Hiroszima
XX wiek zaznaczył się w dziejach ludzkości niespotykanym dotąd postępem technicznym. Żadna rzecz nie jest zła sama w sobie, wszystko zależy od tego w jakim celu zostanie wykorzystana. Na początku minionego stulecia dokonano rozszczepienia atomu. Znalazło to swoje zastosowanie w technice. Niestety, posłużyło również wyprodukowaniu bomby atomowej niosącej zagładę. 6 sierpnia 1945 Stany Zjednoczone zrzuciły bombę atomową na Hiroszimę. Zginęło 78100 ludzi, rannych zostało 37424, zaginionych było 13983. Opowiadanie to traktuje o bohaterstwie francuskiej siostry Marii Xavir, która niosła pomoc ofiarom tragedii.
Jak co dzień tak i tego wczesnego ranka dnia 6 sierpnia 1945, francuska siostra zakonna Maria Xavir zeszła do ogrodu klasztornego na poranny pacierz. Dzień był jak każdy, a jednak nieokreślony niepokój nurtował siostrę. Machinalnie odgarniała kwiaty wychylające się z rabatów na wysypaną żwirem ścieżkę.
W roku 1935 dziesięć francuskich sióstr zakonnych założyło swój konwent w Hiroszimie. 10 lat minęło od tego czasu. Połowę z nich wypełniła wojna. Siostra Maria Xavir modliła się żarliwie o pokój. Bezsens wojny ukazał się jej z całą wyrazistością minionej nocy, kiedy zbudziły ją dalekie grzmoty. W pierwszej chwili pomyślała, że to trzęsienie ziemi. W roku swego przybycia na Daleki Wschód przeżyła ten kataklizm żywiołów. Nie mogła zapomnieć do dziś tego dnia: nie przypuszczała jednak, że będzie musiała przeżyć kataklizm bez porównania straszliwszy.
Rozbudzona ze snu ubrała się spiesznie i wybiegła na korytarz. Wciąż jeszcze słychać było z daleka głuchy odgłos detonacji. Lecz cay klasztor spał dalej. Siostra Maria Xavir weszła więc sama na dach domu. Na niebie widać było łuny dalekich pożarów. W tej stronie leżało Kure. Z czarnych chmur nad tym miastem spadał deszcz fosforu rozlewając się na domy, ludzi i zwierzęta. Ale detonacje dochodziły i od strony Tokuyamy. Również w kierunku, w którym leżało Iwakumi, widać było rozbłyski pożarów.
Kiedy przyjdzie kolej na Hiroszimę ?
Siostry nie zastanawiały się jeszcze nad tym. Zaraziły się optymizmem Japończyków. "Hiroszima" - mówili mieszkańcy miasta. "Nie. Hiroszimie nic się nie stanie. Kiedy Amerykanie wylądują w Japonii, Hiroszima będzie im potrzebna. Muszą mieć przecież jakieś miasta, które by nie leżały w gruzach". Tak uspokajano się nawzajem i dlatego katastrofa spadła jak grom z jasnego nieba.
Z budynku szkolnego zawyła syrena. To zdarzało się często w ostatnim czasie; bywało, że i 10 razy na dzień. I nigdy nic się nie stało.
Zaledwie umilkł głos syren, siostra Maria Xavir dosłyszała odległy warkot samolotu. Nie przerwała jednak modlitwy.
Siostra Paulina przechodząc obok niej szepnęła: "Nic groźnego. Radio podało właśnie, że pojedynczy samolot zwiadowczy przelatuje w pobliżu". Siostra Maria Xavir skinęła głową i poczuła się uspokojona. Przeszła raz jeszcze środkowy ganek, który szczególnie lubiła, bo kwiaty były tu najbujniejsze. Zatopiona w modlitwie nie dosłyszała nawet sygnału odwołującego alarm. Kilka dalszych sióstr zeszło do ogrodu odprawić pacierze przed rozpoczęciem zajęć w szkole.
Kiedy siostra Maria Xavir podniosła na chwilę oczy z nad modlitewnika, dojrzała na niebie osobliwy przedmiot opadający na trzech spadochronach ku ziemi. Już chciała zwrócić na niego uwagę swoim współsiostrom, ale powstrzymała się... Czy wypada przeszkadzać im w modlitwie? Z pewnością był to tylko nowy ładunek ulotek, które już nieraz spadały na Hiroszimę.
Była dokładnie godzina 7.55, kiedy siostra Maria Xavir odczuła nagle palący ból w obu dłoniach. Przerażona wypuściła z rąk otwarty modlitewnik - z jego kartek podniosły się smużki dymu. Skóra na dłoniach zakonnicy popękała w kilku miejscach i zaperliły się na niej kropelki krwi. Nad ogrodem klasztornym i całym otoczeniem zapadła nagle złowieszcza cisza. Wszystko wydało się siostrze dziwnie obce i nierzeczywiste. Jeszcze raz spojrzała na swe krwawiące ręce i w tej chwili oślepiło ją przerażające światło. Światło to zdawało się wśród śmiertelnej ciszy spopielać świat dokoła. Niewypowiedziany ból przeszył oczy zakonnicy, przeniknął w głąb mózgu, odbierając na pół przytomność. Niesamowite światło przybrało teraz barwę gryzącej zieleni, potem przeszło w czerwień, by zagasnąć wreszcie w delikatnej, różowej poświacie. A potem rozległo się przerażające wycie, jakby tysiąca przewalających się orkanów, usiłujących zniszczyć ziemię.
Siostra Maria Xavir padła na kolana kryjąc się za ścianą muru. Gorące fale powietrza uderzały z prawa i lewa, siła podmuchu ustępowała próżni, potem nowej fali żaru.
Siostra nie wiedziała już, co się z nią dzieje. Kiedy biegnąc w stronę kościoła przeskakiwała nad nieruchomo leżącym na ścieżce ciałem, nie wiedziała, że są to zwłoki jednej z jej najbliższych współpracowniczek.
Kościół był pusty. Nie było już w nim ołtarza. Po prostu znikł. Nie było okien. Nie było nic prócz nagich ścian. Wszystko inne zostało zniszczone, stopione, zmiecione jakby szatańską siłą. Siostra Maria wybiegła z powrotem z kościoła. Kilka kroków za nią runęły na ziemię ciężkie belki stropu. Zaledwie zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, którego uniknęła.
"Szkoła !" - krzyknęła rozpaczliwie. Co stało się ze szkołą i z jej pięciuset dziećmi ? Chcąc biec im na pomoc, zgarnęła fałdy habitu. Lecz gdzie tylko dotknęła krwawiącymi rękoma ubrania, materiał rozpadał się pod tym dotknięciem. Welon na jej głowie rozsypał się w proch. Nie spostrzegła nawet, że wraz z nim zniknęły także włosy.
Przebiegła 200 kroków. Był to bieg przez leżące na ziemi ciała zabitych i rannych - i był to bieg bez celu. Szkoła już nie istniała. Była już tylko stosem dymiących zgliszczy.
"Boże ! Pięćset dzieci!"
Biegła to tu to tam, chcąc nieść jakąś pomoc. Komu ? Gdzie ? Od czego zacząć ? Dręczyło ją przejmujące pragnienie. Tu, w pobliżu, był przecież basen dla złotych rybek. Sama go zakładała przed dwoma laty. Dopadła do krawędzi sadzawki wyciągając ręce, ale jej dłonie trafiły w próżnię. Woda zniknęła. Basen był suchy. Na dnie leżały szczątki zwęglonych rybek.
"To nie może być prawda !" - krzyknęła siostra Maria Xavir z rozpaczą. Ale to była prawda. Było dokładnie tak, jak to widziały jej palące z bólu oczy. Taka była nieubłagana, okrutna rzeczywistość .To był dzień 6 sierpnia 1945, godzina, w której spadła na Hiroszimę pierwsza bomba atomowa.
Zdawało się, że zapada już noc. Ale to tylko ciemna chmura zakryła słońce. Wciąż jeszcze był ranek. Nie minęła jeszcze nawet godzina od chwili, w której Hiroszima stała się najciężej doświadczonym miastem świata.
Napłynęła nowa fala żaru. Budynek klasztorny i kościół stanęły w płomieniach. Zdawało się, że nawet mury płoną. Siostra Maria Xavir pomyślala, że ratunek może być jeszcze tylko w rzece. Ostatkiem sił zaczęła biec ku niej. Nad brzegami tłoczyły się rzesze mieszkańców miasta, przedstawiając obraz nieopisanej nędzy i rozpaczy. Woń spalenizny, krwi i śmierci unosiła się w powietrzu. Zewsząd rozlegały się jęki rannych. Odzież na żywych i umarłych wisiała w strzępach. Gdzie wyłaniało się spod niej ciało, widać było straszliwe oparzenia.
Jakiś cięzko ranny mężczyzna próbował zatrzymać przechodzącą koło niego zakonnicę: "Proszę o pomoc. Proszę przynieść mi wody..." Siostra dotarła nad sam brzeg rzeki i zaczerpnęła ręką wody. Tylko kilka kropel udało się jej donieść na dłoni do umierającego. Już miała pochylić się nad nim, kiedy powstrzymało ją czyjeś przenikliwe spojrzenie. Z trudnością rozpoznała twarz znajomego profesora jednej z uczelni Hiroszimy. I on był już człowiekiem skazanym na śmierć. "Proszę zostawić tę wodę siostro. Jest też radioaktywna. Kto napije się tej wody, musi umrzeć".
Siostra Maria Xavir zastanawiała się przez chwilę. Co znaczy: "radioaktywna" ? Jak to ? Wreszcie zrozumiała. Pobiegła z powrotem do rzeki, potykając się o ciała ludzi leżących na brzegu i pijących chciwie lub chłodzących swe rany. Tu porwała jakieś dziecko na ręce, tam odepchnęła kilku dorosłych. "Nie pijcie ! Nie pić tej wody ! Jest zatruta !" - nawoływała wciąż od nowa.
Wielu piło nadal nie zwracając na nic uwagi. Jakże ta woda niosąca ulgę w przyprawiającym o szaleństwo bólu i pragnieniu mogła być trucizną ?
"Ludzie, cofnijcie się! Ta woda zawiera radium!"
Drobna, szczupła siostra Maria Xavir stanęła pomiędzy napierającym tłumem a rzeką. Skąd wzięła siły, by wymóc posłuch dla siebie ?
Mówiono później, że swoją energią uratowała życie setkom ludzi. W każdym razie jest rzeczą pewną, że wszyscy, którzy pili wodę z rzeki, umarli.
"Siostro, proszę tu podejść" - powiedział jakiś stary człowiek. "Ta kobieta umiera i chciałaby przed śmiercią przyjąć chrzest".
Siostra Maria Xavir stanęła jakby olśniona. Czy nie czekało na nią teraz jej największe zadanie ? Wśród coraz bardziej dojmujących cierpień kroczyła niestrudzenie wśród szeregów rannych i umierających.
"Siostro, chodź do mego dziecka. Ono zaraz umrze".
"Idę".
"Siostro, moja matka umiera. Prosi o chrzest".
"Powiedz jej, że przyjdę".
"Tasukete kure".
"Tak, już idę. Jeszcze tylko to dziecko..."
"Siostro, mój ojciec chciałby z siostrą mówić".
"Tak. Za chwilę będę u niego".
"Siostro, tylko jeden łyk wody...".
"Nie. Nie wolno. Ta woda cię zabije. Wracaj natychmiast z powrotem".
"Siostro, co się stało z dziećmi w szkole ?" - spytał jakiś głos z tłumu. Maria Xavir ujrzała wlepione w siebie pełne grozy oczy. Tylko te oczy pozostały jeszcze żywe w spalonej twarzy. Siostra ujęła rękę nieznajomej i powiedziała cicho:
"Są już u Boga".
"Wszystkie ?".
"Tak, wszystkie. Także i twoje". Nieznajoma kobieta osunęła się na kolana. Chwilę później padła martwa na ziemię.
"Umrzemy wszyscy. Nie ma dla nas ratunku".
"Spotkamy się w niebie. Ufajcie".
"Ochrzcij mnie, siostro. Prędko ! Za chwilę będzie za późno".
Siostra Maria Xavir podbiegła do młodego japońskiego żołnierza. Nim skończyła wypowiadać święte słowa, ranny już nie żył.
Jak minęła reszta godzin dnia 6 sierpnia 1945 w Hiroszimie, tego siostra Maria Xavir nie potrafiła powiedzieć. Kiedy do miasta dotarły ekipy ratunkowe, włączyła się do ich akcji, lecz rychło upadła zemdlona. Kiedy ocknęła się z mroków, był to jeszcze powrót do życia, ale do życia w trwałym kalectwie.
Jak co dzień tak i tego wczesnego ranka dnia 6 sierpnia 1945, francuska siostra zakonna Maria Xavir zeszła do ogrodu klasztornego na poranny pacierz. Dzień był jak każdy, a jednak nieokreślony niepokój nurtował siostrę. Machinalnie odgarniała kwiaty wychylające się z rabatów na wysypaną żwirem ścieżkę.
W roku 1935 dziesięć francuskich sióstr zakonnych założyło swój konwent w Hiroszimie. 10 lat minęło od tego czasu. Połowę z nich wypełniła wojna. Siostra Maria Xavir modliła się żarliwie o pokój. Bezsens wojny ukazał się jej z całą wyrazistością minionej nocy, kiedy zbudziły ją dalekie grzmoty. W pierwszej chwili pomyślała, że to trzęsienie ziemi. W roku swego przybycia na Daleki Wschód przeżyła ten kataklizm żywiołów. Nie mogła zapomnieć do dziś tego dnia: nie przypuszczała jednak, że będzie musiała przeżyć kataklizm bez porównania straszliwszy.
Rozbudzona ze snu ubrała się spiesznie i wybiegła na korytarz. Wciąż jeszcze słychać było z daleka głuchy odgłos detonacji. Lecz cay klasztor spał dalej. Siostra Maria Xavir weszła więc sama na dach domu. Na niebie widać było łuny dalekich pożarów. W tej stronie leżało Kure. Z czarnych chmur nad tym miastem spadał deszcz fosforu rozlewając się na domy, ludzi i zwierzęta. Ale detonacje dochodziły i od strony Tokuyamy. Również w kierunku, w którym leżało Iwakumi, widać było rozbłyski pożarów.
Kiedy przyjdzie kolej na Hiroszimę ?
Siostry nie zastanawiały się jeszcze nad tym. Zaraziły się optymizmem Japończyków. "Hiroszima" - mówili mieszkańcy miasta. "Nie. Hiroszimie nic się nie stanie. Kiedy Amerykanie wylądują w Japonii, Hiroszima będzie im potrzebna. Muszą mieć przecież jakieś miasta, które by nie leżały w gruzach". Tak uspokajano się nawzajem i dlatego katastrofa spadła jak grom z jasnego nieba.
Z budynku szkolnego zawyła syrena. To zdarzało się często w ostatnim czasie; bywało, że i 10 razy na dzień. I nigdy nic się nie stało.
Zaledwie umilkł głos syren, siostra Maria Xavir dosłyszała odległy warkot samolotu. Nie przerwała jednak modlitwy.
Siostra Paulina przechodząc obok niej szepnęła: "Nic groźnego. Radio podało właśnie, że pojedynczy samolot zwiadowczy przelatuje w pobliżu". Siostra Maria Xavir skinęła głową i poczuła się uspokojona. Przeszła raz jeszcze środkowy ganek, który szczególnie lubiła, bo kwiaty były tu najbujniejsze. Zatopiona w modlitwie nie dosłyszała nawet sygnału odwołującego alarm. Kilka dalszych sióstr zeszło do ogrodu odprawić pacierze przed rozpoczęciem zajęć w szkole.
Kiedy siostra Maria Xavir podniosła na chwilę oczy z nad modlitewnika, dojrzała na niebie osobliwy przedmiot opadający na trzech spadochronach ku ziemi. Już chciała zwrócić na niego uwagę swoim współsiostrom, ale powstrzymała się... Czy wypada przeszkadzać im w modlitwie? Z pewnością był to tylko nowy ładunek ulotek, które już nieraz spadały na Hiroszimę.
Była dokładnie godzina 7.55, kiedy siostra Maria Xavir odczuła nagle palący ból w obu dłoniach. Przerażona wypuściła z rąk otwarty modlitewnik - z jego kartek podniosły się smużki dymu. Skóra na dłoniach zakonnicy popękała w kilku miejscach i zaperliły się na niej kropelki krwi. Nad ogrodem klasztornym i całym otoczeniem zapadła nagle złowieszcza cisza. Wszystko wydało się siostrze dziwnie obce i nierzeczywiste. Jeszcze raz spojrzała na swe krwawiące ręce i w tej chwili oślepiło ją przerażające światło. Światło to zdawało się wśród śmiertelnej ciszy spopielać świat dokoła. Niewypowiedziany ból przeszył oczy zakonnicy, przeniknął w głąb mózgu, odbierając na pół przytomność. Niesamowite światło przybrało teraz barwę gryzącej zieleni, potem przeszło w czerwień, by zagasnąć wreszcie w delikatnej, różowej poświacie. A potem rozległo się przerażające wycie, jakby tysiąca przewalających się orkanów, usiłujących zniszczyć ziemię.
Siostra Maria Xavir padła na kolana kryjąc się za ścianą muru. Gorące fale powietrza uderzały z prawa i lewa, siła podmuchu ustępowała próżni, potem nowej fali żaru.
Siostra nie wiedziała już, co się z nią dzieje. Kiedy biegnąc w stronę kościoła przeskakiwała nad nieruchomo leżącym na ścieżce ciałem, nie wiedziała, że są to zwłoki jednej z jej najbliższych współpracowniczek.
Kościół był pusty. Nie było już w nim ołtarza. Po prostu znikł. Nie było okien. Nie było nic prócz nagich ścian. Wszystko inne zostało zniszczone, stopione, zmiecione jakby szatańską siłą. Siostra Maria wybiegła z powrotem z kościoła. Kilka kroków za nią runęły na ziemię ciężkie belki stropu. Zaledwie zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, którego uniknęła.
"Szkoła !" - krzyknęła rozpaczliwie. Co stało się ze szkołą i z jej pięciuset dziećmi ? Chcąc biec im na pomoc, zgarnęła fałdy habitu. Lecz gdzie tylko dotknęła krwawiącymi rękoma ubrania, materiał rozpadał się pod tym dotknięciem. Welon na jej głowie rozsypał się w proch. Nie spostrzegła nawet, że wraz z nim zniknęły także włosy.
Przebiegła 200 kroków. Był to bieg przez leżące na ziemi ciała zabitych i rannych - i był to bieg bez celu. Szkoła już nie istniała. Była już tylko stosem dymiących zgliszczy.
"Boże ! Pięćset dzieci!"
Biegła to tu to tam, chcąc nieść jakąś pomoc. Komu ? Gdzie ? Od czego zacząć ? Dręczyło ją przejmujące pragnienie. Tu, w pobliżu, był przecież basen dla złotych rybek. Sama go zakładała przed dwoma laty. Dopadła do krawędzi sadzawki wyciągając ręce, ale jej dłonie trafiły w próżnię. Woda zniknęła. Basen był suchy. Na dnie leżały szczątki zwęglonych rybek.
"To nie może być prawda !" - krzyknęła siostra Maria Xavir z rozpaczą. Ale to była prawda. Było dokładnie tak, jak to widziały jej palące z bólu oczy. Taka była nieubłagana, okrutna rzeczywistość .To był dzień 6 sierpnia 1945, godzina, w której spadła na Hiroszimę pierwsza bomba atomowa.
Zdawało się, że zapada już noc. Ale to tylko ciemna chmura zakryła słońce. Wciąż jeszcze był ranek. Nie minęła jeszcze nawet godzina od chwili, w której Hiroszima stała się najciężej doświadczonym miastem świata.
Napłynęła nowa fala żaru. Budynek klasztorny i kościół stanęły w płomieniach. Zdawało się, że nawet mury płoną. Siostra Maria Xavir pomyślala, że ratunek może być jeszcze tylko w rzece. Ostatkiem sił zaczęła biec ku niej. Nad brzegami tłoczyły się rzesze mieszkańców miasta, przedstawiając obraz nieopisanej nędzy i rozpaczy. Woń spalenizny, krwi i śmierci unosiła się w powietrzu. Zewsząd rozlegały się jęki rannych. Odzież na żywych i umarłych wisiała w strzępach. Gdzie wyłaniało się spod niej ciało, widać było straszliwe oparzenia.
Jakiś cięzko ranny mężczyzna próbował zatrzymać przechodzącą koło niego zakonnicę: "Proszę o pomoc. Proszę przynieść mi wody..." Siostra dotarła nad sam brzeg rzeki i zaczerpnęła ręką wody. Tylko kilka kropel udało się jej donieść na dłoni do umierającego. Już miała pochylić się nad nim, kiedy powstrzymało ją czyjeś przenikliwe spojrzenie. Z trudnością rozpoznała twarz znajomego profesora jednej z uczelni Hiroszimy. I on był już człowiekiem skazanym na śmierć. "Proszę zostawić tę wodę siostro. Jest też radioaktywna. Kto napije się tej wody, musi umrzeć".
Siostra Maria Xavir zastanawiała się przez chwilę. Co znaczy: "radioaktywna" ? Jak to ? Wreszcie zrozumiała. Pobiegła z powrotem do rzeki, potykając się o ciała ludzi leżących na brzegu i pijących chciwie lub chłodzących swe rany. Tu porwała jakieś dziecko na ręce, tam odepchnęła kilku dorosłych. "Nie pijcie ! Nie pić tej wody ! Jest zatruta !" - nawoływała wciąż od nowa.
Wielu piło nadal nie zwracając na nic uwagi. Jakże ta woda niosąca ulgę w przyprawiającym o szaleństwo bólu i pragnieniu mogła być trucizną ?
"Ludzie, cofnijcie się! Ta woda zawiera radium!"
Drobna, szczupła siostra Maria Xavir stanęła pomiędzy napierającym tłumem a rzeką. Skąd wzięła siły, by wymóc posłuch dla siebie ?
Mówiono później, że swoją energią uratowała życie setkom ludzi. W każdym razie jest rzeczą pewną, że wszyscy, którzy pili wodę z rzeki, umarli.
"Siostro, proszę tu podejść" - powiedział jakiś stary człowiek. "Ta kobieta umiera i chciałaby przed śmiercią przyjąć chrzest".
Siostra Maria Xavir stanęła jakby olśniona. Czy nie czekało na nią teraz jej największe zadanie ? Wśród coraz bardziej dojmujących cierpień kroczyła niestrudzenie wśród szeregów rannych i umierających.
"Siostro, chodź do mego dziecka. Ono zaraz umrze".
"Idę".
"Siostro, moja matka umiera. Prosi o chrzest".
"Powiedz jej, że przyjdę".
"Tasukete kure".
"Tak, już idę. Jeszcze tylko to dziecko..."
"Siostro, mój ojciec chciałby z siostrą mówić".
"Tak. Za chwilę będę u niego".
"Siostro, tylko jeden łyk wody...".
"Nie. Nie wolno. Ta woda cię zabije. Wracaj natychmiast z powrotem".
"Siostro, co się stało z dziećmi w szkole ?" - spytał jakiś głos z tłumu. Maria Xavir ujrzała wlepione w siebie pełne grozy oczy. Tylko te oczy pozostały jeszcze żywe w spalonej twarzy. Siostra ujęła rękę nieznajomej i powiedziała cicho:
"Są już u Boga".
"Wszystkie ?".
"Tak, wszystkie. Także i twoje". Nieznajoma kobieta osunęła się na kolana. Chwilę później padła martwa na ziemię.
"Umrzemy wszyscy. Nie ma dla nas ratunku".
"Spotkamy się w niebie. Ufajcie".
"Ochrzcij mnie, siostro. Prędko ! Za chwilę będzie za późno".
Siostra Maria Xavir podbiegła do młodego japońskiego żołnierza. Nim skończyła wypowiadać święte słowa, ranny już nie żył.
Jak minęła reszta godzin dnia 6 sierpnia 1945 w Hiroszimie, tego siostra Maria Xavir nie potrafiła powiedzieć. Kiedy do miasta dotarły ekipy ratunkowe, włączyła się do ich akcji, lecz rychło upadła zemdlona. Kiedy ocknęła się z mroków, był to jeszcze powrót do życia, ale do życia w trwałym kalectwie.
Czytelnia: