Może to ten...
– To Marek, ten z kajaków, o którym ci mówiłam – wyjaśniła siostra. Krótkie powitanie, lekki uśmiech… „Może to moja żona?” – pomyślał Marek. „Może to ten jedyny?” – przyszło na myśl Weronice.
– Jedzie, jedzie! – Głośne okrzyki wyrwały ich z zamyślenia. W jednej chwili wszystkie wiosła i transparenty poszły w górę.
– Wujku, wujku…! – wołali, gdy Jan Paweł II przejeżdżał swoim białym papamobilem, błogosławiąc zebranych to po jednej, to po drugiej stronie ulicy. Gdy był już całkiem blisko, jego wzrok spoczął przez chwilę na Weronice i stojącym obok niej Marku.
Po raz kolejny spotkali się po roku, na kajakach. Nie płynęli w tej samej załodze, ale dużo razem spacerowali, rozmawiali. I tak niepostrzeżenie, w otoczeniu pięknej nadniemeńskiej przyrody ich uczucie rozkwitało; jeszcze nieśmiałe, niewypowiedziane, ale w jakiś przedziwny sposób głębokie i trwałe. Zupełnie jak w przypadku rodziców Weroniki, którzy również po-znali się na kajakach. Pół roku później, przed świętami Bożego Narodzenia, Marek się oświadczył – tuż przed Wigilią Weronika powiedziała „tak”. Drugi dzień świąt był szczególnie radosny, gdy obie rodziny spotkały się na uroczystości zaręczyn, a potem zasiadły do stołu i… napisały list.
– Ojcze Święty, przyszedł list z Polski. Nasza mała Weronika zaręczyła się z Markiem Mazurem, bratankiem księdza Piotra, tego, któremu tu, w Rzymie, udzieliłeś święceń kapłańskich.
– A, to tak się sprawy mają – odparł Jan Paweł II, wolno wypowiadając słowa, jakby się nad czymś zastanawiał. – Nie mówiłem Ci, Stasiu? – dodał po chwili. – Coś przeczuwałem, jak zobaczyłem ją w towarzystwie jakiegoś przystojnego młodzieńca wtedy w Krakowie. Mam nadzieję, że się tu pokażą. Daj no papier, to im odpiszę.
Narzeczeni wraz ze swoimi rodzicami przybyli do Rzymu już w lutym. Ojciec Święty znał dobrze Weronikę – jej rodzice byli mu szczególnie bliscy, gdyż uczestniczyli razem w wielu spływach kajakowych, a potem, dokładnie w dniu swojego kardynalskiego ingresu, pobłogosławił ich związek małżeński. Nie znał natomiast rodziny Marka, więc po Mszy świętej w prywatnej kaplicy poprosił, żeby trochę o sobie opowiedzieli. Po krótkiej serdecznej rozmowie młodzi uklęknęli, a Jan Paweł II pobłogosławił ich samych i obrączki, które ze sobą przywieźli. Teraz oboje mieli już pewność, że droga, którą wybrali, jest słuszna. Nie wiedzieli tylko, że już wtedy w Krakowie spoczęło na nich papieskie błogosławieństwo.