Fenomen ks. Dolindo
Kiedy padał deszcz, ks. Dolindo wychodził na miasto. Widząc na ulicy moknącą osobę, zapraszał ją pod swój parasol. Wspólna droga stawała się okazją do rozmowy, która rodziła zaufanie i przekształcała się w spowiedź. A kiedy grzechy były naprawdę ciężkie, ks. Dolindo obejmował penitenta i mówił: „Jesteś dobrym człowiekiem, nie wiem, czy ja miałbym tyle odwagi, by wyznać winy”.
„Jeśli człowiek chce pokutować – mawiał kapłan – niech zacznie od ofiar życia codziennego. Kiedy chce ci się pić, nie pij łapczywie, zaczekaj dwie minuty. Te dwie minuty ofiaruj Bogu. Jeśli czujesz głód, zatrzymaj się przed pełnym talerzem, odczekaj dwie minuty, ofiaruj je Bogu”. Pewnego razu do ks. Dolindo przyszła zakonnica, której spowiedź opierała się na skargach pod adresem przełożonej.
Ks. Dolindo wręczył jej pieniądze i nakazał podarować matce przełożonej dwa wędzone neapolitańskie sery oraz podziękować, że swoim zachowaniem przysporzyła siostrze cierpienia, które ta mogła ofiarować Bogu. Ks. Dolindo Ruotolo (1882-1970) w pamięci neapolitańczyków zapisał się jako kapłan z czarną torbą, przemierzający ulice miasta. W torbie były kamienie. Nosząc ją, ks. Dolindo pokutował za Kościół i dusze cierpiące w czyśćcu. Toczył walki z Szatanem, czytał w duszach, miał dar głoszenia słowa, służył biednym. Przepowiedział wybór Polaka na papieża, osobiście znał o. Pio. Pozostawił po sobie książki, spisane nauki, rozważania, tysiące obrazków, na których zapisywał słowa Jezusa, a także modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij!”, która czyni cuda… Na płycie sarkofagu kapłana w kościele św. Józefa i Niepokalanej z Lourdes w Neapolu widnieją słowa: „Kiedy przyjdziesz do mojego grobu, zapukaj. Nawet zza grobu odpowiem ci. Zaufaj Bogu”. Wierni zbliżają się i pukają w czarny marmur. Mają pewność, że ks. Dolindo ich usłyszy. W swój grób jednak przykazał pukać trzy razy, w imię Trójcy Świętej: „W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego” – wtedy pukanie staje się modlitwą, pukaniem prosto do nieba…
Urodził się w wigilię święta Matki Bożej Różańcowej. Był nazywany „Staruszkiem Maryi”, z różańcem nigdy się nie rozstawał. Kiedy zwracał się do „Słodkiej Mamy”, otwierał szeroko ramiona. Dla nikogo nie było tajemnicą, że kiedy pisał książki – niejednokrotnie na kolanach – obok niego siedziała Matka Boża. Obecność Maryi odczuwał także w trakcie Eucharystii. Wiele razy obecni w kaplicy przyznawali, że podczas śpiewów nie było wśród nich żadnej kobiety, która by śpiewała, słychać było tylko jej głos.
„Jeśli człowiek chce pokutować – mawiał kapłan – niech zacznie od ofiar życia codziennego. Kiedy chce ci się pić, nie pij łapczywie, zaczekaj dwie minuty. Te dwie minuty ofiaruj Bogu. Jeśli czujesz głód, zatrzymaj się przed pełnym talerzem, odczekaj dwie minuty, ofiaruj je Bogu”. Pewnego razu do ks. Dolindo przyszła zakonnica, której spowiedź opierała się na skargach pod adresem przełożonej.
Ks. Dolindo wręczył jej pieniądze i nakazał podarować matce przełożonej dwa wędzone neapolitańskie sery oraz podziękować, że swoim zachowaniem przysporzyła siostrze cierpienia, które ta mogła ofiarować Bogu. Ks. Dolindo Ruotolo (1882-1970) w pamięci neapolitańczyków zapisał się jako kapłan z czarną torbą, przemierzający ulice miasta. W torbie były kamienie. Nosząc ją, ks. Dolindo pokutował za Kościół i dusze cierpiące w czyśćcu. Toczył walki z Szatanem, czytał w duszach, miał dar głoszenia słowa, służył biednym. Przepowiedział wybór Polaka na papieża, osobiście znał o. Pio. Pozostawił po sobie książki, spisane nauki, rozważania, tysiące obrazków, na których zapisywał słowa Jezusa, a także modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij!”, która czyni cuda… Na płycie sarkofagu kapłana w kościele św. Józefa i Niepokalanej z Lourdes w Neapolu widnieją słowa: „Kiedy przyjdziesz do mojego grobu, zapukaj. Nawet zza grobu odpowiem ci. Zaufaj Bogu”. Wierni zbliżają się i pukają w czarny marmur. Mają pewność, że ks. Dolindo ich usłyszy. W swój grób jednak przykazał pukać trzy razy, w imię Trójcy Świętej: „W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego” – wtedy pukanie staje się modlitwą, pukaniem prosto do nieba…
Urodził się w wigilię święta Matki Bożej Różańcowej. Był nazywany „Staruszkiem Maryi”, z różańcem nigdy się nie rozstawał. Kiedy zwracał się do „Słodkiej Mamy”, otwierał szeroko ramiona. Dla nikogo nie było tajemnicą, że kiedy pisał książki – niejednokrotnie na kolanach – obok niego siedziała Matka Boża. Obecność Maryi odczuwał także w trakcie Eucharystii. Wiele razy obecni w kaplicy przyznawali, że podczas śpiewów nie było wśród nich żadnej kobiety, która by śpiewała, słychać było tylko jej głos.
Aleksandra Zapotoczny
Czytelnia: