Późniejsze rozpamiętywanie spotkania

Tak widzieć w sobie nie odważy się nikt z nas.
On poznawał inaczej. Prawie oczu nie podniósł.
Był wielkim zbiorowiskiem poznania
- jak studnia blaskiem wody wiejąca przez twarz.
Miał zwierciadło... jak studnia... świecące głęboko.
Nie potrzebował wychodzić z siebie,
ani oczu podnosić, by odgadnąć.
Widział mnie w sobie.
Posiadał mnie w sobie.
Przenikał we mnie bez trudu
i wstydem wytryskał we mnie
i myślą stłumioną od dawna.
Jakby dotykał rytmu w moich skroniach
i znużenie ogromne dźwigał we mnie nagle...
i pieczołowicie...
Słowa były proste.
Szły koło mnie jak owce wabione.
A wewnątrz... zrywały we mnie ptaki drzemiące w gniazdach.
Był cały w moim grzechu i w mej tajemnicy.
Powiedz, to musiało boleć - to musiało ciążyć
(fala myśli opada tak ciężko jak wieko z metalu)
- Milczysz - lecz dzisiaj już wiem, otwarta na zawsze Twym słowem -
że wtedy nie docierpiałam w Tobie właściwych rozmiarów.
Powiedz...
dziś Miłość chciałaby sobie przywrócić ten ból...
odebrać go Tobie i w siebie jak taśmę ostrą przewinąć...
Za późno,
dziś każdy ból,
który powraca od Ciebie,
po drodze odmienia się w miłość.
Jakiż skrót! Jaka dobroć poznania!
A przecież nawet nie podniosłeś oczu
- mówiłeś ze mną tylko tamtymi oczami,
które studni głęboki blask odtworzył.

Jan Paweł II: