Poznaj siebie

Aby odnaleźć siebie zacznij od twoich kompleksów.
     Spotykam często ludzi lubiących się wyróżniać ubiorem, wyglądem, zachowaniem, poglądami. Przy bliższym poznaniu, okazuje się, że ci, wyglądający osobliwie na zewnątrz, dziwacy to najnormalniejsi ludzie pod słońcem. Po co więc im ekstrawagancka fryzura, tatuaż i osobliwy strój? Obok nich żyją ludzie, którzy najchętniej woleliby w ogóle się nie pokazywać, nie wypowiadać, pozostać niezauważonymi. Ci również w bliższym kontakcie są całkiem zwyczajni. Choć często nie podnoszą oczu, by spojrzeć z odwagą na rozmówcę, wypowiadają własne zdanie, mają poczucie humoru. Często i jedni i drudzy przyjmują w życiu opisane postawy z powodu kompleksów, z którymi sobie nie radzą. Ale czy tak zwani normalni ludzie nie mają kompleksów? A jeżeli tak, to czy ich ukrywanie jest zdrowe?
     Każdy musi prędzej czy później zmierzyć się z własnymi słabościami i kompleksami. Ta konfrontacja jest często bolesna i powoduje niskie poczucie własnej wartości. Taka sytuacja pociąga za sobą zachowania, które najczęściej maskują lub oddalają problem, rzadko go rozwiązują. Radzenie sobie z własnymi słabościami jest trudną umiejętnością. Zbyt często bywa ona zapominana lub zaniedbywana na drodze rozwoju młodego człowieka.
     Najtrudniejszym momentem przezwyciężania kompleksów jest dojrzałe spojrzenie we własne wnętrze. Wymaga ono czasu, skupienia, a przede wszystkim szczerości. Następuje prawdziwe odsłonięcie słabości, ale jednocześnie prezentacja mocnych stron (w każdym człowieku są strony mocne – ewangeliczne talenty). Świadomość własnej wartości pomaga człowiekowi w walce ze słabościami i uczy go rozwijania talentów. Człowiek świadomy swych zalet, bez fałszywej skromności, czerpie z zasobów umiejętności, którymi został obdarzony; odczuwa wdzięczność za nie i cieszy się z tego, że może nimi ubogacać innych. Patrzenie na własne wnętrze w prawdzie zapobiega też wpadnięciu w pułapkę chełpliwości i narcyzmu. Wybujałe poczucie własnej wartości może prowadzić do zaprzeczania swym słabościom, co w efekcie przyniesie błędny obraz siebie i innych; doprowadzi do oskarżania za niepowodzenia wszystkich dookoła, przy jednoczesnym przypisywaniu sobie cudzych zasług.
     Kolejnym etapem jest zaakceptowanie własnej osoby, które jest początkiem zmiany na lepsze. Najczęściej nie jesteśmy w stanie samodzielnie przyjąć prawdy o sobie, bo nasze słabości są zbyt trudne do pokonania. Z pomocą przychodzi Chrystus, który na drodze krzyżowej mimo upadku podnosi się i idzie dalej oraz słowa Pisma Świętego, by chlubić się z własnych słabości (2 Kor 12,9). Tylko człowiek pokorny, nie polegający jedynie na sobie, będzie w stanie otworzyć się na działanie Pana Boga i prawdziwie modlić się. Nie zaprzeczając fałszywie swoim słabościom będzie je traktował jako zadanie; niepowodzenia nie będą dla niego powodem do załamywania się, lecz okazją hartowania charakteru. Taki człowiek będzie wiedział, że nie jest sam.
     Człowiek znający i prawdziwie akceptujący swoje zalety i wady odczuwa wewnętrzny pokój, jest zrównoważony. Takiego człowieka nic nie jest w stanie doprowadzić do rozpaczy, stanu beznadziejności, skrajnego załamania i poddania się. Z drugiej strony sukcesy nie uderzają mu do głowy, nie są dla niego powodem do wynoszenia się nad innych.
     Odnalezienie prawdy o sobie i wewnętrzny pokój umożliwiają pokochanie siebie. Człowiek niezdolny do samoakceptacji i pokochania siebie nie będzie potrafił pokochać innych. Miłość pełna jest przebaczenia i pokory. Jeżeli brak człowiekowi takiej postawy względem własnych wad, jak poradzi sobie ze słabościami innych? W momencie próby zabraknie mu sił, żeby kochać.
Andrzej Grudzień
www.espe.pl - kwartalnik katolicki
Czytelnia: