Z Dzienniczka św. Faustyny (13)
(Dz 128-129)
***
Jednak zaczęłam się trochę opuszczać. Nie zwracałam uwagi na te wewnętrzne natchnienia. Starałam się być rozproszona. Jednak pomimo gwaru i rozproszenia, widziałam, co się w duszy mojej działo. Mowa Boża wymowna jest i nic jej zagłuszyć nie może. Zaczęłam unikać spotkania się z Panem we własnej duszy, bo nie chciałam być ofiarą złudzenia. Jednak Pan mnie niejako ściga swymi darami i naprawdę, na przemian doznawałam męki i radości. O różnych widzeniach i łaskach tutaj nie wspominam, które w tym czasie Bóg mi udzielił, bo mam to na innym miejscu zanotowane, ale wspomnę to, że już doszły te różne cierpienia do szczytu i postanowiłam sobie, przed ślubami wieczystymi już skończyć z tymi wątpliwościami. Przez czas cały probacji modliłam się o światło dla kapłana, przed którym miałam się odsłonić – całą dusze na wskroś. I prosiłam Boga, aby mi On Sam w tym dopomógł i dał mi łaskę, abym mogła wypowiedzieć najtajniejsze rzeczy, jakie są pomiędzy mną, a Panem, i był tak usposobiona, że jakkolwiek ten kapłan zadecyduje, to będę uważać, jakoby Samego Jezusa. Mniejsza o to, co za sąd na mnie wyda, ja tylko pragnę prawdy i stanowczej odpowiedzi na pewne pytania. Zdana jestem zupełnie na Boga i dusza moja pragnie prawdy. Już dłużej nie mogę żyć w wątpliwościach, chociaż w duszy miałam tak wielka pewność, że rzeczy te od Boga pochodzą, że oddałabym za nie życie, ale jednak ponadto wszystko, przełożyłam zdanie spowiednika i postanowiłam sobie tak postępować, jak on uzna i udzieli mi wskazówek. Te chwilę widzę, która zadecyduje jak mam postępować przez całe życie. Wiem, że od niej będzie zależeć wszystko. Mniejsza o to, czy mi powie zgodnie z moimi natchnieniami, czy też całkiem przeciwnie, już to mnie nie obchodzi. Ja pragnę poznać prawdę i za nią iść.
Jezu, Ty możesz mnie wspomóc. I już od tej chwili zaczęłam. – Taję wszystkie łaski w duszy i czekam na tego, którego mi Pan przyśle. Nie wątpiąc nic w sercu swoim, jakaś odwaga weszła w duszę moją.
(Dz 130-131)
***
Muszę jeszcze wspomnieć, że są niektórzy spowiednicy, że dopomagają duszy i są, którzy się zdawać mogło ojcami duchownymi, ale dotąd, jak wszystko idzie dobrze, a jak dusza znajdzie się w większych potrzebach, wtenczas są jakby bezradni i nie mogą, czy też nie chcą duszy zrozumieć. Starają się jak najprędzej ją pozbyć, ale jeżeli dusza jest pokorna, to choć trochę zawsze korzysta. Bóg Sam nieraz rzuci snop światła w głąb duszy, za jej pokorę i wiarę. Powie nieraz spowiednik to, co wcale powiedzieć nie zamierzał i sam nie zdaje sobie z tego sprawy. O, niechaj dusza wierzy, że są to słowa Samego Pana, chociaż musimy wierzyć, że każde słowom w konfesjonale jest Boże, ale to, co wspomniałam wyżej, jest coś wprost od Boga. I dusza to czuje, że kapłan nie jest od siebie zależny – mówi to, co nie chciał wypowiedzieć. Otóż tak Bóg nagradza wiarę. Odczulam to po wiele razy na sobie. Pewien kapłan bardzo uczony i wielce podważany – czasami wypadło mi iść do niego do spowiedzi – zawsze był surowy i sprzeciwiał mi się w tych rzeczach, ale raz odpowiedział mi: wiedz Siostro, że jeżeli Bóg żąda, abyś tego dokonała, więc nie trzeba się sprzeciwiać. Bóg chce czasami właśnie w ten sposób być chwalonym. Bądź spokojna, jak Bóg zaczął – to Bóg dokończy, ale mówię ci, wierność Boga i poora, jeszcze raz pokora. Zapamiętaj to sobie, co ci dziś powiedziałem. Ucieszyłam się i pomyślałam, że może mnie ten kapłan zrozumiał. Jednak okoliczności tak się złożyły, że już więcej się u niego nie spowiadałam.
(Dz 132)
***
O mój Jezu, wiele mi dałeś w tym krótkim życiu doświadczeń, wiele rzeczy zrozumiałam, nawet takich, że teraz się dziwię. O, jak dobrze zdać się we wszystkim na Boga i pozwolić Bogu w całej pełni działać w duszy.
(Dz 134)
***
W czasie trzeciej próbacji Pan dał mi poznać, żebym Mu się ofiarowała, aby mógł czynić ze mną to, co Mu się podoba. Mam zawsze stawać przed Nim, jako ofiara. Zlękłam się w pierwszej chwili czując się nędza bezdenną i znając dobrze siebie. Odpowiedziałam Pan jeszcze raz: - jestem nędzą samą, jak mogę być zakładniczką? Dziś tego nie rozumiesz. Jutro dam ci poznać w czasie adoracji. Serce mi drżało i dusza. Słowa mi tak głęboko utkwiły w duszy. Mowa Boża żywa jest. Kiedy przyszłam na adorację, odczuwałam w duszy, że weszłam do świątnicy Boga Żywego, którego Majestat wielki i niepojęty. I dal mi Pan poznać, czym są nawet najczystsze duchy wobec Niego. Chociaż na zewnątrz nic nie widziałam, obecność Boża przenikała mnie na wskroś. W tej chwili dziwnie mój umysł został oświecony. Przesunęła się przed oczyma mej duszy wizja, jak u Pana Jezusa w Ogrójcu. Najpierw cierpienia fizyczne i wszystkie okoliczności, które je powiększą: cierpienia duchowe w całej rozciągłości i te, o których nikt wiedzieć nie będzie. W tę wizję wchodzi wszystko: posądzanie niewinne, odebranie dobrej sławy. Napisałam to w streszczeniu, ale to poznanie było tak jasne, ze to, co później przeżywałam, nic się nie różniło od chwili kiedy poznałam. Imię moje ma być „ofiara”. Kiedy skończyła się wizja, zimny pot spłynął mi po czole. Jezus dal mi poznać, że chociaż się nie zgodzę na to, to jednak mogę się zbawić i łask, których mi udziela, nie zmniejszy i nadal będzie w takiej samej poufałości ze mną, tak, że chociaż się nie zgodzę na tę ofiarę, to nie zmniejszy przez to hojność Boża. I dal mi Pan poznać, że cała tajemnica ode mnie zleży, od mojego dobrowolnego zgodzenia się na tę ofiarę z całą świadomością umysłu. W tym akcie dobrowolnym i świadomym, jest cala moc i wartość przed Jego Majestatem. Chociażby mnie nic z tego na com się ofiarowała nie dosięgło, jednak przed Panem jest jakby już wszystko dokonane. W tym momencie poznałam, że wchodzę w łączność z Majestatem Niepojętym. Czuje, ze Bóg czeka na moje słowo, na moja zgodę. Wtem, duch mój pogrążył się w Panu i rzekłam: czyń ze mną, co ci się podoba, poddaje się woli Twojej. Wola Twoja św. od dziś jest mi pokarmem. Wierna będę żądaniom Twoim, przy pomocy Twojej łaski. Czyń ze mną co Ci się podoba. Błagam Cię, o Panie, bądź ze mną w każdym momencie życia mojego.
(Dz 135-136)