Słuchająca Królowa Kalwarii
Jest na Podkarpaciu miejsce zwane: Kalwaria Pacławska, które przez mieszkańców tamtejszych ziem nazywane jest Jasną Górą Podkarpacia oraz Jerozolimą Wschodu. We franciszkańskim kościele, umieszczony został w jednym z ołtarzy cudowny wizerunek Matki Bożej, którą pobożni pielgrzymi nazwali Matką Bożą Kalwaryjską oraz Matką Słuchającą, gdyż na obrazie ma namalowane odkryte ucho. Na samym początku obraz ten był czczony w kościele franciszkanów w Kamieńcu Podolskim. To tam, przed tym wizerunkiem modlili się książę Jarema Wiśniowiecki, hetman Czarnecki, król Jan III Sobieski podążający z odsieczą pod Wiedeń czy król Jan Kazimierz.
Z pojawieniem się owego obrazu na Kalwarii wiąże się legenda, która opowiada, że kiedy Turcy zdobyli Kamieniec Podolski, w kościele franciszkanów zrobili stajnię i poczęli wyrzucać ze świątyni wszystkie sprzęty, ponieważ drażniły niewiernych namalowane lub wyrzeźbione Święte Postacie, do tej złości przyczyniały się także psoty, jakie robił im św. Antoni, który obecny był tam także i w swoim cudownym obrazie. Za jego przyczyną nawet konie tureckie miały unosić się w powietrze. Hali Basza, komendant zdobytej twierdzy, nakazał swojemu wojsku wszystkie święte przedmioty wyrzucić z kościoła, obraz zaś św. Antoniego rozkazał spalić, a wizerunek Madonny wyrzucono ze skarpy do rzeki Samostrycz. Nieopodal rzeki mieszkał Starzec, którego owej nocy ciągle budziły dzikie wycia, hulanki, strzały gwintówek pijanych, triumfujących Turków, które dochodziły z miasta. Kiedy jednak zasnął, ujrzał we śnie piękną postać, jak opowiadał: – To była piękna Pani. W prawej ręce trzymała berło, na lewej zaś spoczywało Dzieciątko, które prawą rączką błogosławiło, a w lewej trzymało kulę ziemską. Pani ubrana była w czerwoną suknię i ciemnozielony płaszcz, Dzieciątko zaś w jasnopopielatą szatę. Na głowie obydwu Postaci były korony wysadzane drogimi kamieniami, spod korony Pani spływały rozpuszczone, złoto-brązowe włosy. Za głową Królowej nieba jaśniała niebiańską jasnością duża aureola. Starzec zauważył, że Pani ma jedno odkryte ucho, dzięki czemu pomyślał, że należy coś Jej powiedzieć. Jednak Postać ubiegła go w tym zamiarze i powiedziała: – Jestem Najświętszą Marią Panną, a to mój Boski Syn. Odnajdź obraz z wizerunkiem, jaki widzisz, leży w Samostryczu, zanieś go do Kalwarii, gdyż tam przez ten mój znak, wielu ludzi otrzyma wiele łask. Starzec nie śmiał już o nic pytać, kiedy się przebudził z wielkim niedowierzaniem poszedł na poszukiwania obrazu. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu znalazł go takim samym wizerunkiem, jaki widział we śnie. Owinąwszy w płótna, począł nieść do Kalwarii. Droga jednak była daleka i musiał zatrzymać się w Samborze na nocleg w zajeździe. – Panie gospodarzu, gdzie mogę schować ten pakunek, aby nikt go nie zniszczył, a co gorsza skradł? – pytał z niepokojem właściciela zajazdu – Schowajcież, go pątniku, do tej skrzyni. Zawsze, przez noc śpi na niej mój syn Maciek, a kiedy on śpi, to żadna siła go z tego miejsca nie ruszy – odpowiedział, śmiejąc się, właściciel zajazdu. Kiedy wszyscy spali, naraz rozległ się wielki trzask i huk. – Matulu, matulu! – wołał przerażony Maciek. – Co się stało? – pytał, w ciemnościach izby, głos gospodyni. – Kiedy spałem, coś mnie uderzyło i zrzuciło ze skrzyni! – krzyczał ze strachem w głosie chłopiec. – Na pewno pacierza nie odmówiłeś i dusza anielska cię upomniała – skarcił chłopca ojciec. – Przeżegnaj się i kładź się spać – powiedzieli zaspani rodzice. Maciek z lękiem uczynił znak krzyża i położył się ponownie na skrzyni. Tej nocy chłopiec jednak jeszcze dwa razy został zrzucony ze swego posłania. Dopiero kiedy spadł za trzecim razem, gospodarz przypomniał sobie o Starcu, który wkładał do skrzyni jakieś zawiniątko podobne swoim kształtem do obrazu. Natychmiast obudzono tajemniczego gościa i kiedy opowiedzieli gospodarze o przygodzie ich syna, Starzec otworzył skrzynię i ku wielkiemu zdziwieniu i zachwyceniu ze skrzyni wydobywała się jasność, która biła z wizerunku Matki Bożej. W tym zachwycie trójka modlących się ludzi nie zauważyła, że zjawisko tak przestraszyło Maćka, że z wielkim krzykiem wybiegł do miasta. Jego krzyk był tak przeraźliwy, że pobudził mieszczan, którzy myśleli, iż to Turcy napadli miasto od strony zajazdu. Wybiegli na ratunek, ale kiedy dotarli do zajazdu, od razu zauważyli, jaki to cud przestraszył chłopca. Po pobożnym uczczeniu Najświętszej Bogarodzicy, prosili Starca, by cudowny wizerunek zostawił w Samborze, niektórzy nawet proponowali pątnikowi sporą sumę pieniędzy. Starzec opowiedział wszystkim o swoim widzeniu i rozkazie, jaki otrzymał od Królowej aniołów. Dopiero po tej opowieści mieszkańcy opamiętali się i przy radosnych, pobożnych śpiewach i modlitwach, odprowadzili Starca z jego skarbem do miejsca, które wskazała mu Matka Boża. W Kalwarii obraz oddał zakonnikom,którzy z radością i uszanowaniem umieścili go w jednym z ołtarzy. Starzec opowiedział Franciszkanom historię wizerunku, jednak nikomu nie powiedział, jak się nazywał i skąd dokładnie pochodził, nie wiadomo też, co się z nim później stało. Niektórzy mówią, że był jeszcze w Kalwarii trzy dni i zniknął, i że może to był sam św. Antoni z kamienieckiego kościoła, pod postacią Starca, który chciał uratować Matkę Bożą i Jej Syna. Do dziś Maryja słucha swoim odkrytym uchem próśb modlących się pielgrzymów, swego czasu także św. Maksymiliana Kolbego oraz jego przyjaciela, sługi Bożego, o. Wenantego Katarzyńca.
Z pojawieniem się owego obrazu na Kalwarii wiąże się legenda, która opowiada, że kiedy Turcy zdobyli Kamieniec Podolski, w kościele franciszkanów zrobili stajnię i poczęli wyrzucać ze świątyni wszystkie sprzęty, ponieważ drażniły niewiernych namalowane lub wyrzeźbione Święte Postacie, do tej złości przyczyniały się także psoty, jakie robił im św. Antoni, który obecny był tam także i w swoim cudownym obrazie. Za jego przyczyną nawet konie tureckie miały unosić się w powietrze. Hali Basza, komendant zdobytej twierdzy, nakazał swojemu wojsku wszystkie święte przedmioty wyrzucić z kościoła, obraz zaś św. Antoniego rozkazał spalić, a wizerunek Madonny wyrzucono ze skarpy do rzeki Samostrycz. Nieopodal rzeki mieszkał Starzec, którego owej nocy ciągle budziły dzikie wycia, hulanki, strzały gwintówek pijanych, triumfujących Turków, które dochodziły z miasta. Kiedy jednak zasnął, ujrzał we śnie piękną postać, jak opowiadał: – To była piękna Pani. W prawej ręce trzymała berło, na lewej zaś spoczywało Dzieciątko, które prawą rączką błogosławiło, a w lewej trzymało kulę ziemską. Pani ubrana była w czerwoną suknię i ciemnozielony płaszcz, Dzieciątko zaś w jasnopopielatą szatę. Na głowie obydwu Postaci były korony wysadzane drogimi kamieniami, spod korony Pani spływały rozpuszczone, złoto-brązowe włosy. Za głową Królowej nieba jaśniała niebiańską jasnością duża aureola. Starzec zauważył, że Pani ma jedno odkryte ucho, dzięki czemu pomyślał, że należy coś Jej powiedzieć. Jednak Postać ubiegła go w tym zamiarze i powiedziała: – Jestem Najświętszą Marią Panną, a to mój Boski Syn. Odnajdź obraz z wizerunkiem, jaki widzisz, leży w Samostryczu, zanieś go do Kalwarii, gdyż tam przez ten mój znak, wielu ludzi otrzyma wiele łask. Starzec nie śmiał już o nic pytać, kiedy się przebudził z wielkim niedowierzaniem poszedł na poszukiwania obrazu. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu znalazł go takim samym wizerunkiem, jaki widział we śnie. Owinąwszy w płótna, począł nieść do Kalwarii. Droga jednak była daleka i musiał zatrzymać się w Samborze na nocleg w zajeździe. – Panie gospodarzu, gdzie mogę schować ten pakunek, aby nikt go nie zniszczył, a co gorsza skradł? – pytał z niepokojem właściciela zajazdu – Schowajcież, go pątniku, do tej skrzyni. Zawsze, przez noc śpi na niej mój syn Maciek, a kiedy on śpi, to żadna siła go z tego miejsca nie ruszy – odpowiedział, śmiejąc się, właściciel zajazdu. Kiedy wszyscy spali, naraz rozległ się wielki trzask i huk. – Matulu, matulu! – wołał przerażony Maciek. – Co się stało? – pytał, w ciemnościach izby, głos gospodyni. – Kiedy spałem, coś mnie uderzyło i zrzuciło ze skrzyni! – krzyczał ze strachem w głosie chłopiec. – Na pewno pacierza nie odmówiłeś i dusza anielska cię upomniała – skarcił chłopca ojciec. – Przeżegnaj się i kładź się spać – powiedzieli zaspani rodzice. Maciek z lękiem uczynił znak krzyża i położył się ponownie na skrzyni. Tej nocy chłopiec jednak jeszcze dwa razy został zrzucony ze swego posłania. Dopiero kiedy spadł za trzecim razem, gospodarz przypomniał sobie o Starcu, który wkładał do skrzyni jakieś zawiniątko podobne swoim kształtem do obrazu. Natychmiast obudzono tajemniczego gościa i kiedy opowiedzieli gospodarze o przygodzie ich syna, Starzec otworzył skrzynię i ku wielkiemu zdziwieniu i zachwyceniu ze skrzyni wydobywała się jasność, która biła z wizerunku Matki Bożej. W tym zachwycie trójka modlących się ludzi nie zauważyła, że zjawisko tak przestraszyło Maćka, że z wielkim krzykiem wybiegł do miasta. Jego krzyk był tak przeraźliwy, że pobudził mieszczan, którzy myśleli, iż to Turcy napadli miasto od strony zajazdu. Wybiegli na ratunek, ale kiedy dotarli do zajazdu, od razu zauważyli, jaki to cud przestraszył chłopca. Po pobożnym uczczeniu Najświętszej Bogarodzicy, prosili Starca, by cudowny wizerunek zostawił w Samborze, niektórzy nawet proponowali pątnikowi sporą sumę pieniędzy. Starzec opowiedział wszystkim o swoim widzeniu i rozkazie, jaki otrzymał od Królowej aniołów. Dopiero po tej opowieści mieszkańcy opamiętali się i przy radosnych, pobożnych śpiewach i modlitwach, odprowadzili Starca z jego skarbem do miejsca, które wskazała mu Matka Boża. W Kalwarii obraz oddał zakonnikom,którzy z radością i uszanowaniem umieścili go w jednym z ołtarzy. Starzec opowiedział Franciszkanom historię wizerunku, jednak nikomu nie powiedział, jak się nazywał i skąd dokładnie pochodził, nie wiadomo też, co się z nim później stało. Niektórzy mówią, że był jeszcze w Kalwarii trzy dni i zniknął, i że może to był sam św. Antoni z kamienieckiego kościoła, pod postacią Starca, który chciał uratować Matkę Bożą i Jej Syna. Do dziś Maryja słucha swoim odkrytym uchem próśb modlących się pielgrzymów, swego czasu także św. Maksymiliana Kolbego oraz jego przyjaciela, sługi Bożego, o. Wenantego Katarzyńca.
O. Rafał Marcia Antoszczuk OFMCONV
Czytelnia: