Pieta

spłynął półmrok na ziemię
wielki bezgraniczny
jakby ćma zasnuła skrzydłem
złotą jasność lampy

Ciało miękkie z papieru
drapowane dłutem
otwierało rany
żółte i wilgotne

całun tak żeliwny
jak granit skał w jaskini
jak kręgosłup komet
gruchoczących ciemność

z wosku twarz Zmarłego
nagi sierp policzków
tnie srebrzystym cierniem
usta spopielone

oko twarz powieka
wosk i krew po biczu
zmrok pachnący łuczywem
i potem z miejsca kaźni

jeszcze gdzieś nadzieja
w objęciu martwych ramion
w księżycowej skórze
dotkniętej przez Matkę

Syn daleki i bliski
zmieszany ze strachem i ciszą zwątpienia
niemy i krwawiący
bezkształtny jak milczenie

z białą wstążką psalmu
wystającą z ust

1.10.2005r.