Wybaczyliśmy sobie
Jesteśmy małżeństwem już od kilku lat, a świadomymi rodzicami naszej córeczki Oleńki dopiero od półtora roku. Darem rodzicielstwa zostaliśmy obdarzeni już wcześniej, ale w nasze życie wkradł się śmiertelny grzech – aborcja.
Początkowo uważaliśmy, że była to jedyna i słuszna decyzja, że tak będzie najlepiej dla nas i naszej rodziny. Myliliśmy się i to bardzo. Grzech aborcji był początkiem wszystkiego, co złe, smutne i degradujące nasze życie: nas samych, małżeństwo, relacje z rodziną. Ale Bóg jest miłosierny. Jego łaska sprawiła, że wróciliśmy do wspólnoty Kościoła, i dała nam siły, aby przebaczyć innym, a także – co trudniejsze – sobie nawzajem.
Konsekwencje aborcji dawały o sobie znać już od samego początku. Najbardziej bolesnym doświadczeniem były nasze relacje małżeńskie. Wzajemne obwinianie stało się naszym życiowym mottem, a zdobycie się na przebaczenie – szczytem górskim, niemożliwym do osiągnięcia. Każdego dnia degradacja naszego małżeństwa przybierała coraz bardziej radykalne formy. Należało więc coś zrobić, aby ratować się z tego bagna; by ocalić naszą poranioną, pełną bólu i zwątpienia rodzinę, a przede wszystkim, by znów móc spojrzeć na siebie z miłością. Zaczęliśmy działać, mając świadomość, że bez pomocy wybaczającego Boga nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Możliwość przyjrzenia się sobie z nowej perspektywy dało nam zaangażowanie się w tworzenie filmu Syndrom*. Staliśmy się orędownikami życia i to bardzo nas do siebie zbliżyło. Ten sam cel, wspólne bolesne doświadczenie i dar nowego życia, którym obdarował nas Bóg, wyprostowały drogę prowadzącą do przebaczenia. Zaczęliśmy znowu patrzeć na siebie z miłością; uczyliśmy się żyć w nowej rzeczywistości – bez zadawania sobie ran, wypominania. Przede wszystkim jednak zawierzyliśmy Panu, wiedząc, że po ludzku tej drogi nie jesteśmy w stanie przejść.
I choć konsekwencje aborcji pozostaną w nas do końca naszych dni, to obecność Boga, ofiarowanie Mu swojego życia pozwalają nam budować rodzinę na nowym fundamencie i stawać się gorliwymi obrońcami życia. To jest prawdziwy cud, którego nie osiągnęlibyśmy bez łaski wybaczenia sobie.
Dzisiaj jesteśmy szczęśliwi i spokojni o swoją przyszłość, bo zawierzyliśmy ją Panu Bogu.
Konsekwencje aborcji dawały o sobie znać już od samego początku. Najbardziej bolesnym doświadczeniem były nasze relacje małżeńskie. Wzajemne obwinianie stało się naszym życiowym mottem, a zdobycie się na przebaczenie – szczytem górskim, niemożliwym do osiągnięcia. Każdego dnia degradacja naszego małżeństwa przybierała coraz bardziej radykalne formy. Należało więc coś zrobić, aby ratować się z tego bagna; by ocalić naszą poranioną, pełną bólu i zwątpienia rodzinę, a przede wszystkim, by znów móc spojrzeć na siebie z miłością. Zaczęliśmy działać, mając świadomość, że bez pomocy wybaczającego Boga nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Możliwość przyjrzenia się sobie z nowej perspektywy dało nam zaangażowanie się w tworzenie filmu Syndrom*. Staliśmy się orędownikami życia i to bardzo nas do siebie zbliżyło. Ten sam cel, wspólne bolesne doświadczenie i dar nowego życia, którym obdarował nas Bóg, wyprostowały drogę prowadzącą do przebaczenia. Zaczęliśmy znowu patrzeć na siebie z miłością; uczyliśmy się żyć w nowej rzeczywistości – bez zadawania sobie ran, wypominania. Przede wszystkim jednak zawierzyliśmy Panu, wiedząc, że po ludzku tej drogi nie jesteśmy w stanie przejść.
I choć konsekwencje aborcji pozostaną w nas do końca naszych dni, to obecność Boga, ofiarowanie Mu swojego życia pozwalają nam budować rodzinę na nowym fundamencie i stawać się gorliwymi obrońcami życia. To jest prawdziwy cud, którego nie osiągnęlibyśmy bez łaski wybaczenia sobie.
Dzisiaj jesteśmy szczęśliwi i spokojni o swoją przyszłość, bo zawierzyliśmy ją Panu Bogu.
Tomek i Lidka
Czytelnia: