kasztanem, ani jedną biedronką na wakacjach, mówiąc: „Biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba”. Minął świat naszej młodości, świat przedwojennej Polski z portretami prezydenta Mościckiego i marszałka Rydza-Śmigłego. Zawalił się dalszy świat Mikołaja II, Franciszka Józefa i jeszcze dalsza epoka romantyzmu.
Zawsze jednak w kończącym się świecie coś się zaczynało. Wit Stwosz na nagrobku króla Kazimierza Jagiellończyka przedstawił straszliwie zbolałą twarz króla. Chciał przekazać, że cierpli nie tylko chłop, ale i król. Na klamrze, spinającej płaszcz królewski, wyrzeźbił rodzącą kobietę na znak, że kończy się jeden świat - ludzi odchodzących, ale zaczyna się nowy - tych, którzy się rodzą.
Ewangelia mówi, że z chwilą, kiedy wszystko się kończy - przychodzi Jezus. W najtrudniejszym momencie życia, kiedy świat się wali - przychodzi Jezus, a z Nim nadzieja, że można jeszcze modlić się, spowiadać i oprzeć na Bogu.