Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!". I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy "powstać z martwych".
Jezus - niepozorny, może w zakurzonym płaszczu i zdartych sandałach - nagle na wysokiej górze ukazał się niezwykły. Uczniowie chcieli zatrzymać Go takim na bardzo długo, skoro zamierzali ustawić Mu świątynię. Jak krótko trwała chwila przemienienia Pańskiego. Znowu zobaczyli Go takim, jak co dzień. „Nie mówcie nikomu o widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie” - powiedział.
Stale chcielibyśmy przebywać na takiej czy innej górze przemienienia. Zatrzymać ziemski tryumf. A jednak trzeba spaść z tej góry. Znaleźć się z szarzyźnie powszedniego dnia.
Czasem w życiowej przepaści, do której się wpada na zbitą głowę, można nagle przeżyć wielkość, niezwykłość Jezusa. Mówią nieraz: od rozpaczy do nadziei - jeden krok.
Kiedyś Graham Green zapisał: „Wystarczy, żebym wierzył tylko jedną sekundkę - nie trzeba więcej”.
Rozważania i opowiadania: