Historia szkockiego neofity
Kleryka Richarda i historię jego powołania poznałem na letnim kursiejęzyka angielskiego w Londynie.
Dziś znajomość tę cenię sobie o wiele bardziej niż biegłość w języku, którego się nauczyłem.
Dziś znajomość tę cenię sobie o wiele bardziej niż biegłość w języku, którego się nauczyłem.
W 1990 r. Szkot Richard przyjechał do Polski, by nauczać języka angielskiego w jednym z wrocławskich liceów. Był to czas, gdy ambicją dyrektorów polskich szkół było zatrudnienie tzw. native speaker’a. Rok wcześniej Richard ukończył studia z literatury angielskiej na Uniwersytecie w Cambridge, a pracę w Polsce potraktował jako okazję do poznania obcego kraju.
Już od pierwszych dni młody Szkot został zasypany masą próśb o poprowadzenie indywidualnego nauczania. Szybko poczuł się potrzebny, co było dla niego szczególnie ważne, gdyż rok poprzedzający jego przybycie do Wrocławia stał pod znakiem poczucia wewnętrznej pustki, bezsensu życia i samotności. Taki stan ducha był po części owocem atmosfery domu rodzinnego, w którym nigdy nie mówiło się o Bogu. Dlatego Richard w wieku osiemnastu lat zaczął interesować się religiami Dalekiego Wschodu. Wkrótce też wyjechał na pół roku do Indii, gdzie – ucząc angielskiego w wiejskiej szkole – bliżej poznał hinduizm. Jednak religia ta nie zaspokoiła głodu jego serca. Dopiero wizyta w Polsce miała dać 24-letniemu Richardowi odpowiedź na najważniejsze pytania jego życia.
Już pierwsze tygodnie kontaktu z polskimi uczniami przyniosły zaskakujące odkrycia. Co najbardziej dziwiło brytyjskiego nauczyciela, to fakt, że młodzież pytana na lekcjach o źródło szczęścia najczęściej na pierwszym miejscu stawiała Boga. Niedługo później został poproszony o poprowadzenie kursu języka angielskiego dla grupy księży. Rozmawiając z kapłanami, Richard miał wreszcie sposobność poznać prawdziwe oblicze wiary katolickiej.
Pewnego dnia jeden z księży zaprosił go na Eucharystię, tłumacząc, iż jest ona najważniejszą tajemnicą wiary. Następnego dnia po południu Richard dotarł do gotyckiego kościoła św. Marcina na pierwszą w swoim życiu Mszę świętą. Jednak już w połowie, znudzony wielkopostną, smętną w jego odczuciu, atmosferą liturgii, postanowił wyjść. Ruszył ku drzwiom, a gdy je uchylił, jego oczom ukazał się ponury widok ulicy skąpanej w pośniegowym błocie. Odwrócił się za siebie i nagle zupełnie inaczej zobaczył wnętrze świątyni. Miła atmosfera stworzona przez palące się świece, ciepły głos celebransa, a przede wszystkim kojący pokój uświadomiły mu, że właśnie stoi na progu własnego życia. Teraz musiał podjąć decyzję: żyć dalej według własnych poglądów albo poznać naukę Chrystusa. Poczuł, że znalazł się blisko źródła sensu życia – sensu, którego tak długo poszukiwał.
Potrzebował czterech lat na poznanie wiary katolickiej. W Wielką Sobotę 1994 r. przyjął chrzest. Gorliwość neofity rychło zaowocowała m.in. założeniem pierwszej katolickiej szkoły językowej. Jednak w sercu Richarda rosło przekonanie, że Pan go powołał do czegoś innego. Coraz więcej znaków przekonywało go o darze powołania kapłańskiego. Jedyną realną przeszkodę opóźniającą decyzję wstąpienia do seminarium stwarzali jego rodzice. Ich nastawienie do Kościoła katolickiego było bardzo krytyczne. Richard usilnie pracował nad tym, żeby zrozumieli, że jest szczęśliwy. W końcu zaakceptowali jego przynależność do Kościoła, ale wiadomość o wstąpieniu syna do seminarium była dla nich tak niezrozumiała, że przez cały okres formacji ani razu go nie odwiedzili. Dopiero święcenia kapłańskie i pierwsze lata posługi ostatecznie przekonały rodziców o sile miłości, którą odkrył i dla której chce żyć ich syn.
Dziś ks. Richard jest prezbiterem diecezji londyńskiej. Chętnie odwiedza Polskę, swoją „ojczyznę wiary”, gdzie dzięki biegłej znajomości języka polskiego pogłębia formację, korzystając z rekolekcji.
Już od pierwszych dni młody Szkot został zasypany masą próśb o poprowadzenie indywidualnego nauczania. Szybko poczuł się potrzebny, co było dla niego szczególnie ważne, gdyż rok poprzedzający jego przybycie do Wrocławia stał pod znakiem poczucia wewnętrznej pustki, bezsensu życia i samotności. Taki stan ducha był po części owocem atmosfery domu rodzinnego, w którym nigdy nie mówiło się o Bogu. Dlatego Richard w wieku osiemnastu lat zaczął interesować się religiami Dalekiego Wschodu. Wkrótce też wyjechał na pół roku do Indii, gdzie – ucząc angielskiego w wiejskiej szkole – bliżej poznał hinduizm. Jednak religia ta nie zaspokoiła głodu jego serca. Dopiero wizyta w Polsce miała dać 24-letniemu Richardowi odpowiedź na najważniejsze pytania jego życia.
Już pierwsze tygodnie kontaktu z polskimi uczniami przyniosły zaskakujące odkrycia. Co najbardziej dziwiło brytyjskiego nauczyciela, to fakt, że młodzież pytana na lekcjach o źródło szczęścia najczęściej na pierwszym miejscu stawiała Boga. Niedługo później został poproszony o poprowadzenie kursu języka angielskiego dla grupy księży. Rozmawiając z kapłanami, Richard miał wreszcie sposobność poznać prawdziwe oblicze wiary katolickiej.
Pewnego dnia jeden z księży zaprosił go na Eucharystię, tłumacząc, iż jest ona najważniejszą tajemnicą wiary. Następnego dnia po południu Richard dotarł do gotyckiego kościoła św. Marcina na pierwszą w swoim życiu Mszę świętą. Jednak już w połowie, znudzony wielkopostną, smętną w jego odczuciu, atmosferą liturgii, postanowił wyjść. Ruszył ku drzwiom, a gdy je uchylił, jego oczom ukazał się ponury widok ulicy skąpanej w pośniegowym błocie. Odwrócił się za siebie i nagle zupełnie inaczej zobaczył wnętrze świątyni. Miła atmosfera stworzona przez palące się świece, ciepły głos celebransa, a przede wszystkim kojący pokój uświadomiły mu, że właśnie stoi na progu własnego życia. Teraz musiał podjąć decyzję: żyć dalej według własnych poglądów albo poznać naukę Chrystusa. Poczuł, że znalazł się blisko źródła sensu życia – sensu, którego tak długo poszukiwał.
Potrzebował czterech lat na poznanie wiary katolickiej. W Wielką Sobotę 1994 r. przyjął chrzest. Gorliwość neofity rychło zaowocowała m.in. założeniem pierwszej katolickiej szkoły językowej. Jednak w sercu Richarda rosło przekonanie, że Pan go powołał do czegoś innego. Coraz więcej znaków przekonywało go o darze powołania kapłańskiego. Jedyną realną przeszkodę opóźniającą decyzję wstąpienia do seminarium stwarzali jego rodzice. Ich nastawienie do Kościoła katolickiego było bardzo krytyczne. Richard usilnie pracował nad tym, żeby zrozumieli, że jest szczęśliwy. W końcu zaakceptowali jego przynależność do Kościoła, ale wiadomość o wstąpieniu syna do seminarium była dla nich tak niezrozumiała, że przez cały okres formacji ani razu go nie odwiedzili. Dopiero święcenia kapłańskie i pierwsze lata posługi ostatecznie przekonały rodziców o sile miłości, którą odkrył i dla której chce żyć ich syn.
Dziś ks. Richard jest prezbiterem diecezji londyńskiej. Chętnie odwiedza Polskę, swoją „ojczyznę wiary”, gdzie dzięki biegłej znajomości języka polskiego pogłębia formację, korzystając z rekolekcji.
ks. Tomasz Bieliński
Czytelnia: