Co dalej?
Zrozumieć przesłanie Błogosławionego
Wyniesienia na ołtarze Jana Pawła II nie należy postrzegać jako szczęśliwego zakończenia jego życia, happy endu burzliwej epoki, naznaczonej niewyobrażalnym okrucieństwem, totalitaryzmami, jako ukoronowania niepokojów przełomu tysiąclecia. Nie jest to też kolejny moment uzasadniający naszą dumę narodową. Taki sposób refleksji wyznaczają dziś tabloidy. Dla chrześcijan Papież „z dalekiego kraju” to przede wszystkim ktoś, kto pozwolił się prześwietlić światłem Chrystusa. Stał się Jego czytelnym znakiem dla świata, a przez to mógł kontynuować misję, która została zlecona przez Chrystusa jego poprzednikowi, św. Piotrowi: „Umacniaj swoich braci w wierze” (por. Łk 22, 32), a którą gorliwie przez cały czas trwania swojego pontyfikatu wypełniał. Przypomniał tę prawdę papież Benedykt XVI w homilii wygłoszonej podczas Mszy świętej beatyfikacyjnej. „Jan Paweł II jest błogosławiony ze względu na swą wiarę, mocną i wielkoduszną, wiarę apostolską – mówił. – Jest to błogosławieństwo wiary, którą Jan Paweł II otrzymał w darze od Boga Ojca dla budowania Kościoła Chrystusowego”.
Takie właśnie rozumienie życia i słów bł. Jana Pawła II ma priorytetowe znaczenie dla każdej refleksji, która go dotyczy – obecnej i przyszłej. A mamy tu niemały bałagan. W licznych dywagacjach na jego temat, dyskusjach podejmujących kwestię znaczenia i wielkości pontyfikatu, na czoło wybijają się emocje (które, jak wiadomo, z natury są nietrwałe i raczej nie da się na nich niczego sensownego zbudować). Mówi się o nim jako przywódcy politycznym, wielkim tego świata, współdecydującym o jego losach. Tymczasem pierwszym zadaniem każdego papieża jest strzec czystości wiary, ukazywać w jej świetle godność człowieka, protestować przeciwko wszelkim przejawom zła, stać na straży Ewangelii, zachowywać od deformacji zasady moralności, trwać u stóp Tajemnicy. Wspomniany nieporządek, jaki się wdał w refleksję na temat nauczania papieskiego, ma u swoich podstaw przekodowanie papieskiego przekazu – myślę, że często wbrew woli autora słów. Przykładem może być wielokrotnie cytowane zawołanie z 1979 r. „Niech zstąpi Duch Twój…”, które zazwyczaj odczytywane jest w kategoriach politycznych jako hasło do boju o wolność. Tymczasem Janowi Pawłowi II chodziło przede wszystkim o odnowienie ludzkiego wnętrza, renowację sumień. Przypominał o tym w 1991 r., tłumacząc Dekalog, a w 1995 r. w Skoczowie skarcił za złe wykorzystanie otrzymanego daru. Problemem jest też jakość treści przekazu medialnego, często niebezpiecznie ocierającego się o granicę plotkarstwa i płytkiej ciekawości. To w nas niestety zostaje, deklasując inne, dużo ważniejsze treści.
Uwierzyć, że świętość to nie luksus
Nie da się zrozumieć świętości Papieża Polaka bez owego zbawczego kontekstu, odniesienia do Boga i Jego miłości do człowieka, której pełnią stała się zgoda na krzyżową śmierć Jezusa Chrystusa. Bez tego staje się ona archaizmem, nieczytelnym znakiem, budzącym odruch politowania, ustanowionym jedynie „na pokrzepienie serc”. Wydaje się, że opinie wielu środowisk – które zawsze bały się jego słów – podających absurdalne argumenty (np. szeroko cytowany w swoim czasie tekst Maureen Dowd, zamieszczony w „New York Times”, dyskusje w Radiu ZET czy TOK FM), rzekomo dyskwalifikujące Jana Pawła II jako kandydata na ołtarze, są tego najlepszym dowodem. Przeraża skala analfabetyzmu wielu ludzi mediów, nie będących w stanie (nie chcących?) pojąć, że świętość Papieża Polaka to nie luksus, na który stać tylko nielicznych, nie bajkowa doskonałość, oderwana od realiów zwyczajnego życia, lecz powołanie, którym został obdarowany każdy człowiek, potencjalna przyszłość każdego z nas. To jest pierwsze i najważniejsze przesłanie niedzielnej beatyfikacji.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebna jest nam wiara, że chrześcijaństwo to nie weksel na „święty spokój”, zaś chrzest to nie winda do nieba. Jan Paweł II nie jest lukrowanym świętym z obrazka. Znamy jego życie, naznaczone trudnymi wyborami, samotnością, poszukiwaniami. Pamiętamy wielkie cierpienie, które niósł na swoich barkach. Świętość nie przyszła mu łatwo. Ale skoro ją osiągnął – dlaczego nam miałoby się nie udać? Często boimy się, że wyraźne postawienie świętości na horyzoncie życia zabierze nam radość, ograniczy wolność, wtłoczy w ciasne ramy poprawności religijnej i surowej moralności. Nic bardziej błędnego! Powrócił do tej myśli Benedykt XVI podczas uroczystości beatyfikacji: „«Nie lękajcie się! – wołał Jan Paweł II podczas swej pierwszej uroczystej Mszy świętej na placu św. Piotra. – Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!». To, o co nowo wybrany Papież prosił wszystkich, sam wcześniej uczynił: otworzył dla Chrystusa społeczeństwo, kulturę, systemy polityczne i ekonomiczne, odwracając z siłą olbrzyma – siłą, którą czerpał z Boga – tendencję, która wydawała się nieodwracalna”.
A więc odwaga! Ona jest najbardziej potrzebna! Różnego rodzaju środowiska wrogie chrześcijaństwu najczęściej próbują zastraszyć nas, ośmieszyć, ubrać w ironię. Nie ma się czego bać. Chrystus, nawet jeśli coś zabiera, to po to, aby dać stokroć więcej. A za krzykiem i obelgami zazwyczaj kryje się pustka i bezradność.
Zastopować duchowy analfabetyzm
Emocje pobeatyfikacyjne z czasem wygasną. Powróci poszarpana rzeczywistość. Pozostanie wciąż aktualne pytanie o pomysły na zagospodarowanie pamięci o bł. Janie Pawle II. Jego osoba, nauczanie, wzór świętości muszą nas jednoczyć, ubogacać, prowadzić ku przyszłości! Nie mogą stać się tylko reliktem epoki, symbolem dumy narodowej, zaś pomniki – zakutym w spiż, martwym wystrojem miast i wsi. W kultywowaniu pamięci nie chodzi o robienie spektakularnych akcji. To nic nie wnosi. Wręcz przeciwnie – zużyte formy akademii i koncertów na placach papieskich coraz bardziej nudzą i deformują papieskie przesłanie. Chodzi o jasny przekaz, doświadczenie modlącego się Kościoła, trwającego wiernie przy swoim Pasterzu. Kościoła, który jest mocny świadectwem wiary i jedności. Stąd mamy czerpać siły.
W codziennej refleksji katechetycznej i homiletycznej jego nauczanie jest praktycznie „nienaruszone”. Tłumaczymy się: to za trudne. Nieprawda. Zadaniem, które wydaje się koniecznością na tym etapie dziejowym, jest wyznaczenie kierunku refleksji – poprowadzenie jej nie tylko w stronę bł. Jana Pawła II, ale ukazanie całego bogactwa nauczania Kościoła, w którego tradycję przecież doskonale się wpisał. Choćby po to, aby zastopować analfabetyzm duchowy naszych czasów. Niewątpliwie każde pokolenie będzie na swój sposób odczytywać osobę i nauczanie Papieża Polaka. Dzisiejsi osiemnastolatkowie inaczej postrzegają Jana Pawła II niż ci, którzy mają czterdzieści lat i więcej. Ale pomimo różnic łączy nas jedno: wszyscy potrzebujemy nawrócenia i umocnienia w wierze. Poszanowanie godności człowieka nie zależy od epoki i trendów. Każde pokolenie szuka sposobów na zdefiniowanie swojej tożsamości. „Człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej człowiek nie może siebie sam zrozumieć bez Chrystusa” – czy słowa z pierwszej pielgrzymki do Polski, wypowiedziane blisko 32 lata temu, straciły cokolwiek ze swojej aktualności? Przed nami ważne zadanie. Czy mu sprostamy?