Antykoncepcja

     Spotykam się z zarzutami, że my, ludzie Kościoła, dzielimy ludzi. Wydaje mi się, że zarzut jest absurdalny, jeśli się zastanowić, o co chodzi w tym podziale. Niezależnie od opinii ludzie dzielą się na mężczyzn i kobiety, na Polaków i Rosjan, na małych i dużych, na wykształconych i niewykształconych, na wierzących i niewierzących, wierzących tak i wierzących inaczej, mądrych tak i mądrych inaczej. Jest to problemem jeśli ja, widząc te różnice, temu, który jest po drugiej stronie, odmawiam szacunku, wiarygodności, nieraz prawa do istnienia. Wiadomo, że tak nie można.
     Dlaczego wspominam o tym, kiedy chcę napisać kilka słów o antykoncepcji? Dlatego, że tutaj będzie szalona różnica w podejściu do tego tematu pomiędzy ludźmi, którzy uznają, że to Bóg stworzył człowieka, a tymi, którzy w to nie wierzą. Kto przyjmuje, że Bóg jest stworzycielem człowieka, będzie także wierzył, że Stworzyciel dał mu duszę nieśmiertelną i prawa, które każdy powinien najpierw znać a potem przestrzegać, za co po śmierci poniesie odpowiedzialność, że człowiek jest najważniejszą sprawą, ale że bez Chrystusa człowieka zrozumieć nie można, że jest nieśmiertelność. Natomiast człowiek, który nie uznaje tego wszystkiego, etycznie może być nawet od niejednego katolika lepszy. Ale różnica jest taka, że ja z osobą wierzącą mogę rozmawiać na temat antykoncepcji, powołując się na prawa Boże. Bóg jest najwyższy, Bóg jest prawodawcą. Jeśli ustanowił dwie płci, dał możność rodzenia, sprawił, że mężczyzna jest zawsze płodny a kobieta nie zawsze, to wtedy jest jasne, że kontakt seksualny w małżeństwie – znów mówimy jako wierzący, że współżyć mogą tylko małżonkowie – ma sens nie tylko wtedy, kiedy powołuje się do życia nowe dziecko, ale i dla powiększenia miłości małżeńskiej. Jednocześnie znając rytm organizmu kobiety, postępuję w ten sposób, że jeśli chcę mieć dziecko, współżyję w okresie płodnym, a jeśli nie chcę mieć dziecka, to poza nim, ale nie używam żadnych środków, które obezpładniają stosunek.
     To dla katolika jest zrozumiałe, choć często bardzo trudne. Kiedyś mi powiedział taki sympatyczny pan: „Dobrze ojcu gadać, ale to ja z babą śpię”. Rzeczywiście, jak się śpi z kobietą, a nie ma możliwości spania osobno, to jest sprawa trudna. W każdym konkretnym przypadku trzeba się rzeczywiście zastanowić nad sytuacją i nie osądzać człowieka zbyt łatwo, że np. „gwiżdże” na Kościół. To chyba pani Półtawska opowiadała (też chodziło o metodę regulacji poczęć), że zwrócił się do niej jakiś wojskowy, chyba major Ludowego Wojska Polskiego: „Proszę mi powiedzieć dokładnie, o co chodzi, z tym, że ja jestem niewierzący”. A ona odpowiedziała: „Panie majorze, to nie ma nic wspólnego z wiarą. Jeśli ma pan dosyć sposobu kontaktu seksualnego z żoną, który w panu rodzi niesmak, z chęcią powiem, o co chodzi”. „Ale to będzie bardzo trudne” – powiedziała do niego od razu, nie owijając w bawełnę. A pan major odpowiedział: „Jak się bardzo kocha, to nie ma trudnych rzeczy”. I nie dość, że sam przyjął i stosował tę metodę, choć była bardzo trudna, to jeszcze w tym bloku wojskowym uczył innych – podwładnych czy równych sobie.
     Gdy się kocha, to nie ma nic trudnego. Kocham Boga, kocham drugiego człowieka (męża/żonę) i wtedy trudności, jakie się pojawiają, wszystkie są do pokonania. Natomiast jeśli się nie widzi Pana Boga jako Przyczyny i Źródła, i Celu, to zupełnie nie dziwię się tym ludziom, że używają najrozmaitszych środków antykoncepcyjnych. Jeśli zgadzają się oboje – mąż i żona – na to, że będą współżyli tak, żeby dzieci nie było, bo mają prawo do seksu, do przyjemności a wszystkie inne prawa nie są takie ważne, to wtedy rozumiem tych ludzi. Oczywiście powiem, co sobie o tym myślę. Ale prawdziwy katolik, kochający Chrystusa, przyjmujący święte sakramenty i szanujący drugiego człowieka, męża czy żonę, potrafi nad sobą panować. Dba, żeby mieć czyste sumienie, bo miłość do Boga jest u niego postawiona na pierwszym planie.
     I to nie jest żadne okrucieństwo, jak nam wmawiają ci, którzy nie znają Boga czy nie chcą znać lub nie mogą, bo czasem też ludzie Kościoła przez swoje niemądre postępowanie przyćmili im obraz Boży. Mówią, co mówią, bo nie wiedzą, czym jest naprawdę pełnia miłości, takiej, która rozumie sens wyrzeczenia. Dlatego, jak się nie powie o podziale na ludzi wierzących i nie wierzących, to można opowiadać nie wiadomo co. Dla ludzi niewierzących to życie na ziemi jest jedynym celem i tu się mają spełnić, i ich wola jest dla nich prawem, ich przyjemność jest dla nich prawem. Takim tłumaczę, że nie jest tak do końca, ale siłą ich nie będę ciągnął. Tylko niech nie mówią, że są wiernymi członkami Kościoła katolickiego. Masz inną religię, masz swoje obyczaje, proszę bardzo – masz wolność.
     A szkoda tych, którzy tego nie rozumieją i szkoda katolików i księży pobożnych, jeśli za mało wierzymy Chrystusowi i często przyjmujemy w tej dziedzinie postawy niejednoznaczne. Trzeba, żebyśmy tak samo mówili na ten temat. Że trzeba miłości, posłuszeństwa, ofiarności! Wtedy będzie się zmieniać oblicze tej ziemi.
Czytelnia: