Idzie człowiek
– Dominik: Pielgrzymowanie jest dla mnie zawierzeniem. Droga zaś wiąże się z wielkim zaufaniem do Boga. Kiedy ruszam na pielgrzymkę, nie zabieram ze sobą pieniędzy. Do plecaka mieszczą się tylko najważniejsze i najbardziej potrzebne rzeczy. Każdy dzień wypełniony jest modlitwą. Często podczas drogi modlę się na różańcu. Różaniec wyznacza rytm. Przy nim również łatwiej się idzie. Podczas wędrowania uczę się dwóch rzeczy: zaufania i przyjmowania z pokorą tego, co Pan Bóg przygotował. Wszystkie trudności, jakie pojawiają się na drodze, odbieram jako lekcję. Idę przecież z Jezusem, a On mi pomaga.
– Roman: Pielgrzymowanie jest przekraczaniem wewnętrznej granicy. Staropolskie słowo „peregrynacja” (per agros) oznacza przechodzenie „przez pole”. Pielgrzymując, pokonuję pewien dystans, niekoniecznie odcinek na mapie, który oddziela mnie od tego, co dla mnie najlepsze. Najważniejsza droga prowadzi od rozumu do serca, na spotkanie prawdy o sobie. Tę prawdę odkrywa się na pielgrzymce, przekraczając granice przyzwyczajeń, wygód, zwątpień i kategorycznych sądów na temat rzeczywistości.
– Wojtek: Rozeznawaniem drogi. Droga, którą wytyczamy sobie rozumowo, ale też na bazie przeżyć i emocji, jest przez życie korygowana. Nie układa się najczęściej tak, jak my ją projektujemy. Pielgrzymka, od chwili, gdy postanowimy w niej uczestniczyć, narzuca warunki okiełznujące nasze „ja”. Wyklucza galopadę i miotanie się w realizacji siebie. To jest podstawowy aspekt pielgrzymki weryfikujący ogląd otaczającego nas świata i sensu życia. Zmuszony – używam tego określenia świadomie – do przyjęcia warunków całkowicie nie moich, niewygodnych, budzących we mnie gniew i sprzeciw, przyjmuję pokorę. Uczę się pokory, zapierania się siebie. Ostatecznie – muszę zaufać. Uczę się, że to, co nie moje, może być wartościowe i piękne. A potem jest radość!
Gdzie Panowie pielgrzymowali pieszo?
– Dominik: Pielgrzymuję pieszo od 12. roku życia. Moja pierwsza pielgrzymka prowadziła z Gdańska do Częstochowy. Zabrała mnie na nią mama. Był też z nami mój młodszy brat. Spodobało mi się pielgrzymowanie i przez kolejne lata co roku zmierzaliśmy do Pani Jasnogórskiej. W 2004 r. razem z przyjaciółką wyruszyłem na pierwszą w moim życiu pielgrzymkę zagraniczną do Santiago de Compostela. Po śmierci Jana Pawła II w podziękowaniu za pontyfikat razem z dwiema koleżankami ze studiów wyruszyłem do Rzymu. Najdłuższą pielgrzymkę odbyłem w 2007 r. z Gdańska do Jerozolimy. Przez pierwsze dwa miesiące wędrowałem samotnie, w połowie drogi, w stolicy Bułgarii, dołączył do mnie mój młodszy brat i trwał przy mnie do samego końca pielgrzymki. Po obronie pracy magisterskiej w podziękowaniu za wszystkie łaski i szczęśliwie zakończone studia wyruszyłem z Częstochowy do Medjugorje. Pielgrzymowałem z kolegą i chłopcem z domu dziecka. Chciałem się dzielić doświadczeniem pielgrzymowania. W 2008 r. zabrałem czwórkę dzieci z domu dziecka na szlak z León do Santiago de Compostela. Ostatnią z moich pielgrzymek była pielgrzymka z modlitwą o świat cywilizacji miłości z Moskwy do Asyżu.
– Roman: Pierwsza moja pielgrzymka prowadziła z Częstochowy do Krzyża na Giewoncie. Szedłem samotnie po tym, jak załamało się moje dotychczasowe życie. Pragnąłem w drodze odnaleźć odpowiedź na pytanie, czy istnieje dla mnie jakaś przyszłość. Wtedy przyszło nawrócenie. Rok później wyruszyłem z Częstochowy do Rzymu, nie zabierając pieniędzy. W połowie drogi, było to w Alpach, dostałem rower i do celu dojechałem na dwóch kółkach. Potem była wędrówka od Madonny Częstochowskiej do krzyża na najwyższej górze Bieszczadów.
W 2011 r. powędrowałem z Jerozolimy do Asyżu w ramach potrójnej pielgrzymki „Idzie Człowiek”. Tak pielgrzymowanie weszło w moje życie i to wędrowanie z Panem Bogiem trwa nieustannie.
– Wojtek: Moja pierwsza piesza pielgrzymka miała miejsce w 2007 r. – w dniu wyjścia na wolność, była to indywidualna pielgrzymka spod bramy więzienia do sanktuarium maryjnego w Licheniu;
2009 r. – w drugą rocznicę wolności, piesza, indywidualna pielgrzymka z parafii dzieciństwa – chrztu i Pierwszej Komunii świętej, pw. Matki Bożej Ostrobramskiej w Szczecinie, do sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej w Skarżysku-Kamiennej;
2010 r. – w trzecią rocznicę wyjścia na wolność, ze Szczecina do Ostrej Bramy w Wilnie;
2010 r. – szczecińska pielgrzymka diecezjalna na Jasną Górę (ze Świnoujścia);
2010 r. – z sanktuarium Matki Boskiej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie do sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Myśliborzu;
2011 r. – pielgrzymka „Idzie Człowiek”, z Fatimy do Asyżu.
Które z tak licznych wydarzeń pielgrzymkowych najbardziej wpisało się w Panów serca?
– Dominik: Było to podczas pielgrzymki do Jerozolimy w 2007 r. Do końca życia będę pamiętał noc w rumuńskich górach. Zaciszne miejsce, z dala od ludzi, sam w namiocie. Obudziłem się o godz. 3.00 i zobaczyłem błyski. Pomyślałem, że gdzieś w oddali, w górach może być burza. Zaczął kropić deszcz, który z każdą minutą przybierał na sile. Potem grzmoty, błyskawice i wiedziałem, że jestem w samym centrum burzy! Silny wiatr zrywał linki schronienia. Grzmoty były coraz głośniejsze i towarzyszyły im błyski. Ziemia drżała. Wiedziałem, że uderzenia piorunów są niedaleko. Po pierwszej odłamanej gałęzi zdałem sobie sprawę, że jestem w niebezpiecznej sytuacji. Co rusz namiot przeciekał w nowych miejscach. Kłębiły mi się tylko myśli, dokąd uciec. Pierwszy raz w życiu przeżywałem taką burzę! Pomyślałem, że tutaj umrę. Czy Jezus spał? Chwyciłem za różaniec i gorliwie odmawiałem Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Wiatr nie ustawał. Potem powtarzałem już tylko: „Jezu, ufam Tobie”. Najpiękniejsza cisza w moim życiu nastała wraz z trzecim głośnym „Jezu, ufam Tobie”. Rozpłakałem się ze szczęścia.
– Roman: Gdy znad Jordanu szedłem na północ przez historyczną Judeę, w mieście Jerycho, gdzie pod meczetem szukałem pomocy, zabrał mnie do swojego domu pewien Palestyńczyk. Nie miałem pieniędzy ani schronienia, a on dał mi wszystko, czego potrzebowałem. Dał mi też coś więcej – otworzył przede mną swój dom, modliliśmy się razem, każdy po swojemu. Był bardzo pobożnym muzułmaninem. Uczył mnie podstaw arabskiego i mimo słabej znajomości angielskiego tłumaczył mi 99 imion Boga w Koranie. Pierwsze z nich to „Rahman”, czyli Miłosierny. Ucieszyliśmy się, że i w jego, i w mojej religii Miłosierdzie to najważniejszy atrybut Boga. Staliśmy się sobie bardzo bliscy. Tak zaczęła się moja pielgrzymka do Asyżu, na spotkanie przedstawicieli wszystkich religii i wspólną modlitwę o pokój. Ten Palestyńczyk miał na imię Salam, co po arabsku oznacza pokój. Piąte imię Boga.
– Wojtek: Kilkakrotnie zdarzyło mi się, że osoby, które poświęciły swoje życie Bogu, nie potrafiły zrozumieć pielgrzyma wędrującego samotnie. Zawsze były to najistotniejsze w całej drodze katechezy! Obraz mnie samego, bo jakże często tak właśnie sam się zachowuję. Ogromnie ważne lekcje pokory, za które Bogu niech będą dzięki! Ale też, oczywiście, spotkałem się z wieloma gestami zrozumienia i poparcia. Od drobnych – choćby poczęstowanie kawą, po wzorcowe – przyjęcie pod dach rodzinny i serdeczne ugoszczenie przez katolicko-ewangelicką rodzinę w Niemczech. Znamienne było wysłuchanie opowieści ks. Wiktora, wikariusza z parafii Świętego Krzyża w Passo Corese koło Rzymu, o martyrologii chrześcijan na Wołyniu (skąd pochodzi) i terenach ZSRR za czasów komunistycznych. Dobrze jest się dowiedzieć, że moje życiowe porażki, a także dokonania, są bardzo mało istotne wobec nieszczęść i ofiar innych ludzi. Amen!
Dziękuję bardzo za rozmowę oraz za świadectwo wiary i zawierzenia Maryi.
Zapraszamy do pielgrzymowania dookoła świata wszystkich, którzy są gotowi przez co najmniej 5 km (indywidualnie lub w grupie) nieść intencje cywilizacji miłości bł. Jana Pawła II do wybranego kościoła lub jakiegoś miejsca związanego z duchowym dziedzictwem ludzkości.
Poprzez tę pielgrzymkę chcemy uczcić w 2016 r. 30. rocznicę pierwszego spotkania przywódców wszystkich religii w Asyżu. Potrzeba 40 tys. km!
Szczegóły na stronie: www.idzieczlowiek.pl