Nie przegapić Boga
Dziś trudno nam już sobie wyobrazić święta bez komercyjnej otoczki, która wybucha zwykle już na początku listopada, kiedy tylko ze sklepowych półek znikną znicze. Cel handlowców jest prosty: sprzedać jak najwięcej. I trzeba przyznać, że osiągają go z sukcesem – według danych portalu forbes.pl sprzedaż detaliczna w grudniu jest o 20 procent większa od listopadowej. Coraz częściej można jednak spotkać ludzi, którzy mówią NIE wszechobecnej komercji, a w święta starają się przede wszystkim budować relacje z najbliższymi.
Pierniczkotwórcy
Na początek można zacząć od czegoś prostego – choćby pieczenia pierniczków. Marta i Dawid Piotrowscy z Krakowa zrobili z tego prawdziwe świętowanie w gronie rodziny i znajomych. Przez pół dnia wśród śmiechu i rozmów wykrawają, pieką, zdobią i przygotowują słodkości. Potem każdy „pierniczkotwórca” zabiera ze sobą do domu swój przydział, wykorzystując pierniczki nie tylko do jedzenia, ale i do ozdobienia choinki.
Kalendarz adwentowy
Przy odrobinie wysiłku przynajmniej dzieci można uchronić przed handlowym szaleństwem – twierdzą Kasia i Andrzej Różyccy z Rybnika, rodzice 3-letniej Hani,7-letniej Marysi i 11-letniego Krzysia. W ich domu nie ma telewizora, a w przedświątecznych tygodniach starają się nie zabierać pociech do supermarketów. Za to Adwent wykorzystują, aby jak najlepiej przygotować się do świętowania narodzenia Jezusa. Z pomocą przychodzi im… patyk, przywieziony z wakacji nad morzem. Na tym patyku Kasia rozwiesza woreczki z ukrytymi zadaniami i smakołykami do zdobycia – tak powstaje nietypowy kalendarz adwentowy. Zadania mogą być przeróżne – dzieci starają się zrobić komuś dobry uczynek – ale tak, aby zainteresowany o tym nie wiedział! – czytają fragment Pisma Świętego czy odświętnie nakrywają niedzielny stół. Zdarza się, że Marysia i Krzyś mają pościelić sobie nawzajem łóżka czy wyczyścić buty – a te po codziennych wyprawach na roraty bywają mocno ubłocone! Zresztą roraty to nieodłączna część świątecznych przygotowań. Dzieciaki bez problemu wstają o 6.00, a potem idą z mamą ciemnymi uliczkami, rozświetlając sobie drogę lampionami. Samochodem byłoby prościej i szybciej, ale nie o czas tu chodzi – poranny spacer jest dla całej trójki wielkim przeżyciem.
Rozmowy, rozmowy...
Ola i Janusz Kotulscy z niewielkich Rydułtów na Górnym Śląsku są rodzicami czworga dzieci – najstarszy z gromadki właśnie osiągnął pełnoletność, najmłodszy jest przedszkolakiem. Dla nich święta to przede wszystkim czas spędzony na spotkaniach z rodziną. Po wieczerzy przychodzi czas na prezenty – najpierw te tradycyjne, kupione w sklepie. Ale nie one są najbardziej oczekiwanym punktem wieczoru! Od kilku lat w rodzinie Kotulskich furorę robią „vouchery” na wspólne wyjścia jednego z dzieci z rodzicami. – Już samo zastanawianie się, jaka atrakcja najbardziej ucieszy każde z dzieci, to dla nas ogromna radość – opowiada Ola. Najstarszy syn w kopercie może znaleźć na przykład wyjście do restauracji plus kino, nastoletnią córkę ucieszy wyprawa do banku w celu założenia własnego konta, a później kolacja i kino, młodsze dzieci chętnie wybiorą się z rodzicami do parku trampolin czy zabytkowej kopalni – wszystko w zestawie z nieodłącznymi lodami. Co jest najważniejsze w tych prezentach? – Rozmowy, rozmowy… Tylko z jednym dzieckiem, dla którego mamy dużo czasu i nikt inny nie woła zza ucha – mówi Ola. – W ubiegłym roku z czteroletnim wówczas Tobiaszem byliśmy w sali zabaw, w której mogą bawić się też dorośli, brodziliśmy więc w kulkach na czworakach. Ale to była radość! – wspomina z uśmiechem. Co ważne, dzieci mają dużo cierpliwości przy realizacji prezentu i nie pospieszają rodziców. Wiedzą, że na wspólnie spędzony dzień warto poczekać.
Fani orzeszków
Czasami nie trzeba wiele, aby do świąt dodać element scalający rodzinę, i to bez wydawania wielkich pieniędzy. Dominika i Łukasz Czuprysiowie z Radzionkowa są wielkimi fanami… orzeszków pistacjowych. Niestety, ich ulubiona przekąska jest dosyć droga, rzadko więc gości na ich stole, za to świetnie sprawdza się jako świąteczny rarytas. Dla nich to nie tylko smakołyk, na który czekają z utęsknieniem, ale drobiazg, który stał się rodzinnym rytuałem i sprawia, że święta są bardziej „ich”, są niepowtarzalne.
Kalendarz, pierniczkowa impreza, voucher na prezent czy pistacje – te i inne sposoby pomagają wyrwać się z zakupowej karuzeli. A wszystko to w jednym celu – aby nie zapomnieć, że sensem tych świąt jest Bóg przychodzący do człowieka. A zza stosu sprawunków można Go nie zauważyć…
Zrób to sam
Pomysł na własnoręcznie przygotowany prezent, który nie wymaga wielkich zdolności artystycznych!
Słoik dobrych słów
Do jego wykonania potrzebować będziemy ozdobnego słoika (który można dodatkowo udekorować rafią, wstążką czy małymi bombkami) oraz wielu małych karteczek – co najmniej 30, aby starczyło na każdy dzień miesiąca. Na tych karteczkach piszemy… i tu pomysły mogą być przeróżne. Świetnie sprawdzają się wersety z Pisma Świętego lub myśli świętych. Pasjonatę gór na pewno ucieszą myśli wielkich ludzi o górach, a młodą mamę – słowa o macierzyństwie. Ale można też postarać się, aby prezent nabrał unikalnego, osobistego charakteru i na kartkach napisać, za co jesteśmy wdzięczni obdarowanej osobie. A może dla współmałżonka każdą karteczkę rozpocząć od słów: „Kocham w Tobie…”? Taki prezent na pewno ucieszy bardziej niż kolejny gadżet ze sklepu, a dobre słowa wyciągane ze słoika