A gdy przyszedł Dawid do ziemi - macierzy swej
Przypomnę wpierw. Tum snuł się, tum pojął zadumę
słowiańskich dębów, brzezin. Tu pieśń moja pierwsza,
jako łan obrodziła, żem poczuł się tumem,
w którym rozpalić trza, trza rozpłomienić ogień –
Wśród twoich ścieżyn kwietnych biegałem jak pasterze,
ziemio moja rodzima – i łączyłem z Bogiem
drożyny twe pagórne, i pleniłem chwasty,
i umiatałem szlaki jasne Idącemu.
Z ciebie jest wiosna tęsknot, wiosenne przeczucie
i chęć, żeby w objęcia wysokiemu Niebu
rzucić ciało swe młode – od małości uciec - -
O ziemio, moja ziemio! Tyś mi dziesięcinę
obrodziła najpierwszą pieśnią i młodością,
twoim chlebem się sycił, napawałem winem,
aż oto mi tęsknoty wiatr jesienny rozciął,
jakby jednym zamachem, jednym ciosem miecza,
poobalał posągi, widzenia pokruszył,-
i kazał mi się z pieśnią, z tęsknotą mą sprzeczać
i potargał cięciwę piętej pieśnią kuszy - -
- Tedy ci powiem, ziemio, rodzima dziedzino –
Nie słuchaj, co ci mówią przechodnie, co ludzie –
Ja ci rzekę rzecz moją, ja wiem ją skądinąd,
a ty, o ziemio-matko, posłuchania udziel:
- Poram się z pieśnią, matko. Ciągle mię obala
ten wicher, co od świata przychodzi, ten zalew,
co idzie jak stu końmi rozpętana fala,
a ja falę mą pragnę nad te wynieść fale.
- Tum się nauczył, matko, odmiennej nauki,
stąd-em wysnuł tajnicę słowiańską, tum odkrył
tę prawdę, którą twoje wyszumiały buki,
tu melodią łaskawą Pan mej duszy dotknął.
I jam się też rozszumiał – buk między bukami,
tako mi święte stało pasterskie śpiewanie,
żem zamarzył – syn Piastów – izraelski Dawid,
by mi na czoło Pańskie zeszło pomazanie…
- Widzisz, matko, trza wielkie odrzwia gdzieś wyłamać,
a okute, a mocne trza rozłamać dźwirze –
ku Jasności. Trza co dzień w dębinowych chramach
pragnąć i czuć, jak pieśń się nam na struny niże.
A chramy trza zbudować samemu. Młodością,
duszą, wiesz, matko – duszą świętą i anielską.
Z niej się buduje ten tęskniony kościół,
z niej, co jest czysta, niewinna jak dziecko –
z niej. Matko moja, oto ci wyznam
budowę mą i tęsknot ci odkrywam wieko
i co się wali na mnie, ten słowiański nawał
i ból. Wiem już, matko, wiem, ty mówisz – nie kończ –
- Nie kończę, matko moja. Ino się przytulę
do wiosennych dni trocha, do wspomnień, do wspomnień,
do twych piersi matczynych, a czule, a czule -
- i żeście znów są bliscy, bliziutcy, koło mnie.