Ewangelia wg świętego Mateusza 25, 1-13
Czytaliśmy, że o północy rozległo się wołanie. Kto wołał? Chyba nie oblubieniec. Wydaje się, że była daleko. Skoro panny głupie zdążyły wybiec, by kupić oliwę, nie zastały go w drzwiach. Nie wołały panny, bo wszystkie spały. Może zawołał przypadkowy przechodzień. Widział dom, w którym wygaszono światła, nie przypuszczał, że czekają w nim na wesele. Może to wołanie tylko się przyśniło. Ale trudno, żeby ten sam sen przyśnił dziesięciu śpiochom. Mogły wyrzuty sumienia zbudzić niemądre panny, ale przecież wszystkie się zbudziły. Spotykamy się chyba z głosem samego Boga, który może nas obudzić nie tylko o północy, ale o każdej porze dnia.
Jeżeli ktoś zaśnie z myślą o Bogu, to i obudzi się z myślą o Nim, choćby i sam usunął, i lampy usnęły. Panny, który z płonącą lampą w ręku myślały o powitaniu oblubieńca, chociaż usunęły, od razu były gotowe powitać pana ze światłem.
Pamiętajmy o wieczornym pacierzu. On jest naszą troską o to, by być przygotowanym na przejście Pana.