Gdzie dwóch albo trzech...
Nie potrzeba tłumów i pielgrzymek, aby spotkać się z Chrystusem
i z Nim porozmawiać. Wystarczą dwie, trzy osoby.
Wystarczą mąż i żona, dziecko, dzieci… Kilka osób. Miejscem spotkania
nie musi być znane sanktuarium polskie czy zagraniczne. Jezus najlepiej czuje się
w środku naszego serca, pośród czterech ścian naszego mieszkania,
w małym wiejskim kościółku albo innym „kameralnym” pomieszczeniu.
Albo w świątyni na uboczu tego świata – na pustkowiu, na brzegu jeziora,
w górach, z dala od turystycznych szlaków i zgiełku. Tylko On i my
– nas dwoje, troje, pięcioro.
i z Nim porozmawiać. Wystarczą dwie, trzy osoby.
Wystarczą mąż i żona, dziecko, dzieci… Kilka osób. Miejscem spotkania
nie musi być znane sanktuarium polskie czy zagraniczne. Jezus najlepiej czuje się
w środku naszego serca, pośród czterech ścian naszego mieszkania,
w małym wiejskim kościółku albo innym „kameralnym” pomieszczeniu.
Albo w świątyni na uboczu tego świata – na pustkowiu, na brzegu jeziora,
w górach, z dala od turystycznych szlaków i zgiełku. Tylko On i my
– nas dwoje, troje, pięcioro.
Październik to szczególny czas na takie spotkania. Miesiąc różańcowy. Wtedy właśnie spotkania między Chrystusem a nami „aranżuje” Jego Matka, Zdrowaś Maryja. Niezwykły dialog, który wykracza ponad relacje dwuosobowe (dialog to przecież „rozmowa dwóch osób”). W istocie jest to spotkanie, w którym uczestniczy cała rodzina: z jednej strony Matka (Maryja) ze swoimi dziećmi (grzesznikami), z drugiej zaś – Jezus Bóg, błogosławiony owoc żywota Niewiasty. Jest to rozmowa natarczywa, choć nie jest wielosłowiem. Kilka prostych i zrozumiałych zdań, wszak powtarzanych dziesiątki razy. Przykład takiej rozmowy-modlitwy podaje nam sam Jezus w Ewangelii, w przypowieści o sędzi i wdowie; przypowieść o tym, że zawsze powinniśmy modlić i nie ustawać (Łk 18,1-8). Opowieść ta jest szczególnie na czasie, kiedy odbywa się w Polsce ostra wymiana zdań – bo nie dyskurs ani debata – na temat wymiaru sprawiedliwości. Otóż w pewnym mieście był sobie sąd i „sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi”. Zwyczajna rzecz, wciąż aktualny stan ducha „nadzwyczajnej kasty”. Poszkodowana wdowa jednak nie pomstuje na sędziego, choć ten odrzuca jej powództwo, lecz prosi dzień w dzień: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem”. Sędzia był nieugięty. Przez pewien czas traktował wdowę jak przysłowiowe powietrze. Pewnego dnia jednak postanowił: „ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ja w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie”.
Przesłanie przypowieści nie jest wcale przewrotne, bo Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?”. W innym miejscu zapewnia nas Jego Syn: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7,7).
Powie ktoś, a jednak Bóg zwleka, spóźnia się, bądź wręcz „ignoruje” prośby człowieka. Modlimy się przecież, a nie otrzymujemy. Prosimy, a nie jest nam dane; szukamy, a nie znajdujemy; kołaczemy, a drzwi wciąż przed nami zamknięte. Dlaczego? Bo się źle modlimy, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4,3). Bóg nie jest „bankomatem”, ani żadnym innym „automatem” do spełniania naszych zachcianek. To Osoba, z którą wchodzi się w relację, a nie w „konszachty”. Nasza rozmowa z Nim nie może być spektakularna, na pokaz – przed wielkim ołtarzem. Miejsce spotkania z człowiekiem wyznacza On w izdebce. W miejscu odosobnienia i izolacji. Należy zamknąć za sobą drzwi, by nikt postronny nie przeszkadzał w rozmowie. W modlitwie pełnej wiary. W kameralnym gronie. Jezus rzadko modlił się publicznie. Częściej uchodził na pustkowie, na pustynię, z dala od ludzi, choćby na rzut kamieniem…
Gdzie dwóch albo trzech… Gdzie? W domowym zaciszu. Ilu? Liczbę określa stan rodziny. Mogą to być dwie osoby, trzy, pięć, a nawet dziesięć i więcej. Ważne jest jednak, by spotykały się w imię Boże – w imię Jezusa. To ten sam Jezus z Różańca, który łączy zwiastowanie anielskie z naszymi ludzkimi potrzebami – tu i teraz, i w godzinę śmierci naszej. Rodzina klęcząca wespół przed domowym ołtarzem. Rzadki obrazek. Spotykany częściej w Żywotach świętych niż w naszych domach. Wielu dziś nie rozumie znaczenia Różańca. Razi ich jego monotonia. Jego mantryczność. Inni doszukują się w paciorkach mądrych rozważań, a potem tworzą własne wykłady dogmatyczne. Tymczasem Różaniec jest zwyczajna rozmową – biednej wdowy, chorej matki, zagubionego młodzieńca. Różaniec to nie traktat teologiczny. Ani mantra. Odmawiany w chorobie, w trudnej sytuacji, w oczekiwaniu na nieznane. To najmądrzejsza modlitwa, najszczersza rozmowa, podczas której wraz z Maryją zwracamy się bezpośrednio do Syna Najwyższego. To Ona, w te październikowe, szare dni gromadzi nas i prowadzi – do Jezusa, w trudnych sytuacjach życiowych i losowych.
Módlmy się razem z rodziną w naszych intymnych izdebkach, z żarliwością i wiarą. We dwoje, we troje… Z Matką Boską. Podczas pokoju i w czasie wojny, której widmo targa gałęziami historii, pobrzękując szabelką niedorzecznych fobii i strachów, które spędzają z naszych oczu sen i spokój. Zawierzmy wszystko i wszystkich modlitwie naszej izdebki.
Przesłanie przypowieści nie jest wcale przewrotne, bo Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?”. W innym miejscu zapewnia nas Jego Syn: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7,7).
Powie ktoś, a jednak Bóg zwleka, spóźnia się, bądź wręcz „ignoruje” prośby człowieka. Modlimy się przecież, a nie otrzymujemy. Prosimy, a nie jest nam dane; szukamy, a nie znajdujemy; kołaczemy, a drzwi wciąż przed nami zamknięte. Dlaczego? Bo się źle modlimy, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4,3). Bóg nie jest „bankomatem”, ani żadnym innym „automatem” do spełniania naszych zachcianek. To Osoba, z którą wchodzi się w relację, a nie w „konszachty”. Nasza rozmowa z Nim nie może być spektakularna, na pokaz – przed wielkim ołtarzem. Miejsce spotkania z człowiekiem wyznacza On w izdebce. W miejscu odosobnienia i izolacji. Należy zamknąć za sobą drzwi, by nikt postronny nie przeszkadzał w rozmowie. W modlitwie pełnej wiary. W kameralnym gronie. Jezus rzadko modlił się publicznie. Częściej uchodził na pustkowie, na pustynię, z dala od ludzi, choćby na rzut kamieniem…
Gdzie dwóch albo trzech… Gdzie? W domowym zaciszu. Ilu? Liczbę określa stan rodziny. Mogą to być dwie osoby, trzy, pięć, a nawet dziesięć i więcej. Ważne jest jednak, by spotykały się w imię Boże – w imię Jezusa. To ten sam Jezus z Różańca, który łączy zwiastowanie anielskie z naszymi ludzkimi potrzebami – tu i teraz, i w godzinę śmierci naszej. Rodzina klęcząca wespół przed domowym ołtarzem. Rzadki obrazek. Spotykany częściej w Żywotach świętych niż w naszych domach. Wielu dziś nie rozumie znaczenia Różańca. Razi ich jego monotonia. Jego mantryczność. Inni doszukują się w paciorkach mądrych rozważań, a potem tworzą własne wykłady dogmatyczne. Tymczasem Różaniec jest zwyczajna rozmową – biednej wdowy, chorej matki, zagubionego młodzieńca. Różaniec to nie traktat teologiczny. Ani mantra. Odmawiany w chorobie, w trudnej sytuacji, w oczekiwaniu na nieznane. To najmądrzejsza modlitwa, najszczersza rozmowa, podczas której wraz z Maryją zwracamy się bezpośrednio do Syna Najwyższego. To Ona, w te październikowe, szare dni gromadzi nas i prowadzi – do Jezusa, w trudnych sytuacjach życiowych i losowych.
Módlmy się razem z rodziną w naszych intymnych izdebkach, z żarliwością i wiarą. We dwoje, we troje… Z Matką Boską. Podczas pokoju i w czasie wojny, której widmo targa gałęziami historii, pobrzękując szabelką niedorzecznych fobii i strachów, które spędzają z naszych oczu sen i spokój. Zawierzmy wszystko i wszystkich modlitwie naszej izdebki.
O. Ignacy Kosmana OFMCONV
Czytelnia: