Przemyski Pejzaż
gdy klasztorne śpiewanie płatki kwiatów rozchyla -
schodzisz w dół, ku rzece, by tysiącletnią twarz
chłodna falą Sanu z resztek snu obmywać.
I zanim codzienność brukiem się potoczy,
nim gwar sprofanuje konfesjonał ciszy -
podźwigną się baszty starego zamczyska,
który wszystko przeżył, który widział wszystko
i z filozofią wieku dalej się przygląda ...
jak San leniwe wody poza miasto toczy,
jak pośpiech za pośpiechem biegnie ulicami,
jak senne kamienice przecierają oczy,
jak nabiera rozpędu ziemia galicyjska ...
Poranne Godzinki płyną ścieżką do nieba
od Benedyktynek, od Karmelitanek.
Wieżyce kościołów szeptają modlitwy
zaś Archikatedra wszystkim błogosławi
i muzyką dzwonów głosi chwałę Pana.
I słychać jak dzielnice rozmowy z sobą toczą,
jak przenosi się echo z Kazanowa na Wilcze,
jak na Winnej Górze ptaki w sadach krzyczą,
jak Lipowica nabiera zielonego oddechu ...
Na Kopcu wiatr rozczesuje splątane grzywy traw
i szerokim gestem zapach pól rozwiewa ...
Dzień zwolna się dźwiga z nocy legowiska
i krzywą horyzontu biegnie naprzeciw życiu.
Znów czarna Cyganka zechce ci powróżyć,
znów Rumunka. Rosjanka ze wszystkim na sprzedaż .
Znów ktoś się urodzi, ktoś odejdzie cicho
a bogactwo i bieda, sprawiedliwość i krzywda
będą się z sobą splatać i legendy pisać
i twój pejzaż kreślić zwykłym trybem pokoleń.
Z tomiku: "Dotknąć nieba..."