Szczepionki z zabitych dzieci
Życie za życie
Pierwszą „ofiarą” była szwedzka dziewczynka, którą zabito w 3. miesiącu życia od poczęcia. Materiał komórkowy, pobrany z jej płuc zaraz po dokonaniu aborcji, został wykorzystany do stworzenia linii komórek WI-38, dzięki której do dziś hoduje się specjalnie osłabione wirusy wykorzystywane do szczepień. Druga linia komórek, nosząca nazwę MRC-5, została uzyskana w 1964 r. z ciała angielskiego chłopca, którego matka poddała się zabiegowi aborcji w 14. tygodniu życia dziecka. Linie WI-38 i MRC-5 obecnie znajdują się w Światowym Banku Komórek, skąd dostępne są dla koncernów farmaceutycznych produkujących szczepionki. W Polsce wykorzystuje się je m.in. do potrójnie skojarzonej szczepionki przeciwko odrze, różyczce i śwince, stosowanej w 13. miesiącu i 10. roku życia dziecka.
Nienarodzone dzieci były w idealnym stanie zdrowotnym, gdyż rodzice dzieci zostali dokładnie przebadani, aby nie powtórzyć błędu, jaki został popełniony poprzednim razem. Okazało się bowiem, że linie komórkowe, stosowane do tej pory jako pożywki, były skażone komórkami rakowymi. Dlatego też zabieg aborcji musiał odbyć się w bardzo sterylnych warunkach, aby komórki były bezpieczne i co najważniejsze – użyteczne. Aby do tego doszło, materiał komórkowy pobierany był jeszcze wtedy, gdy wszystkie jego funkcje życiowe były zachowane, czyli w trakcie aborcji lub chwilę po. Tylko tak pobrane komórki – z zabitej nienarodzonej dziewczynki – mogły dalej rozmnażać się w laboratorium. W takim przypadku trudno mówić o jakimkolwiek przypadku. Znając realia tamtych czasów możemy sądzić, iż matkę „odpowiedniego” dawcy przekonywano argumentem, że dzięki niej uratowanych zostanie wiele istnień ludzkich.
Etyczna alternatywa
Obecnie na świecie, również w Polsce, istnieją szczepionki uzyskane w sposób etyczny. Są to szczepionki, do których w żadnym etapie ich tworzenia nie użyto tkanek z ciał abortowanych dzieci. Niestety, jedynym obowiązkowym szczepieniem, dla którego brak etycznej alternatywy, jest szczepienie przeciw różyczce. Najdziwniejsze jest to, że w 1964 r. istniały dwie etyczne szczepionki przeciw różyczce, które do dziś posiadają aktualną licencję. Do produkcji tych szczepionek użyto wirusa, który został pobrany od chorego dziecka, a nie od zabitego płodu, a następnie został wyhodowany na niebudzącej zastrzeżeń etycznych pożywce. Dlaczego amerykańscy naukowcy, mając taką alternatywę, nadal chcą używać tkanek płodu ludzkiego? Może to być spowodowane tym, że społeczeństwo, akceptując używanie szczepionek niegodziwego pochodzenia, daje im zielone światło do dalszego uprzedmiotowiania człowieka oraz do badań na komórkach macierzystych pochodzących z ludzkich embrionów.
Obowiązek rodzica
Stolica Apostolska w 2008 r. wydała dokument, w którym jednoznacznie stwierdza: (…)Tak więc na przykład zagrożenie życia dziecka może upoważnić rodziców do zastosowania szczepionki wyprodukowanej przy użyciu linii komórkowych niegodziwego pochodzenia, niemniej jednak pozostaje obowiązkiem wszystkich, by wyrazić swój sprzeciw i zażądać od osób odpowiedzialnych za systemy opieki zdrowotnej, by dostępne były inne rodzaje szczepionek (Instrukcja Dignitis personae, p. 35). Dlatego każdy rodzic ma moralny obowiązek domagać się etycznych szczepionek dla swoich dzieci.
Rodzice powinni być poinformowani o możliwości wyboru między szczepionką etyczną a nieetyczną. Niestety, firmom farmaceutycznym informowanie społeczeństwa o alternatywnych szczepionkach po prostu nie opłaca. Jak piszą autorzy raportu Children of God for Life – jak długo przemysł farmaceutyczny będzie odnosił korzyści finansowe z publicznej akceptacji szczepionek niegodziwego pochodzenia, sytuacja będzie się tylko pogarszać. Historia już to udowodniła.