Orzeszek
Tego ranka, u stóp drzewa spadł ładny, duży orzech. Przez pewien czas leżał sobie ukryty pośród traw, ale potem skorupka pękła i wyszedł z niej, wesoło podskakując, mały chłopczyk.
Jak pięknie było czuć się wolnym! Dziecko zaczęło turlać się i skakać pośród kwiatów, ale robiąc setnego koziołka usłyszało, jak mały kamyczek powiedział do niego:
- Weź mnie ze sobą!
Malec schylił się, wziął kamyk i włożył go sobie do kieszonki.
- Jak się nazywasz? - spytał kamyczek wychylając się z tego dziwnego «domku» z materiału.
- Nazywam się Orzeszek, a ty?
- Nie wiem, nazwij mnie, jak chcesz.
- Nazwę ciebie Białaskiem, gdyż jesteś gładki, ładny i biały, wydajesz się prawie przezroczysty.
- Skąd przychodzisz, Orzeszku?
- Nie pamiętam. Wiem jedynie, że zrzucono mnie z pojazdu kosmicznego. Pobawimy się teraz?
Orzeszek i Białasek bawili się razem przez cały dzień. W nocy Orzeszek odpoczywał w swej skorupce od orzecha, wymoszczonej dużym liściem w kształcie serca, a Białasek był jego poduszką.
Promień słońca, przenikając przez gałęzie jałowca, dotknął Białaska, który, odbijając światło, obudził swego nowego pana.
- O! To już dzień: co możemy dziś zrobić, aby się zabawić? - spytał Orzeszek, przeciągając się i otwierając buzię w długim ziewnięciu.
- Znam ogromną grotę, piękną jak pałac królewski.
- Tego mi nie wmawiaj. Wszystkie groty są ciemne i wzbudzają lęk. Tam, gdzie ja mieszkałem, dzieciom nie wolno było wchodzić, gdyż dorośli umieszczali w nich statki kosmiczne.
- Tu, na ziemi jest inaczej. Czy chcesz zobaczyć nasze groty? A może się boisz?
- Ja się boję? Chodźmy! Idę z tobą.
Białasek zaczął toczyć się ku wielkiej nizinie i po wielu godzinach wędrówki wreszcie dotarli na miejsce.
- Zatrzymajmy się. Doszliśmy.
- Ale ja nic nie widzę!
- Odchyl ten krzak o czerwonych jagodach. Co widzisz?
- Jest tam ogromna i bardzo głęboka dziura.
- Uważaj, gdzie stawiasz nogi, staraj się schodzić powoli.
Przez pewien czas słońce towarzyszyło im, potem żaden promień jego światła nie mógł kontynuować podróży i otoczyły ich ogromne ciemności.
Na szczęście Białasek świecił w ciemności i dzięki temu zejście było łatwiejsze niż się spodziewali.
- Widzę dziwne, różowe światło, tam, w głębi.
- Pochodzi z groty. No, dalej, jeszcze kilka kroków i będziemy na miejscu!
Gdy tam dotarli, Orzeszek zawołał:
- Co za wspaniałość! Wydaje się bajkowym miastem! Skały, wymywane przez wodę przed bardzo wielu laty, nabrały kształtów obelisków, piramid i kolumn.
Niektóre kolumny wznosiły się z dołu ku górze, inne schodziły z góry, jeszcze inne zdążyły się połączyć, tworząc jedną całość. Orzeszek dotknął cudownie gładkiego kamienia, prawie że przezroczystego, trochę zimnego i śliskiego.
- Popatrz Białasku, tu na ziemi jest jakiś ślad, staraj się poświecić mi, jak możesz najbardziej.
Białasek natężył się najbardziej, jak mógł... i zobaczyli ślad ludzkiej stopy, a dokładnie mówiąc ślad pary drewniaków.
- Do kogo należą?
W tym momencie coś przefrunęło nad ich głowami. Były to dwa brązowe nietoperze, trochę niezadowolone z zakłócenia ich snów.
- Popatrz na tę ścianę, ile ich tam się zebrało!
- Ale dziwne, śpią wszystkie z główką w dół
- zaobserwował zupełnie nie przerażony Orzeszek.
- Pssst, zostawmy je w spokoju i kontynuujmy nasze zwiedzanie.
- Widzę jeszcze jeden ślad, a tam drugi, skierowują się ku urwisku - dodał Białasek.
Po przejściu wąskich korytarzy, które co pewien czas rozszerzały się w szerokie sale, aby zaraz znów się zwężyć, dotarli do głębokiej rozpadliny. Byłoby strasznie wpaść tam do środka... Orzeszek potknął się o dwa drewniaki i trochę dalej zobaczył leżącego mężczyznę, którego nogi zwisały nad przepaścią.
- Szybko, musimy coś zrobić, wydaje się, że ten mężczyzna zemdlał. Gdy oprzytomnieje, może spaść.
- Pobiegnę po nietoperze, jestem pewien, że nam pomogą.
Białasek po chwili był już z powrotem w ich towarzystwie. Nietoperzom i Białaskowi udało się wspólnie uratować mężczyznę, przesuwając go z wielkim mozołem. Co za trud! Dzięki nietoperzom ranny został uratowany. W różowej grocie wszyscy teraz mogli odpocząć.
- Przychodzi do siebie - powiedział cicho Białasek.
- Kto mnie uratował?
- My.
- Wy? Ale ty jesteś tylko malutkim dzieckiem!
- Nie jestem sam. Ja z moim przyjacielem Białaskiem, tym białym kamykiem, którego widzisz i nietoperzami, pomogliśmy ci. Jak się nazywasz?
- Na imię mi Achilles.
- Dlaczego tu jesteś?
- Ponieważ badam kamienie.
- A więc i ty kochasz kamienie?
- Naturalnie, interesuję się nimi. Obserwuję je, tnę, poleruję, i w ten sposób odkrywam ich tajemnice, i ich wiek. Wiesz, one opowiadają mi tyle historii!
szczęśliwy, mogąc spędzać z tobą dni.
- Czy mogę na zawsze zostać z tobą? Podoba mi się twoja praca.
- Musisz zapytać się swych rodziców. Jeżeli pozwolą ci pójść czasami ze mną, będę - Ale ja nie mam rodziców. Jestem sam na ziemi. Zostałem zrzucony na drzewo w skorupce od orzecha z wielkiego statku kosmicznego. Nazywam się Orzeszek.
Pan Achilles spojrzał na niego, bardzo zdziwiony. Mała buzia Orzeszka była szczera. Nie mógł zostawić go samego. Dzięki śladom pary skromnych drewniaków i przyjaźni z białym kamyczkiem, Orzeszek znalazł tatusia i przyjaciela.
Jak pięknie było czuć się wolnym! Dziecko zaczęło turlać się i skakać pośród kwiatów, ale robiąc setnego koziołka usłyszało, jak mały kamyczek powiedział do niego:
- Weź mnie ze sobą!
Malec schylił się, wziął kamyk i włożył go sobie do kieszonki.
- Jak się nazywasz? - spytał kamyczek wychylając się z tego dziwnego «domku» z materiału.
- Nazywam się Orzeszek, a ty?
- Nie wiem, nazwij mnie, jak chcesz.
- Nazwę ciebie Białaskiem, gdyż jesteś gładki, ładny i biały, wydajesz się prawie przezroczysty.
- Skąd przychodzisz, Orzeszku?
- Nie pamiętam. Wiem jedynie, że zrzucono mnie z pojazdu kosmicznego. Pobawimy się teraz?
Orzeszek i Białasek bawili się razem przez cały dzień. W nocy Orzeszek odpoczywał w swej skorupce od orzecha, wymoszczonej dużym liściem w kształcie serca, a Białasek był jego poduszką.
Promień słońca, przenikając przez gałęzie jałowca, dotknął Białaska, który, odbijając światło, obudził swego nowego pana.
- O! To już dzień: co możemy dziś zrobić, aby się zabawić? - spytał Orzeszek, przeciągając się i otwierając buzię w długim ziewnięciu.
- Znam ogromną grotę, piękną jak pałac królewski.
- Tego mi nie wmawiaj. Wszystkie groty są ciemne i wzbudzają lęk. Tam, gdzie ja mieszkałem, dzieciom nie wolno było wchodzić, gdyż dorośli umieszczali w nich statki kosmiczne.
- Tu, na ziemi jest inaczej. Czy chcesz zobaczyć nasze groty? A może się boisz?
- Ja się boję? Chodźmy! Idę z tobą.
Białasek zaczął toczyć się ku wielkiej nizinie i po wielu godzinach wędrówki wreszcie dotarli na miejsce.
- Zatrzymajmy się. Doszliśmy.
- Ale ja nic nie widzę!
- Odchyl ten krzak o czerwonych jagodach. Co widzisz?
- Jest tam ogromna i bardzo głęboka dziura.
- Uważaj, gdzie stawiasz nogi, staraj się schodzić powoli.
Przez pewien czas słońce towarzyszyło im, potem żaden promień jego światła nie mógł kontynuować podróży i otoczyły ich ogromne ciemności.
Na szczęście Białasek świecił w ciemności i dzięki temu zejście było łatwiejsze niż się spodziewali.
- Widzę dziwne, różowe światło, tam, w głębi.
- Pochodzi z groty. No, dalej, jeszcze kilka kroków i będziemy na miejscu!
Gdy tam dotarli, Orzeszek zawołał:
- Co za wspaniałość! Wydaje się bajkowym miastem! Skały, wymywane przez wodę przed bardzo wielu laty, nabrały kształtów obelisków, piramid i kolumn.
Niektóre kolumny wznosiły się z dołu ku górze, inne schodziły z góry, jeszcze inne zdążyły się połączyć, tworząc jedną całość. Orzeszek dotknął cudownie gładkiego kamienia, prawie że przezroczystego, trochę zimnego i śliskiego.
- Popatrz Białasku, tu na ziemi jest jakiś ślad, staraj się poświecić mi, jak możesz najbardziej.
Białasek natężył się najbardziej, jak mógł... i zobaczyli ślad ludzkiej stopy, a dokładnie mówiąc ślad pary drewniaków.
- Do kogo należą?
W tym momencie coś przefrunęło nad ich głowami. Były to dwa brązowe nietoperze, trochę niezadowolone z zakłócenia ich snów.
- Popatrz na tę ścianę, ile ich tam się zebrało!
- Ale dziwne, śpią wszystkie z główką w dół
- zaobserwował zupełnie nie przerażony Orzeszek.
- Pssst, zostawmy je w spokoju i kontynuujmy nasze zwiedzanie.
- Widzę jeszcze jeden ślad, a tam drugi, skierowują się ku urwisku - dodał Białasek.
Po przejściu wąskich korytarzy, które co pewien czas rozszerzały się w szerokie sale, aby zaraz znów się zwężyć, dotarli do głębokiej rozpadliny. Byłoby strasznie wpaść tam do środka... Orzeszek potknął się o dwa drewniaki i trochę dalej zobaczył leżącego mężczyznę, którego nogi zwisały nad przepaścią.
- Szybko, musimy coś zrobić, wydaje się, że ten mężczyzna zemdlał. Gdy oprzytomnieje, może spaść.
- Pobiegnę po nietoperze, jestem pewien, że nam pomogą.
Białasek po chwili był już z powrotem w ich towarzystwie. Nietoperzom i Białaskowi udało się wspólnie uratować mężczyznę, przesuwając go z wielkim mozołem. Co za trud! Dzięki nietoperzom ranny został uratowany. W różowej grocie wszyscy teraz mogli odpocząć.
- Przychodzi do siebie - powiedział cicho Białasek.
- Kto mnie uratował?
- My.
- Wy? Ale ty jesteś tylko malutkim dzieckiem!
- Nie jestem sam. Ja z moim przyjacielem Białaskiem, tym białym kamykiem, którego widzisz i nietoperzami, pomogliśmy ci. Jak się nazywasz?
- Na imię mi Achilles.
- Dlaczego tu jesteś?
- Ponieważ badam kamienie.
- A więc i ty kochasz kamienie?
- Naturalnie, interesuję się nimi. Obserwuję je, tnę, poleruję, i w ten sposób odkrywam ich tajemnice, i ich wiek. Wiesz, one opowiadają mi tyle historii!
szczęśliwy, mogąc spędzać z tobą dni.
- Czy mogę na zawsze zostać z tobą? Podoba mi się twoja praca.
- Musisz zapytać się swych rodziców. Jeżeli pozwolą ci pójść czasami ze mną, będę - Ale ja nie mam rodziców. Jestem sam na ziemi. Zostałem zrzucony na drzewo w skorupce od orzecha z wielkiego statku kosmicznego. Nazywam się Orzeszek.
Pan Achilles spojrzał na niego, bardzo zdziwiony. Mała buzia Orzeszka była szczera. Nie mógł zostawić go samego. Dzięki śladom pary skromnych drewniaków i przyjaźni z białym kamyczkiem, Orzeszek znalazł tatusia i przyjaciela.
Flora Bresciani Nicassio
Rozważania i opowiadania: