Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych
Dziwna, paradoksalna i prowokująca konstatacja.
O co mogło chodzić Jezusowi, kiedy do potencjalnego kandydata na apostoła
zwrócił się tymi właśnie słowami? Zapewne nie był to przejaw lekceważenia
czy pogardy. Jezus wszak wzruszył się nad Łazarzem (J 11,33) i użalił nad matką
i wdową z Nain, chowającą swego jedynego syna i żywiciela (Łk 7,13).
Tym niemniej w tamtym czasie stosunek do osoby zmarłej był ambiwalentny.
Z jednej strony ciało zmarłego było rytualnie nieczyste, z drugiej zaś dbano
o godny pochówek, a samo pochowanie osoby bliskiej należało do najboleśniej
przeżywanych zdarzeń. Nie można zatem mówić o braku szacunku
czy pogardzie do zwłok w Izraelu.
O co mogło chodzić Jezusowi, kiedy do potencjalnego kandydata na apostoła
zwrócił się tymi właśnie słowami? Zapewne nie był to przejaw lekceważenia
czy pogardy. Jezus wszak wzruszył się nad Łazarzem (J 11,33) i użalił nad matką
i wdową z Nain, chowającą swego jedynego syna i żywiciela (Łk 7,13).
Tym niemniej w tamtym czasie stosunek do osoby zmarłej był ambiwalentny.
Z jednej strony ciało zmarłego było rytualnie nieczyste, z drugiej zaś dbano
o godny pochówek, a samo pochowanie osoby bliskiej należało do najboleśniej
przeżywanych zdarzeń. Nie można zatem mówić o braku szacunku
czy pogardzie do zwłok w Izraelu.
Nieboszczyka chowano w ubraniu, które nosił za życia. Uroczystość była skromna i smutna. Tylko w wyjątkowych sytuacjach pogrzebowi towarzyszyła swoista wystawność czy paradność; przykładowo podczas pogrzebu patriarchy Jakuba (Izraela) odprawiono „wielki i wspaniały obrzęd żałobny: Józef przez siedem dni obchodził żałobną uroczystość po swym ojcu” (Rdz 50,10); również stary Tobiasz prosił swego syna, żeby mu sprawił piękny pogrzeb (por. Tb 4,3).
Ciało zmarłego składano na marach, następnie odprowadzano je na cmentarz w towarzystwie najbliższej rodziny, dalszych krewnych, przyjaciół, znajomych. Od czasów Mojżesza istniał zwyczaj, o którym wspomina żydowski historyk Józef Flawiusz, że należało przyłączyć się od żałobnego konduktu, choćby przez część drogi.
Co zatem – powtórzmy pytanie – mogłyby oznaczać słowa Jezus w tym konkretnym przypadku? Wydaje się, że sytuacja opisana przez Ewangelistę nie odnosiła się do rzeczywistego, lecz hipotetycznego pogrzebu ojca przyszłego apostoła. Potencjalny adept prawdopodobnie postawił Jezusowi warunek na Jego propozycję przyłączenia do grona Dwunastu: Pójdę za Tobą, ale dopiero wtedy, kiedy pochowam swego ojca. Innymi słowy, nie był gotów postawić wszystkiego na jedna kartę, dla głoszenia królestwa niebieskiego. Tak mogło być...
A jeśli jednak słowa przytoczone na początku Jezus skierował do człowieka, któremu dopiero co umarł ojciec? Co one wtedy znaczą? Wydaje się, że nie można ich traktować dosłownie, lecz na sposób ewangeliczny. Wiemy przecież, że kiedyś Jezus wypowiedział równie zaskakujące i „gorszące” zdanie o nienawiści do ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr (Łk 14,26). Z jednej strony Nauczyciel każe miłować nieprzyjaciół, z drugiej – nienawidzić rodziców, dzieci, rodzeństwo. Ten „gorszący” paradoks – w obydwu przypadkach – łatwo jest wytłumaczyć.
Pan Jezus uzmysławia swoim słuchaczom i uczniom, że miłość do Boga winna być na pierwszym miejscu. Rodzice nie mogą „przesłaniać” im Boga. Nie można zapierać się Boga z miłości do rodziców. Przykładów dostarcza nam starożytna historia Kościoła. Wiele synów i córek, którzy stali się uczniami Chrystusa, wybrało z miłości do Jezusa męczeńską śmierć. Tym samym wystąpiło przeciw miłości rodziców, którzy pragnęli zachować ich dla siebie. Tymczasem oni wybrali miłość do Jezusa, która zachowała ich dla Boga i życia wiecznego.
Podobnie w sytuacji niedoszłego apostoła – przecież nie tak drastycznej jak opisane wyżej przykłady męczenników – chodzenie za Jezusem, głoszenie królestwa Bożego jako rzecz absolutnie pierwszorzędna okazała się dlań zbyt wygórowanym żądaniem. Obecność na pogrzebie własnego ojca była dla niego ważniejsza od obecności w sprawach, które należą do Ojca Jezusa (Łk 2,49).
Nie należy dziwić się ani gorszyć postawą niezdecydowanego na działalność apostolską człowieka, któremu Jezus zaproponował tak zaszczytną misję. Także wiele innych osób, które chodziły za Jezusem, nie do końca rozumiały istotę Ewangelii. Nie rozumieli przez pewien czas rodzice Jezusa, nie rozumiał Nikodem; nawet niektórzy z Apostołów nie rozumieli Pana i zadawali Mu dziwne pytania, jak choćby to o pokazanie im Ojca (J 14,8-9) albo wręcz upominali Jezusa w kwestii Jego ofiary na krzyżu (Mk 8,33; Mt 16,23).
Dopiero po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa chrześcijanie zrozumieli, że pochówek – i sama śmierć – musi ustąpić miejsca życiu. Tym jest właśnie Ewangelia. Dobrą Nowiną o życiu wiecznym, w którym nie będzie już ani żałoby, ni krzyku, ni trudu, ani łez – nie będzie śmierci, ani pochówków. Pierwsze rzeczy bowiem przeminęły (por. Ap 21,4).
Z tej perspektywy, i w tym kontekście, słowa Jezusa, zgodnie przytoczone przez Ewangelistów Mateusza i Łukasza: „zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” – ukazują chrześcijanom jedyny w ich życiu priorytet. Pierwsze miejsce zajmuje Ten, którego Imię – Jestem, Który Jestem – stanowi istotę i źródło życia. Chrześcijanie, na podobieństwo pierwszych ludzi, są istotami żywymi na podobieństwo ich Stwórcy (Rdz 1,27; 2,7), toteż „zajmują się” żywymi. Do „kompetencji” zaś umarłych należy „posługiwanie” umarłym – pochówek. Ci nigdy nie usłyszą głosu harfiarzy, śpiewaków, fletnistów, trębaczy; terkotu żaren i światła lampy. I głosu Oblubieńca (por. Ap 18,22-23). Pójdź za Mną! – powiedział Jezus. Pójdź za życiem. Grzebanie umarłych zostaw umarłym…
Ciało zmarłego składano na marach, następnie odprowadzano je na cmentarz w towarzystwie najbliższej rodziny, dalszych krewnych, przyjaciół, znajomych. Od czasów Mojżesza istniał zwyczaj, o którym wspomina żydowski historyk Józef Flawiusz, że należało przyłączyć się od żałobnego konduktu, choćby przez część drogi.
Co zatem – powtórzmy pytanie – mogłyby oznaczać słowa Jezus w tym konkretnym przypadku? Wydaje się, że sytuacja opisana przez Ewangelistę nie odnosiła się do rzeczywistego, lecz hipotetycznego pogrzebu ojca przyszłego apostoła. Potencjalny adept prawdopodobnie postawił Jezusowi warunek na Jego propozycję przyłączenia do grona Dwunastu: Pójdę za Tobą, ale dopiero wtedy, kiedy pochowam swego ojca. Innymi słowy, nie był gotów postawić wszystkiego na jedna kartę, dla głoszenia królestwa niebieskiego. Tak mogło być...
A jeśli jednak słowa przytoczone na początku Jezus skierował do człowieka, któremu dopiero co umarł ojciec? Co one wtedy znaczą? Wydaje się, że nie można ich traktować dosłownie, lecz na sposób ewangeliczny. Wiemy przecież, że kiedyś Jezus wypowiedział równie zaskakujące i „gorszące” zdanie o nienawiści do ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr (Łk 14,26). Z jednej strony Nauczyciel każe miłować nieprzyjaciół, z drugiej – nienawidzić rodziców, dzieci, rodzeństwo. Ten „gorszący” paradoks – w obydwu przypadkach – łatwo jest wytłumaczyć.
Pan Jezus uzmysławia swoim słuchaczom i uczniom, że miłość do Boga winna być na pierwszym miejscu. Rodzice nie mogą „przesłaniać” im Boga. Nie można zapierać się Boga z miłości do rodziców. Przykładów dostarcza nam starożytna historia Kościoła. Wiele synów i córek, którzy stali się uczniami Chrystusa, wybrało z miłości do Jezusa męczeńską śmierć. Tym samym wystąpiło przeciw miłości rodziców, którzy pragnęli zachować ich dla siebie. Tymczasem oni wybrali miłość do Jezusa, która zachowała ich dla Boga i życia wiecznego.
Podobnie w sytuacji niedoszłego apostoła – przecież nie tak drastycznej jak opisane wyżej przykłady męczenników – chodzenie za Jezusem, głoszenie królestwa Bożego jako rzecz absolutnie pierwszorzędna okazała się dlań zbyt wygórowanym żądaniem. Obecność na pogrzebie własnego ojca była dla niego ważniejsza od obecności w sprawach, które należą do Ojca Jezusa (Łk 2,49).
Nie należy dziwić się ani gorszyć postawą niezdecydowanego na działalność apostolską człowieka, któremu Jezus zaproponował tak zaszczytną misję. Także wiele innych osób, które chodziły za Jezusem, nie do końca rozumiały istotę Ewangelii. Nie rozumieli przez pewien czas rodzice Jezusa, nie rozumiał Nikodem; nawet niektórzy z Apostołów nie rozumieli Pana i zadawali Mu dziwne pytania, jak choćby to o pokazanie im Ojca (J 14,8-9) albo wręcz upominali Jezusa w kwestii Jego ofiary na krzyżu (Mk 8,33; Mt 16,23).
Dopiero po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa chrześcijanie zrozumieli, że pochówek – i sama śmierć – musi ustąpić miejsca życiu. Tym jest właśnie Ewangelia. Dobrą Nowiną o życiu wiecznym, w którym nie będzie już ani żałoby, ni krzyku, ni trudu, ani łez – nie będzie śmierci, ani pochówków. Pierwsze rzeczy bowiem przeminęły (por. Ap 21,4).
Z tej perspektywy, i w tym kontekście, słowa Jezusa, zgodnie przytoczone przez Ewangelistów Mateusza i Łukasza: „zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” – ukazują chrześcijanom jedyny w ich życiu priorytet. Pierwsze miejsce zajmuje Ten, którego Imię – Jestem, Który Jestem – stanowi istotę i źródło życia. Chrześcijanie, na podobieństwo pierwszych ludzi, są istotami żywymi na podobieństwo ich Stwórcy (Rdz 1,27; 2,7), toteż „zajmują się” żywymi. Do „kompetencji” zaś umarłych należy „posługiwanie” umarłym – pochówek. Ci nigdy nie usłyszą głosu harfiarzy, śpiewaków, fletnistów, trębaczy; terkotu żaren i światła lampy. I głosu Oblubieńca (por. Ap 18,22-23). Pójdź za Mną! – powiedział Jezus. Pójdź za życiem. Grzebanie umarłych zostaw umarłym…
O. Ignacy Kosmana OFMCONV
Czytelnia: