Dziękuję za chorobę
W lutym 2003 r. samochód, którym jechałem ze znajomymi, wpadł w poślizg. Będąc pasażerem, wypadłem przez tylną szybę – złamałem kręgosłup i uszkodziłem rdzeń kręgowy. Miałem wtedy 33 lata. Dziś mam całkowicie zniesione czucie od piersi do końca palców stóp. Nie czuję nic: dotyku, ciepła, zimna.
Zgoda na cierpienie
Kiedy jako kleryk pomagałem osobom niepełnosprawnym, uczyłem się od nich zgody na cierpienie, chorobę, wózek inwalidzki. Oni byli dla mnie wzorem cierpiącego Jezusa. Potem sam stałem się jednym z nich. Od czasu, gdy usłyszałem o Kręgu Miłosierdzia, zacząłem swoje cierpienie i chorobę ofiarowywać Bogu Ojcu przez ręce Maryi, łącząc je z cierpieniami Jezusa. Św. Faustyna powiedziała kiedyś, leżąc w szpitalu: „Panie Jezu, dziękuję Ci za chorobę, którą mi dałeś. Trzy miesiące leżałam w szpitalu i ufam, że nie zmarnowałam ani jednej minuty cierpienia”. Staram się tak żyć, by móc te słowa choć po części uznać za swoje.
Na wózku też można głosić Jezusa
Jestem kapłanem poruszającym się na wózku inwalidzkim, ale dalej, jeśli tylko zdrowie pozwala, posługuję w wielu parafiach, głosząc kazania czy rekolekcje, zwłaszcza dla młodzieży. Kiedy mam zajęcia i jeżdżę do parafii, to mnie nawet plecy przestają boleć. Powiedziałem o tym pewnemu lekarzowi, a on mi na to, że nobla za to nie dostanę, bo inni już odkryli, że gdy mózg się czymś zajmuje, to człowiek nie myśli o bólu.
Daję świadectwo wiary, że na wózku można żyć, można głosić Jezusa. Z Bożą i ludzką pomocą przeżyłem nawet Covid-19. Wierzę więc, że Pan Jezus ma jeszcze dla mnie jakieś plany. Dziękuję Bogu za 50 lat życia i 22 lata kapłaństwa. Z serca błogosławię wszystkim, którzy czytają te słowa.