Jezus oszalał z MIŁOŚCI do nas

     Mam okazywać miłość nie tylko komuś dobremu i sympatycznemu, ale także temu, kto wyrządził mi przykrość, kogo nie lubię, a nawet temu, kto jest moim wrogiem. To także mój bliźni. Jezus powiedział, że to żadna sztuka być dobrym dla dobrego; potrafią to i poganie. Chrześcijanin ma być dobry także dla tego, kto nie jest dobry; ma kochać nawet swoich wrogów i prześladowców (por. Mt 5,44nn).
     Dobremu człowiekowi łatwo jest być dobrym względem człowieka dobrego. Jeśli rodzice kochają się nawzajem i kochają swoje dzieci, to dzieci kochają swoich rodziców. Kiedy młodzi się pobierają, mają względem siebie nawzajem pewne oczekiwania, a jeśli w małżeństwie udaje im się te oczekiwania spełniać, to jest im łatwo okazywać sobie nawzajem życzliwość także i po dziesięciu, dwudziestu czy pięćdziesięciu latach wspólnego życia. Jakże uroczy jest uśmiech żony, która trzyma w ręku kwiatek podarowany jej przez małżonka w rocznicę ślubu! Jest wiele szczęśliwych małżeństw, wspaniałych rodzin, ale o nich się nie mówi, ich się nie pokazuje. Bo dobro nie jest medialne.
     Niestety są też takie rodziny, w których wzajemne relacje ich członków nie są wzorcowe, w których panuje niezgoda. Najtrudniejsze są w takim gronie właśnie te chwile, które powinny być najwspanialsze, a więc święta, rocznice... Prezenty – nawet jeśli są – nie wypełnią luki spowodowanej brakiem miłości, życzliwości, zgody... Wielu ludzi nie lubi świąt – właśnie dlatego, że w ich rodzinie są one przeżywane nieautentycznie. Bo czyż mogą ucieszyć życzenia składane bez życzliwości...?
     Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16). Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (J 1,14). Niepojęte, ale to dopiero początek. Nieogarniony Bóg, który wszystko stworzył i sam wszystkim kieruje – stał się człowiekiem, jednym z nas. Zamknął się w okruszku czasoprzestrzeni – w śmiertelnym ludzkim ciele. Mało tego! Nie dość, że Bóg stał się człowiekiem, to dał się ludziom zabić. Ale i tego mało!! Zanim dał się zabić, stał się... rzeczą. Bóg-Człowiek posunął się do tego, że stał się chlebem.
     Bo przecież chleb nie jest osobą; jest rzeczą. A Jezus zechciał, by postaci chleba i wina zawierały Jego bóstwo i człowieczeństwo, Jego ciało i duszę...
     Dlaczego Jezus popełnił takie szaleństwo? Chyba właśnie dlatego, że – jak powiedział jeden z nieżyjących już kaznodziejów – ...oszalał. Oszalał z miłości. Z miłości do nas, ludzi. Chciał, aby ludzie mogli do Niego przychodzić także wtedy, gdy On już będzie u Ojca, który jest w niebie. Chciał, aby każdy człowiek miał do Niego dostęp także po Wniebowstąpieniu – a więc także i dzisiaj. Pan Jezus daje się w Eucharystii każdemu człowiekowi, czeka na każdego i każdym się ucieszy.
     Tymczasem nieraz słyszy się o profanacji, o zbezczeszczeniu Najświętszego Sakramentu – Sakramentu Miłości... Ludzie potrafią być okrutni także względem Boga, ale to już nie jest ludzkie zachowanie. Wielu nie szanuje uczuć religijnych czy przekonań osób wierzących i znieważa ich. Ale ta zniewaga dotyka przecież samego Boga.
     W którym momencie chleb stał się Ciałem Jezusa? Otóż nie wtedy, gdy ludzie padali przed Nim na kolana i wyznawali: „Tyś jest Syn Boży!” (por. Mt 16,16). Nie wtedy, gdy wjeżdżał do Jerozolimy, a rozentuzjazmowane tłumy wołały: Hosanna Synowi Dawida! (Mt 21,9). Wtedy bowiem byłby to dar ofiarowany za coś – za życzliwość, za uznanie, za hołdy...
     Pan Jezus daje ludziom dar Eucharystii właśnie wtedy, kiedy Jego sytuacja jest wprost tragiczna: Jest przy Nim tylko garstka uczniów, a naokoło zacieśnia się pierścień jego wrogów; zbliża się „Jego godzina” (por. J 17,1) – godzina straszliwej męki i haniebnej śmierci. Judasz już Go zdradził, wysoka rada żydowska już zadecydowała, że zostanie On zabity, i – w porozumieniu z przedstawicielami rzymskiego okupanta – już posłano do Ogrodu Oliwnego żołnierzy, by tam Go pochwycili...
     I właśnie w tym momencie, gdy wszystko sprzysięgło się przeciwko Niemu, Jezus decyduje się na dokonanie tego niepojętego aktu miłości: ustanawia Eucharystię i wydaje się w ręce oprawców, aby odkupić ludzi, aby odkupić świat.
     Oto czym jest Eucharystia, w której uczestniczymy! Oto czym jest Komunia Święta, którą przyjmujemy! Czy zastanawiamy się nad tą wielką prawdą? Czy znajdujemy czas, by adorować Boga, który pozostał z nami w Najświętszym Sakramencie?
     Jako ludzie ochrzczeni powinniśmy ciągle pogłębiać swoją wiedzę o tym, czym jest chrześcijaństwo i na czym polega bycie chrześcijaninem. Kochająca matka wierzy i ufa, że jej dziecko jest niewinne, nawet jeśli zostało o coś oskarżone. Czy nie dałoby się rozszerzyć tej matczynej miłości na wszystkich ludzi i rozlać jej do serc wszystkich chrześcijan...? Z pewnością stać nas na taką miłość. Oczywiście nie idzie tu o miłość rozumianą jako uczucie. Nie każdy każdego musi lubić. To się nawet nie da, bo – jak mówią – serce nie sługa. Człowieka, który doniósł Niemcom na mojego ojca (i okupanci rozstrzelali mojego tatę), nie mogę kochać taką samą miłością, jaką kocham swoją mamę. Niemniej jednak jako chrześcijanin kocham tego donosiciela i staram się go nie osądzać. Nie wiem przecież, jak był wychowany ani jakie miał motywy, żeby zrobić to, co zrobił. Niech sam Pan Bóg go osądzi i ukarze za zło, które popełnił. Moja miłość do niego wyraża się w tym, że mu wybaczam i życzę, aby się zbawił.
     To, że mamy kochać także ludzi trudnych czy nawet złych, nie oznacza, że mamy pochwalać ich złe czyny. Nie mamy jednak prawa potępić człowieka.
     Chłopcy z VI klasy zapytali mnie w minionym okresie na katechezie, czy zabicie zomowca to grzech. Oczywiście, że tak. Trzeba zrobić wszystko, by każdy łotr, nawet ten najgorszy, zawrócił ze złej drogi i stał się dobrym łotrem. Tak jak ten, który wraz z Jezusem został ukrzyżowany: w ostatniej chwili, ale zdążył zwrócić się do Niego. I trafił do raju.
     Miłość nieprzyjaciół to wielkie wyzwanie. I trudne. Bez wiary w Boga i bez Jego łaski nikt mu nie sprosta. W Starym Testamencie nie było przykazania miłości nieprzyjaciół, bo przestrzeganie go bez odwołania się do Jezusa Chrystusa jest po prostu niemożliwe. Chrześcijanie są silni na tyle, na ile czerpią z mocy Chrystusa.
     Jakże dostępnym źródłem tej mocy jest Eucharystia. Papież Benedykt XVI przypomina, że ten, kto przyjmuje Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, naprawdę wprowadza do swego ciała, do swego organizmu samego Boga – niczym najlepsze, najskuteczniejsze lekarstwo. To Lekarstwo płynie w żyłach danego człowieka i staje się on dosłownie krewnym Jezusa.
     Ktoś, kto rzeczywiście ma w sercu Boga, ma w nim i człowieka. Nie można być autentycznie pobożnym, a jednocześnie nieznośnym dla ludzi. I odwrotnie: nie można być aż tak oddanym ludziom, że zabraknie czasu dla Pana Boga. Ci, którzy zatracają się w takiej czy innej działalności, choćby najbardziej pożytecznej, i nie pielęgnują swych relacji z Bogiem, prędzej czy później się zagubią. Kapłan, który zapomina o modlitwie, z czasem stwierdza, że kapłaństwo nie ma sensu, i je porzuca. Mąż i ojciec rodziny, który się nie modli, z czasem stwierdza, że woli inne życie, i porzuca żonę i dzieci...
     W czasie odprawiania Mszy Świętej „trydenckiej” kapłan jest zwrócony przodem do ołtarza, a tyłem do ludzi. Kiedy jednak zwraca się do wiernych: Dominus vobiscum („Pan z wami”), odwraca się do nich przodem, a więc do Pana Boga jest wtedy jakby tyłem. Czyli jest albo przodem do Pana Boga, a tyłem do ludzi, albo odwrotnie: tyłem do Pana Boga, a przodem do ludzi. Natomiast odprawiając Mszę Świętą „posoborową”, kapłan jest zwrócony przodem i do Pana Boga, który zstępuje na ołtarz, i do ludzi. I tak powinno być w życiu każdego człowieka.
     Nie można kochać Pana Boga, a ludzi nienawidzić. Św. Jan Apostoł napisał, że ten, kto mówi, że kocha Boga, a nienawidzi swego brata, jest kłamcą (por. 1 J 4,20). Pan Jezus – który stał się najpierw dzieckiem, a potem chlebem – powiedział, że kto w Jego imię przyjmie dziecko, przyjmie Jego samego. A kto Jego przyjmie, przyjmie Ojca, który Go posłał (por. Mt 10,40).
     Dzieci mają prawo do życia w rodzinie, w której króluje miłość. Dorośli powinni brać pod uwagę dobro dzieci i nim się kierować przy podejmowaniu takiej czy innej decyzji. Dzieci powinny wiedzieć, że są kochane, mają prawo wzrastać w poczuciu bezpieczeństwa. Oczywiście trzeba je wychowywać, stawiać im wymagania, ale z miłością – by odnawiały oblicze ziemi. Na nic się zdadzą coraz to nowe wynalazki – komputery, komórki i tym podobne, jeśli zagubimy to, co jest dla człowieka najważniejsze: Miłość.
Leon Knabit OSB
Rekolekcje z Ojcem Leonem
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Czytelnia: