Zjednoczenie z Bogiem
Jeśli chodzi o udzielenie ci rady, to mogę tylko powiedzieć ci, co myślę.
Polecam ci modlitwę, ponieważ jest ona dobra dla każdego, a nasz Pan każe nam się modlić. Co do metody, to rób, co możesz i co ci odpowiada. Wydaje mi się oczywiste, że czytanie duchowe i rozmyślanie na ogół nie pomaga, a najprostszy sposób modlitwy jest najlepszy. Wobec tego stosuj go.
Ale modlitwa w sensie zjednoczenia z Bogiem jest czymś, co powoduje największe udręczenie. Musimy to robić dla Boga, lecz nie znajdziemy w tym żadnej satysfakcji, czegoś w rodzaju poczucia „Jestem dobry w modlitwie”, „mam niezawodną metodę”. Takie przekonanie byłoby zresztą katastrofalne, gdyż to, czego mamy się nauczyć, to nasza własna słabość, niemoc, bezwartościowość. Nie należy też oczekiwać „odczucia rzeczywistości” tego, co nadprzyrodzone, o którym mówisz. Nie powinniśmy pragnąć żadnej innej modlitwy, jak tylko takiej, jaką Bóg nam daje – a prawdopodobnie będzie ona pełna roztargnień i niezadowalająca pod każdym względem!
Z drugiej strony jedyny sposób na modlitwę to modlitwa. A sposób na to, żeby modlić się dobrze, to modlić się dużo. Jeśli nie mamy na to czasu, to przynajmniej musimy modlić się regularnie. Im mniej się modlimy, tym gorzej nam to idzie. Jeżeli zaś okoliczności nie pozwalają nam nawet na regularność, to musimy pogodzić się z faktem, że kiedy próbujemy się modlić, modlić się nie potrafimy – i nasza modlitwa będzie prawdopodobnie polegała na mówieniu tego Bogu.
Jeśli chodzi o to, kiedy zaczynać na nowo, a kiedy przerywać, to nie sądzę, żebyś miał jakiś wybór. Musisz po prostu sam decydować. Spełniaj wszelkie akty, jakie pragniesz i czujesz, że powinieneś je spełniać, lecz nie sil się na jakiekolwiek uczucia.
Z całą prostotą mówisz, że nie wiesz, co robić, jeśli możesz spędzić sam kwadrans w kościele. Przypuszczam, że jedyne, co możesz zrobić, to odsunąć od siebie i kościół, i wszelkie inne sprawy i po prostu powierzyć się Bogu, błagać Go o miłosierdzie dla siebie i ofiarować mu wszystkie twe roztargnienia.
Co do tego, że zagadnienia religijne są „mętne” i że w nich się gubimy, to myślę, że niech sobie takie będą – w pewnym sensie – lecz jeśli osiągniesz właściwy i prosty kontakt z Bogiem na modlitwie, to wejdziesz w sam środek koła, gdzie jego obroty nie mają już znaczenia. Nie możemy pozbyć się kłopotów świata ani pytań, jakie nam stawia nasz rozum; możemy tylko śmiać się z nich i lekceważyć je, jeśli są źródłem niepokoju.
Polecam ci modlitwę, ponieważ jest ona dobra dla każdego, a nasz Pan każe nam się modlić. Co do metody, to rób, co możesz i co ci odpowiada. Wydaje mi się oczywiste, że czytanie duchowe i rozmyślanie na ogół nie pomaga, a najprostszy sposób modlitwy jest najlepszy. Wobec tego stosuj go.
Ale modlitwa w sensie zjednoczenia z Bogiem jest czymś, co powoduje największe udręczenie. Musimy to robić dla Boga, lecz nie znajdziemy w tym żadnej satysfakcji, czegoś w rodzaju poczucia „Jestem dobry w modlitwie”, „mam niezawodną metodę”. Takie przekonanie byłoby zresztą katastrofalne, gdyż to, czego mamy się nauczyć, to nasza własna słabość, niemoc, bezwartościowość. Nie należy też oczekiwać „odczucia rzeczywistości” tego, co nadprzyrodzone, o którym mówisz. Nie powinniśmy pragnąć żadnej innej modlitwy, jak tylko takiej, jaką Bóg nam daje – a prawdopodobnie będzie ona pełna roztargnień i niezadowalająca pod każdym względem!
Z drugiej strony jedyny sposób na modlitwę to modlitwa. A sposób na to, żeby modlić się dobrze, to modlić się dużo. Jeśli nie mamy na to czasu, to przynajmniej musimy modlić się regularnie. Im mniej się modlimy, tym gorzej nam to idzie. Jeżeli zaś okoliczności nie pozwalają nam nawet na regularność, to musimy pogodzić się z faktem, że kiedy próbujemy się modlić, modlić się nie potrafimy – i nasza modlitwa będzie prawdopodobnie polegała na mówieniu tego Bogu.
Jeśli chodzi o to, kiedy zaczynać na nowo, a kiedy przerywać, to nie sądzę, żebyś miał jakiś wybór. Musisz po prostu sam decydować. Spełniaj wszelkie akty, jakie pragniesz i czujesz, że powinieneś je spełniać, lecz nie sil się na jakiekolwiek uczucia.
Z całą prostotą mówisz, że nie wiesz, co robić, jeśli możesz spędzić sam kwadrans w kościele. Przypuszczam, że jedyne, co możesz zrobić, to odsunąć od siebie i kościół, i wszelkie inne sprawy i po prostu powierzyć się Bogu, błagać Go o miłosierdzie dla siebie i ofiarować mu wszystkie twe roztargnienia.
Co do tego, że zagadnienia religijne są „mętne” i że w nich się gubimy, to myślę, że niech sobie takie będą – w pewnym sensie – lecz jeśli osiągniesz właściwy i prosty kontakt z Bogiem na modlitwie, to wejdziesz w sam środek koła, gdzie jego obroty nie mają już znaczenia. Nie możemy pozbyć się kłopotów świata ani pytań, jakie nam stawia nasz rozum; możemy tylko śmiać się z nich i lekceważyć je, jeśli są źródłem niepokoju.
John Chapman OSB
Listy o modlitwie
Listy o modlitwie
Czytelnia: